- Mówimy big techom: negocjacje się skończyły. Jesteście w Europie, będziecie grać na zasadach w Europie obowiązujących - mówi Gerard de Graaf, dyrektor biura Unii Europejskiej w Dolinie Krzemowej. Wcześniej był m.in. szefem Dyrekcji Generalnej ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii (DG CONNECT). Odpowiadał za przygotowanie DMA i DSA.

Komisja Europejska otworzyła swoją placówkę w San Francisco. Na czym polega wasza misja w Dolinie Krzemowej?
Komisja Europejska właściwie wraca na Zachodnie Wybrzeże, mieliśmy tu biuro we wczesnych latach 90. i do dziś nie rozumiem, dlaczego je zamknięto. Unia Europejska nie jest tu zbyt dobrze rozumiana. Jesteśmy 10 tys. km od Brukseli, tutaj spogląda się raczej przez Pacyfik, na Azję, zwłaszcza Chiny. Częścią mojej misji jest więc zwrócenie uwagi na Europę.
Każda wielka firma technologiczna ma przedstawicieli w Europie. Rozmowy z nimi nie wystarczyły?
Oczywiście w Brukseli są ich lobbyści oraz ich prawnicy, my też mamy delegację w Waszyngtonie, współpracujemy z nią bardzo blisko. Niemniej dyskusja toczy się tam na szczeblu politycznym. Tutaj mamy szansę rozmawiać z przemysłem.
Czy jesteście tam, aby wywierać presję na wielkie firmy technologiczne?
Te firmy są pod presją, ale nie dlatego, że otworzyliśmy tu biuro, ale dlatego, że będą musiały dostosować się do znaczących europejskich regulacji. Akt o usługach cyfrowych (Digital Services Act, dalej: DSA) wszedł w życie kilka dni temu, akt o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act, dalej: DMA) - na początku listopada. To instrumenty, które będą miały ogromny wpływ na cały tutejszy ekosystem biznesowy. Naszą rolą jest wyjaśniać ich znaczenie i pomagać firmom się do nich dostosować.
To pierwszy raz, kiedy Komisja Europejska otwiera drugą placówkę dyplomatyczną w tym samym kraju. Czy Dolina Krzemowa jest tak istotna z europejskiego punktu widzenia?
Mamy siedzibę w Dolinie Krzemowej, ale całe Zachodnie Wybrzeże jest dla nas bardzo istotne, bo swoje siedziby ma tu wiele ważnych spółek, opracowywanych jest też wiele technologii. Spójrzmy na Seattle - jest tam Amazon i Microsoft. W Los Angeles - przemysł audiowizualny i gamingowy. W Arizonie rozwija się bardzo interesujący biznes półprzewodnikowy. W Dolinie Krzemowej jest też wiele technologii, o których możemy dyskutować. Europa jest bardzo silnym graczem w dziedzinie wirtualnej rzeczywistości (VR), technologiach optycznych, inżynierii kwantowej czy sztucznej inteligencji (AI). Jak możemy uwolnić nasz potencjał? Jak możemy sprawić, że np. Metawersum będzie bezpieczne? Jak możemy zapewnić, by przestrzegane były w nim europejskie wartości? To pytania, na które odpowiedzi będziemy poszukiwać. Świat technologii zdominowało hasło „move fast and break things” - „idź szybko, niszcz przeszkody”. Tymczasem widzimy wiele problemów, nad którymi trzeba było się zatrzymać. Mamy do czynienia z mową nienawiści, handlem zabronionymi produktami, dezinformacją, cyberbullyingiem, negatywnym wpływem na dzieci. Chcemy o nich rozmawiać z firmami technologicznymi, by móc ograniczyć ich wpływ na nowe rozwiązania. Tak by technologia służyła ludziom, nie na odwrót.
Ostatnia unijna regulacja dotycząca firm technologicznych powstała w 2000 r. Używaliśmy wtedy Nokii 3310.
Wypełniamy więc lukę. Regulacje, które niedawno przyjęliśmy w Europie, sprawiają, że firmy będą mogły zostać pociągnięte do odpowiedzialności za wpływ, jaki mają na społeczeństwo. Lub - jeśli mówimy o DMA - czy rynki pozostaną konkurencyjne. To bardzo istotne, bo w internecie, kiedy jesteś pierwszy na rynku, możesz go kontrolować, stajesz się bardzo szybko bardzo duży. Dlatego próbujemy promować również myślenie na ten temat.
