Partia Republikańska zaproponowała całkowity zakaz sprzedaży napojów energetycznych osobom poniżej 18 roku życia oraz zakaz ich sprzedaży na terenie szkół i innych placówek oświatowych. Regulacja jest jednak dziurawa jak szwajcarski ser – odnosi się do wąskiej grupy produktów tzw. energetyków, a pomija całą gamę substytutów kofeiny i artykułów bezkofeinowych. Zabrakło profilaktyki jak również solidnego uzasadnienia ustawy, w tym oczekiwanych rezultatów, które miałyby przyczynić się do ochrony zdrowia dzieci i młodzieży.

Poseł Kamil Bortniczuk, który przedstawił założenia projektu ustawy uważa, że „napoje energetyczne to narkotyk zapakowany w cukierek. Dlatego tym bardziej powinniśmy się ich wystrzegać i zakazać kupna dzieciom” – przekonywał autor regulacji w jednym z publicznych wystąpień. Metafora użyta przez posła i ministra sportu i turystyki, podobnie jak zakres regulacji, wydaje się mocno chybiony.

W 250 ml puszce napoju energetycznego znajduje się 80 mg kofeiny. To nieco więcej niż w szklance czarnej herbaty (67 mg kofeiny) i mniej niż w standardowym kubku kawy (od 90 do 120 miligramów kofeiny). Zawartość kofeiny może się istotnie różnić także w przypadku gatunku wypijanej kawy. Dla przykładu, ziarna Robusty zawierają o 40-50% więcej kofeiny aniżeli ziarna Arabiki. Kofeina jest alkaloidem roślinnym naturalnie występującym w liściach, ziarnach, nasionach i owocach ponad 60 gatunków roślin na całym świecie, m.in. w liściach krzewu herbacianego i ostrokrzewu paragwajskiego mate, nasionach kawy, kakao, guarany czy w zarodkach nasion koli. Kofeina to jeden z najgruntowniej przebadanych składników żywności, jej właściwości stymulujące znane są już od czasów starożytnych.

Współcześni konsumenci, także ci młodociani, mogą przebierać w wielu artykułach spożywczych, także napojowych, o działaniu pobudzającym. Są one ogólnodostępne i mimo, że niejednokrotnie przewyższają poziom kofeiny zawarty w puszce popularnego „energetyka” – nie planuje się ograniczeń w ich sprzedaży. Przynajmniej na razie. Kofeina jest składnikiem występującym powszechnie – można ją znaleźć w popularnych napojach, jak kawa (rozpuszczalna to 60 mg kofeiny, parzona 80 mg, a małe espresso już 107 mg kofeiny), kakao (ok. 7,5 mg kofeiny), yerba mate (od 350 do ponad 700 mg kofeiny w zależności od gatunku i rodzaju suszu) i w szeregu słodkich, gazowanych napojów znanych marek jak Coca Cola (46 mg) czy Pepsi (38 mg). Wśród napojów, w rankingu sprzedaży, wcale nie górują energetyki, o których ostatnio tak wiele się mówi. Według danych rynkowych, napoje energetyczne to zaledwie 3% wolumenu napojów bezalkoholowych konsumowanych w Polsce. Znacznie większe obroty notuje się wśród kategorii napojów gazowanych typu Cola. Pomimo wysokiej zawartości cukru oraz kofeiny, Coca Cola czy Pepsi, są ogólnodostępne, także dla konsumentów, którzy nie legitymują się jeszcze dowodem osobistym. A działający od 2021 r. podatek cukrowy to jedyny, jak dotąd, sposób na ograniczanie ich sprzedaży.

Właściwości stymulujące cechują nie tylko napoje z kofeiną w składzie, ale również rośliny bezkofeinowe – o których projekt ustawy nie wspomina – jak żeń-szeń, rhodiola, maca, ashwagandha czy kudzu. Jeśli państwo ma „przywrócić kontrolę rodzicielską” nad tym, co kupują nieletni, należałoby zakazać sprzedaży równie, jeśli nie bardziej szkodliwych dla zdrowia i kondycji nastolatków, pozostałych kategorii żywnościowych, w tym słonych i słodkich przekąsek typu batony energetyczne, batoniki z dużą zawartością cukru, czekolada czy cukierki z kofeiną etc.

Wnioskowany projekt w obecnym kształcie nie stanowi skutecznej recepty na problemy zdrowia publicznego wśród osób niepełnoletnich – gdzie większym wyzwaniem niż nadpobudliwość są problemy młodzieży z nadwagą, cukrzycą czy niedostateczna liczba psychiatrów, którzy mogliby w porę zdiagnozować objawy depresji wśród nastolatków. Jeśli u podstaw zmian w prawie leży niemotywowana żadnymi interesami potrzeba zawalczenia o zdrowie i kondycję polskiej młodzieży, należałoby znacząco poszerzyć zakres przedmiotowy regulacji – dodatkowo o pozostałe napoje kofeinowe i bezkofeinowe, a także inne kategorie spożywcze.

Zastanawiająca jest logika samej ustawy, w myśl której, dany produkt jest z gruntu szkodliwy. Ignoruje się fakt, iż zanim żywność trafi na sklepowe półki, musi spełnić szereg restrykcyjnych wymogów związanych z bezpieczeństwem i jakością, obwarowanych przepisami prawa żywnościowego. Dlatego w przypadku żywności dopuszczonej do obrotu ważne jest podejście samego konsumenta. Jak mawiał Paracelsus, ojciec medycyny nowożytnej: „Tylko dawka czyni, że dana substancja jest trucizną”. Trudno nie zgodzić się z opinią lekarzy i dietetyków, że nadmierne spożywanie napojów energetycznych, ponad zalecaną dzienną dawkę kofeiny, jest niezdrowe. Ta, w przypadku osób dorosłych mieści się na poziomie 400 mg na dobę. W przypadku młodzieży, jednorazową bezpieczną dawkę kofeiny, według danych agencji unijnej EFSA (Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności), ustalono na poziomie 3 mg kofeiny/kg masy ciała dziennie.

Dyskusja wokół regulacji każe zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt związany z proponowanym, sankcyjnym charakterem ustawy. Zapowiedź włączenia napojów energetycznych do katalogu produktów zakazanych sprzedaży niepełnoletnim, może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Intencje przyświecające zmianom są słuszne, ale sposób wyegzekwowania od młodych ludzi pożądanych postaw wyłącznie tą drogą – już niekoniecznie. Zakazany owoc kusi podwójnie. Fakt legitymowania się dowodem osobistym nie przesądza o dojrzałości jego posiadacza. Dlatego należy postawić na edukację i jeszcze raz na edukację. Bezsprzecznie należy wyczulać młodzież i rodziców na przyczyny i skutki nieodpowiedniej diety, zarówno w ramach edukacji szkolnej, ale także w rodzinie i w przestrzeni medialnej. Ogólnopolska kampania społeczna mogłaby przyczynić się do popularyzacji korzyści płynących ze zdrowego odżywiania się. Nakazy i zakazy, szczególnie te narzucane odgórnie, nie trafiają na podatny grunt, gdy są kierowane do dorastających nastolatków. Przykład płynący od opiekunów, pedagogów czy moda, której filarem jest zdrowy styl życia, popularyzowana atrakcyjnymi dla młodych kanałami przekazu (w szczególności poprzez media społecznościowe), o wiele bardziej przysłużyłyby się zdrowiu publicznemu młodzieży i osób pełnoletnich niż najbardziej surowe przepisy „Kodeksu Hammurabiego”.

Natalia Witkowska, ekspert Instytutu ESG, redaktorka naczelna oESG.pl