W tle decyzji zmierzających do ograniczania cen w Europie pojawiły się większe dostawy z Rosji. Pozostającymi w użyciu rurociągami tłoczono w ostatnich tygodniach najwięcej paliwa od września.

Porozumienie w sprawie mechanizmu korygującego notowania gazu, czyli limit cenowy, który ma być uruchamiany, gdy ceny w holenderskim hubie TTF przez trzy dni będą przekraczać pułap 180 euro za 1 MWh i jednocześnie będą o co najmniej 35 euro wyższe niż regionalne indeksy LNG, nie doprowadziło do dużych wahań cen. We wtorek w TTF błękitne paliwo z dostawą na przyszły miesiąc kosztowało ok. 110 euro za 1 MWh. Cena utrzymuje się poniżej listopadowej średniej notowań i to mimo zapotrzebowania zwiększonego w związku z mrozami.

Ograniczony wpływ

- Rynek oswoił się z tym, że Europa straciła większość rosyjskich dostaw. Jesteśmy w okolicach połowy sezonu grzewczego i widać, że unijne gospodarki sobie radzą, zapasy są stopniowo wykorzystywane, ale nadal są na bezpiecznych poziomach, wyższych niż rok temu o tej samej porze. Możliwości odbioru gazu skroplonego zwiększają się za sprawą nowych terminali niemieckich. Chiny wciąż są pogrążone w lockdownach i konsumują mniej gazu. Surowiec nie jest oczywiście tani, wciąż istnieją czynniki ryzyka, choćby całkowitego zakręcenia kurków przez Moskwę, ale powodów do paniki nie ma - mówi nam Kamil Kliszcz, analityk Biura Maklerskiego mBanku.
Zaznacza, że unijny limit ma na te okoliczności ograniczony wpływ. - Ustalono go znacznie powyżej dzisiejszych cen rynkowych. W dodatku skonstruowano go w taki sposób, że trudno sobie dziś wyobrazić, żeby w daleko idącym stopniu wpłynął na rynek. Gdyby pojawiło się zagrożenie brakiem gazu, żaden limit nie uratuje nas przed zwiększonymi kosztami - tłumaczy ekspert.
Obawy związane z wprowadzeniem limitu zgłaszała wcześniej zarówno część stolic (m.in. Berlin, Wiedeń, Budapeszt i Haga), jak i instytucji europejskich (Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny), a także podmioty rynkowe, na czele z operatorem holenderskiej giełdy gazowej ICE. Podnoszono m.in., że mechanizm odgórnego ograniczania cen, za którym opowiadała się Polska, może spowodować większe zużycie deficytowego paliwa, utrudnić rywalizację o dostawy z globalnego rynku, wypchnąć transakcje gazowe poza giełdę czy zwiększyć ryzyko dla traderów.

Sezonowy wzrost

Jak policzyliśmy na podstawie danych agregowanych przez brukselski Instytut Bruegla i raportowanych przez europejskich operatorów sieci przesyłowych (ENTSOG), od początku roku europejscy odbiorcy pozyskali z Rosji rurociągami ok. 65 mld m sześc. gazu. To o niemal 55 proc. mniej niż w tym samym okresie 2021 r. Unia zdołała niemal w pełni zrównoważyć utracone dostawy rurociągowe ze Wschodu przede wszystkim dzięki zwiększonemu o niemal trzy czwarte w porównaniu z zeszłym rokiem pozyskaniu gazu skroplonego. Paliwo w tej formie dostarczała w pewnej części także Rosja. Dodatkowe 10 mld m sześc. wtłoczyli do europejskiego systemu gazowego Norwegowie. Dzięki tym dostawom mimo spadku przesyłu z Rosji import gazu spadł zaledwie o ok. 2 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem. Równocześnie szacuje się, że zużycie błękitnego paliwa do listopada włącznie spadło w UE o ok. 11 proc. w porównaniu ze średnią z lat 2019-2021.
W ostatnich tygodniach więcej gazu do Europy tłoczyła także Rosja - po raz pierwszy od przełomu sierpnia i września średnie dzienne dostawy sięgały 100 mln m sześc. Kluczowym szlakiem stał się południowy Turk Stream, który operuje blisko maksimum przepustowości. Wykorzystanie tej trasy wzrosło po jesiennych zapowiedziach prezydentów Rosji i Turcji Władimira Putina i Recepa Tayyipa Erdoğana uczynienia z Turcji kluczowego hubu dla rosyjskiego gazu.
Gazprom zwiększył także przesył do Europy przez Ukrainę. Jeszcze w październiku i na początku listopada tłoczono tędy średnio niecałe 35 mln m sześc. dziennie. Na przełomie listopada i grudnia było to już ponad 45 mln. Tymi trasami gaz otrzymują m.in. odbiorcy w Austrii, na Węgrzech, w Serbii czy na Słowacji.
- Działają tu czynniki sezonowe. To kwestia zwiększonego zapotrzebowania zgłaszanego przez podmioty, które w dalszym ciągu odbierają kontraktowe dostawy od Gazpromu. Nie należy doszukiwać się w tych danych precedensu - komentuje Kamil Kliszcz.
- Ci, którzy mogą, maksymalizują odbiór, widząc, że zapotrzebowanie rośnie - zgadza się Agata Łoskot-Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich. Dodaje, że Rosji może bardziej niż wcześniej zależeć na utrzymaniu przyczółków na europejskim rynku ze względu na koszty, jakie ponosi z powodu sankcji naftowych. - Jakoś trzeba dopiąć mocno uszczuplony rosyjski budżet - zauważa.
Ostatnie dni przyniosły jednak spadki przesyłu. Na europejskim krańcu Turk Streamu odnotowano już tylko nieco ponad 30 mln m sześc. gazu na dobę, a ostatnie dane ze szlaku ukraińskiego - z soboty - mówią o 45 mln.
ikona lupy />
Dostawy gazu do Europy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe