Gdyby miliarder nie wywiązał się z umowy, mógłby stracić miliard dolarów.

W piątek minie termin, jaki sąd w Delaware wyznaczył Elonowi Muskowi na wypełnienie zobowiązania do zakupu Twittera – zgodnie z umową zawartą z kierownictwem tej platformy 25 kwietnia br. Jeżeli w tym czasie miliarder nie zdecyduje się na transakcję, to w listopadzie sąd rozpocznie postępowanie – co najbogatszego człowieka na świecie może kosztować 1 mld dol., bo takie odszkodowanie przewiduje klauzula o zerwaniu kontraktu.
Sprawy sądowej raczej jednak nie będzie, bo Elon Musk zobowiązał się do sfinalizowania przejęcia Twittera do piątku. Taką informację jako pierwszy podał Bloomberg News, a potem potwierdziły inne amerykańskie media. Właściciel Tesli i SpaceX złożył taką deklarację w trakcie wideokonferencji z podmiotami biorącymi udział w finansowaniu zakupu.
„Financial Times” – powołując się na dwóch inwestorów i osobę z kręgu Muska – dodaje, że na zamiar finalizacji umowy wskazuje też to, iż prawnicy miliardera przesłali dokumenty dotyczące transakcji inwestorom kapitałowym. 13 mld dol. na ten cel przeznacza grupa banków kierowana przez Morgan Stanley, do której należą Bank of America i Barclays. Gazeta podkreśla, że po tej wiadomości kurs akcji serwisu społecznościowego na nowojorskiej giełdzie wzrósł o 2,7 proc. – do 52,92 dol. za sztukę – co jest najwyższym poziomem od kiedy w kwietniu zaczął się „taniec” Muska z Twitterem. Nabywca ma zapacić 54,20 dol. za akcję. W sumie wyda 44 mld dol. O ile faktycznie dojdzie do transakcji, co – zważywszy na dotychczasowy przebieg sprawy – nie jest przesądzone.
Rozmowy właścicieli Twittera z najbogatszym człowiekiem świata od początku były trudne i pełne sprzecznych komunikatów. Gdy na początku kwietnia spółka ujawniła, że Elon Musk wszedł w posiadanie ok. 9 proc. jej akcji, miliarder twierdził, że nie zamierza kupować dużo więcej. Jego udział miał się zatrzymać na 14,9 proc. Ale już w połowie kwietnia złożył ofertę przejęcia całej platformy. Proponował 43 mld dol. i początkowo nie wzbudził entuzjazmu rady dyrektorów Twittera.
Jeszcze przed końcem kwietnia strony doszły do porozumienia. Ustalono, że szef Tesli – a ściślej „podmiot w całości należący do Elona Muska” – przejmie serwis społecznościowy za 44 mld dol. Zgoda nie trwała jednak długo, bo szef Tesli szybko nabrał wątpliwości. W maju oświadczył, że postanowił zawiesić przejęcie. Uzasadnił to koniecznością zweryfikowania informacji Twittera o liczbie kont spamowych. Według spółki takie konta stanowią mniej niż 5 proc. ogólnej liczby dziennych aktywnych użytkowników serwisu podlegających monetyzacji (mDAU). Twitter rozumie przez to te konta w serwisie, na których może zarabiać – tzn. użytkowników, którzy weszli na platformę przez stronę internetową lub w aplikacji pozwalającej wyświetlać reklamy.
Elon Musk podważył te wyliczenia i domagał się przedstawienia danych dotyczących całej twitterowej społeczności. W lipcu jego prawnicy w piśmie do zarządu Twittera argumentowali, że miliarder wypowiada umowę o przejęciu serwisu, bo druga strona „istotnie narusza” wiele jej postanowień i „wydaje się, że złożyła fałszywe i wprowadzające w błąd oświadczenia”. Reprezentująca miliardera kancelaria stwierdziła m.in., że od maja poszukiwała informacji niezbędnych do „dokonania niezależnej oceny skali rozpowszechnienia fałszywych lub spamowych kont na platformie”, co ma „fundamentalne znaczenie” dla wyników biznesowych i finansowych Twittera – tymczasem spółka ich przyszłemu nabywcy nie dostarczyła lub wręcz odmówiła.
W odpowiedzi na ten ruch właściciela Tesli prezes Twittera Bret Taylor – podkreślając, że jego zarząd nadal chce dopiąć transakcję na uzgodnionych warunkach – skierował sprawę do sądu. Ten dał Muskowi czas na wypełnienie zobowiązania najpierw do 17 października, a później przedłużył termin do 28 października.
Sprawa fałszywych kont do dziś nie została rozstrzygnięta. We wrześniu w amerykańskim Kongresie sygnalista Peiter Zatko – były szef bezpieczeństwa Twittera, używający pseundonimu Mudge – powiedział, że zarządowi spółki nie zależy na walce z botami, bo zwiększają ogólną liczbę użytkowników, z której jest rozliczany.
Jeżeli Musk faktycznie dotrzyma umowy, dla pracowników platformy społecznościowej niekoniecznie będzie to dobra wiadomość. Najbogatszy człowiek świata miał bowiem zapowiedzieć znaczne zwolnienia w spółce. Jak informował tydzień temu „The Washington Post”, Musk powiedział inwestorom biorącym udział w finansowaniu transakcji, że planuje pozbyć się prawie trzech czwartych z 7,5 tys. pracowników Twittera. Gazeta dodała, że zwolnień w firmie można się spodziewać w nadchodzących miesiącach bez względu na to, kto będzie wtedy właścicielem platformy, gdyż obecny zarząd do końca przyszłego roku zamierza zmniejszyć fundusz płac o ok. 800 mln dol., a to oznaczałoby odejście prawie jednej czwartej załogi. Według późniejszych doniesień Reutersa kierownictwo Twittera w e-mailu do pracowników uspokajało, że nie planuje zwolnień.