Wielkie firmy będą próbowały obronić się przed wprowadzeniem DMA i DSA, tak jak robiły to przy okazji RODO czy - ostatnio - wprowadzenia jednej ładowarki do wszystkich urządzeń. Jakich wybiegów można się spodziewać z ich strony?
Sądzę, że to prawda tylko w części. Interes prywatny i publiczny jest zbieżny w wielu miejscach - platformy nie chcą ułatwiać terroryzmu ani wykorzystywania dzieci. Mam nadzieję, że to jest miejsce, w którym możemy się spotkać i pracować wspólnie nad rozwiązaniem problemów.
Dostosowanie się do unijnych norm będzie jednak kosztowało je dużo pieniędzy.
Oczywiście, DMA i DSA to daleko idące regulacje. Niektóre z platform będą musiały z ich powodu zmienić modele biznesowe, nie będą mogły zarabiać tak, jak dziś to robią. I to faktycznie może się nie spodobać. Niemniej nasza wiadomość do sektora jest taka: negocjacje się skończyły. To formalnie obowiązujące w Unii Europejskiej prawo, a gra ma dzisiaj tytuł: „Dostosuj się”. Jesteś w Europie, zarabiasz w Europie duże pieniądze, będziesz grał na zasadach obowiązujących w Europie. Jeśli firma chce sprzedawać samochody w Stanach Zjednoczonych, musi dostosować je do amerykańskich wymogów bezpieczeństwa, inaczej nie zostaną one dopuszczone na drogi.
Oczywiście firmy będą starały się znaleźć taki sposób implementacji przepisów, który będzie dla nich najbardziej sprzyjający. Część regulacji może być przetestowana w sądzie, to nic złego. Mam jednak nadzieję, że nie każda decyzja Komisji Europejskiej będzie przedmiotem sporu, bo to nie byłoby w niczyim interesie. I tu potrzebna jest strategiczna kooperacja.
Będzie pan przekonywał firmy, by odpuszczały?
Nie będę przepraszać za europejskie regulacje w USA. Model biznesowy prawników polega na podważaniu decyzji, oni zawsze starają się wnieść sprawę do sądu. Ale tu zarządy firm będą musiały podjąć strategiczne decyzje: czego chcemy. To także decyzja o tym, jaką relację chcemy mieć z regulatorem. W interesie firm nie jest wchodzić w ciągłe spory, tylko przestrzegać obowiązującego w UE prawa.
Przeprowadziliśmy proces demokratyczny, każdy miał możliwość wyrazić swoje zdanie. Mieliśmy wiele sesji konsultacji, ale teraz negocjacje się skończyły. Wybrani przedstawiciele naszych rządów zdecydowali i dziś to implementujemy.
Co stanie się z firmami, które nie dostosują się do DMA i DSA? Czy można sobie wyobrazić, że Apple czy Google przestają działać w Europie z powodu kary za niedostosowanie się do przepisów?
Nie, ich nie stać na to, żeby wyjść z naszego rynku, więc oczywiście, że się dostosują. Inaczej straciłyby reputację. Jeśli jednak znajdą się wyjątki, to mamy narzędzia do tego, by wymusić przestrzeganie naszych regulacji. To prawo ma zęby. W przypadku DSA możemy nałożyć na platformę karę w wysokości 6 proc. od rocznego przychodu lub obrotu. W ostateczności możemy też wyłączyć platformę na terenie Unii. Na podstawie DMA firmy mogą dostać karę nawet 10 proc. przychodu albo nawet 20 proc. w przypadku powtarzających się naruszeń.
Jeśli chodzi o regulacje internetu, czy możemy czegoś nauczyć się od Stanów Zjednoczonych?
USA mają zupełnie inny system prawny - to po pierwsze. Po drugie na poziomie federalnym nie było podejmowanych zbyt wielu akcji, więc niestety nie ma zbyt wiele do nauczenia się - Unia jest w tym sensie przed Stanami. Teraz Kalifornia pracuje nad prawem chroniącym dzieci, więc będziemy się mu przyglądać. Ponadto osobne regulacje mają też miasta - np. San Francisco ma interesujące przepisy dotyczące AI. Ale to pojedyncze przypadki.
