8,5 mln zł wydano w 2022 r. na reklamy wysokoprocentowych alkoholi, mimo że ich promocja jest zakazana – wynika z danych przygotowanych przez Kantar dla DGP. Kwota może być o wiele wyższa, bo nie uwzględnia m.in. promocji przez influencerów.

Zgodnie z przepisami ustawy o wychowaniu w trzeźwości reklamy napojów alkoholowych, z wyjątkiem piwa, są zakazane. To jednak tylko teoria, szczególnie że prawo dopuszcza wyjątek: zakaz nie obejmuje reklamy skierowanej do zamkniętego, znanego z góry kręgu odbiorców. Zgodnie z ustawą za reklamę napojów alkoholowych uważa się jedynie działania o charakterze publicznym.

Producenci reklamują, bo się nie boją

Dane opracowane dla DGP przez Kantar pokazują, że wysokoprocentowe alkohole są reklamowane, i to na coraz większą skalę. W ostatnim roku nakłady na nie wzrosły o 1,2 mln zł. Z nieoficjalnych rozmów z ekspertami dowiadujemy się jednak, że kwota ta dotyczy jedynie reklam w prasie czy na nośnikach outdoorowych. Nie uwzględnia tych w mediach społecznościowych, gdzie producenci poczynają sobie coraz odważniej.
Jak to możliwe, że na zabronione reklamy producenci przeznaczają coraz większe kwoty? Eksperci mówią wprost: bo się nie boją. Jak pokazują dane, sprawy, które trafią do sądu, bardzo rzadko kończą się skazaniem. A jeśli już, to kwota jest niewielka.
Jak podaje Dominika Gołaska z Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom (KCPU), na 22 sprawy zgłoszone przez KCPU do prokuratury od 2019 r. tylko jedna zakończyła się wyrokiem skazującym. Chodzi o reklamowanie przez byłego podwładnego ministra Macierewicza m.in. w mediach społecznościowych i na stronie internetowej wódki Misiewiczówki. Niedawno zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Janusza Palikota i Kubę Wojewódzkiego – którzy promują swoja wódkę w internecie – złożył Jan Śpiewak. Postępowanie jest w toku.

Na insta jest niepublicznie?

Największym problemem jest reklamowanie alkoholu przez influencerów czy piosenkarzy w klipach (tzw. lokowanie produktu). Kuszą wysokie gaże i niskie kary, które mogą ewentualnie zapaść. W przypadku Misiewicza była to grzywna 20 tys. zł. Do tego reklamujący mają własną interpretacje przepisów. Janusz Palikot stwierdził, że nie jest influencerem, a prezentowane w mediach społecznościowych alkohole służą jedynie do degustacji i opowiadania o swojej pracy i inwestycjach. Producenci mówią nam z kolei, że odbywa się to na grupie zamkniętej, więc jest skierowane do określonej grupy, na co przepisy pozwalają. Jak mówią nasi rozmówcy, prokuratorzy umarzają sprawy, argumentując, że konieczność m.in. rejestracji powoduje, że reklama nie jest publiczna. Nawet jeżeli liczba osób w grupie wynosi miliony: 1,4 mln obserwujących ma np. Maffashion, która także promowała alkohole. Krzysztof Brzózka, były szef Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, twierdzi, że wyjątki powinny dotyczyć tylko hurtowni, sklepów monopolowych czy restauracji, gdzie wiadomo, do kogo jest skierowana. Promocja w internecie nie powinna być traktowana w ten sam sposób.
Jeden z prokuratorów w rozmowie z nami podkreślił, że sprawa nie jest oczywista. Chodzi o interpretację przepisów dotyczących publicznego rozpowszechniania reklamy. Wraz z szybkim rozwojem mediów społecznościowych definicja tego, co jest publiczne, nabiera nowego znaczenia. Prawnicy uważają, że przepisy wymagają zmian. – Bo czy to, że każdy może dostać się do grupy na Instagramie lub Facebooku, a treści mogą być dalej udostępniane, nie oznacza, że chodzi o dotarcie do szerokiej publiczności? – pyta retorycznie. Dodaje, że w orzecznictwie zaczyna być to uwzględniane, tym bardziej że kwestia publicznego udostępniania nie dotyczy tylko alkoholu. Co do argumentów podnoszonych przez Palikota mówi, że jako reklamę uznaje się także celowe pokazywane znaków towarowych.

Zdrowie publiczne się nie odwoła

– Główną bolączką jest społeczne przyzwolenie na tego rodzaju reklamę. Dotyczy to także organów ścigania. Nie ma indywidualnego pokrzywdzonego, więc sprawy te w powszechnym odbiorze nie są warte wysiłku. Niczyje dobro nie zostało bezpośrednio naruszone. Poszkodowanym jest zdrowie publiczne, a to może się wydawać zbyt ogólne. W efekcie ponad 90 proc. spraw nie wychodzi w ogóle z policji czy prokuratury – mówi Marta Oleszczuk, kierownik działu prawnego KCPU. Nawet jeżeli na Instagramie pojawi się influencerka, która ma setki tysięcy lub nawet miliony obserwujących, reklamująca wprost wódkę, ryzyko, że poniesie konsekwencje prawne, jest znikome. Tymczasem, jak dodaje Oleszczuk, z badań jasno wynika, że reklama jest skutecznym narzędziem zachęcania, szczególnie młodych konsumentów, do spożywania alkoholu. – Chodzi o to, że jak ktoś stanie przed półką z alkoholami, to sięgnie po ten znany i reklamowany. A stanie, bo będzie kojarzyć się z relaksem, zabawą, przyjaźnią – dodaje. Dlatego też WHO w swojej strategii walki ze skutkami spożywania alkoholu od lat umieszcza zakaz reklamy. To jeden z priorytetów oprócz ograniczenia dostępności fizycznej i ekonomicznej alkoholu. O tym, że reklama jest skuteczna, może świadczyć także wysokość wydatków na ten cel. – Gdyby się nie opłacało, nie byłoby jej – dodaje ekspertka. Jej zdaniem wprowadzenie całkowitego zakazu reklamy napojów alkoholowych pozwoliłoby uniknąć wątpliwości interpretacyjnych, na które pozwalają obecne przepisy.
To, że organy ścigania nie traktują takich spraw jako priorytetowe, przyznaje w rozmowie DGP jeden z prokuratorów. Sprawy trafiają do działów dochodzeniowych, gdzie można je szybko zamknąć bez podawania uzasadnienia. A ponieważ nie ma konkretnego pokrzywdzonego, nie wpłynie zażalenie na odmowę wszczęcia postępowania.
– Nie ma więc ryzyka, że sprawa do nas wróci – mówi nasz rozmówca. ©℗