Kiedy Kongres przesłuchiwał Peitera Zatko, sygnalistę z Twittera, uderzyło mnie, jak dużo pytań dotyczyło braku regulacji w USA. Senatorowie dziwili się, dlaczego platformę można pociągnąć do odpowiedzialności w Unii, a w Stanach już nie.
Myślę, że jest tu zrozumienie, iż wielkie platformy trzeba uregulować, ale nie ma zgody co do tego, jak to robić. Kiedy spytać o to republikanów i demokratów, uzyskuje się zupełnie inne odpowiedzi. Przy czym trudno tu o porozumienie, bo sytuacja polityczna jest bardzo napięta, co praktycznie blokuje przeprowadzenie poważniejszych regulacji.
Wydaje mi się, że pytania, które zadajemy sobie w UE, są także stawiane tutaj: jak sprawić, by internet był bezpieczny, jak chronić nasze fundamentalne wolności, jak upewnić się, że rynek jest konkurencyjny, a największe firmy nie mogą robić tego, co im się podoba. Te pytania nie znikną, a interesujące jest to, jak nasze regulacje wpłyną na amerykańską debatę polityczną. Zobaczmy, co się dzięki nim stanie: obywatele UE będą mieli lepsze warunki dostępu do usług i lepszą ochronę przed zakusami amerykańskich firm niż obywatele Stanów Zjednoczonych. Myślę, że politycy coraz częściej będą musieli mierzyć się z pytaniami o to, dlaczego rodzime firmy lepiej traktują Europejczyków niż obywateli USA.
Zainteresowanie naszymi regulacjami jest też bardzo duże na świecie. Może inne kraje nie będą kopiować tych rozwiązań w całości, ale na pewno będą się nimi inspirowały. Amerykanie zobaczą wtedy, że nie tylko Europa reguluje cyberprzestrzeń, co każe im jeszcze częściej pytać, dlaczego nie USA.
Wielkie firmy często używają argumentu, że regulacja zabija innowację.
I jestem tu także po to, by mówić, że to nieprawda. W Europie nie tylko regulujemy, mamy także wspaniałe technologie. Spójrzmy na Polskę - jest fascynującą sceną start upową, badania nad AI czy technologią blockchain są tu bardzo interesujące. Musimy być bardziej dumni z naszego rozwoju technologicznego.
Co do USA, mam tu internet, który jest trzy razy droższy niż w Europie, ale nawet w połowie nie tak szybki. Mam konto w banku - co jest niezwykle trudne do uzyskania bez historii kredytowej - i widzę, że rozwój płatności praktycznie się tu zatrzymał. Nadal wypisuję czeki! Lekarstwa są tu znacznie droższe, nie wspominając już o całej opiece zdrowotnej. Dlaczego w Unii Europejskiej nie mamy takich wielkich problemów? Bo otworzyliśmy te rynki.
Czy są już plany, by otworzyć kolejne przedstawicielstwa w innych częściach świata?
Nie ma konkretów, ale temat jest żywy. Obszarami zainteresowania tradycyjnej dyplomacji były bezpieczeństwo czy handel. Dziś do priorytetów Unii Europejskiej należą obszary, których ona nie dotykała - transformacja cyfrowa, zmiany klimatyczne. To jest luka, którą my wypełniamy.
Te same zagadnienia, które w ramach digital dyplomacy poruszamy w Stanach Zjednoczonych, są istotne też dla innych dużych krajów. Spójrzmy na Indie - technologia rozwija się tam nie tylko w Nowym Delhi, ale też Bangalurze i innych częściach. Uważam, że obecność Unii Europejskiej byłaby tam istotna. Wnioski, które wyciągniemy z naszego działania w Dolinie Krzemowej, będzie można później przełożyć na kolejne placówki.
Gerard de Graaf, dyrektor biura Unii Europejskiej w Dolinie Krzemowej. Wcześniej był m.in. szefem Dyrekcji Generalnej ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii (DG CONNECT). Odpowiadał za przygotowanie DMA i DSA / Materiały prasowe