Obecne wyzwania są kompletnie inne niż podczas kryzysu finansowego z lat 2007-2009. W reakcji na pandemię do firm trafił olbrzymi „zastrzyk” finansowania - wskazywano podczas debaty na Krynica Forum ’22.

Dyskusja „Rola banków centralnych w niespokojnych czasach” w naturalny sposób nawiązywała do kryzysu finansowego z lat 2007-2009. Czy można szukać analogii?
Rafał Litwińczuk, wiceprezes Alior Banku wskazywał, że w 2008 roku mieliśmy do czynienia z kryzysem płynności.
- Trzeba powiedzieć, że rynek nie był na ten kryzys przygotowany. Zresztą z reguły rynek jest rzadko przygotowany na kryzysy, bo przychodzą one nagle i najczęściej ich skutki są trudne do przewidzenia - mówił.
Ocenił, że z doświadczeń lat 2007-2009 na pewno zostały wyciągnięte wnioski. Wprowadzono wiele regulacji, w tym dyrektywa CRR z 2013 zaostrzająca regulacje dotyczące płynności banków oraz limity dotyczące wymagań, co do adekwatności kapitałowej. Pomimo planu Paulsona nie dostarczono skutecznie i szybko wystarczającej płynności, przez co obserwowaliśmy upadłości banków i ubezpieczycieli.
Wcześniejszy kryzys spowodowany był także przez problemy z kredytami mieszkaniowymi, które wystąpiły w Skandynawii na początku lat dziewięćdziesiątych - w Szwecji, Finlandii i Norwegii. Oczywiście jego skala była lokalna, ale mimo wszystko podobna do doświadczeń w 2008 r. zważywszy na nałożenie ryzyka walutowego i kredytowego. Rządy państw skandynawskich przejęły rolę ostatniej deski ratunku i udzielały finansowania, wchodząc w rolę właściciela, przejmując akcje tych instytucji - mówił wiceprezes Alior Banku. Odpowiadając wprost na pytanie, czy dziś sytuacja jest odmienna niż w latach 2007-2009, Rafał Litwińczuk podkreślił: - Wówczas mieliśmy do czynienia z typowym kryzysem płynności. Obecna sytuacja jest diametralnie inna. Pandemia spowodowała działania w postaci zastrzyku finansowego do przedsiębiorstw, w celu ratowania rynku pracy - powiedział.
Drugi uczestnik debaty, Paweł Szałamacha, członek zarządu NBP zgodził się, że obecnie sytuacja jest zupełnie inna niż w latach 2007-2009.
- Z dalekiej podróży powróciła inflacja. W Stanach Zjednoczonych zabito ją w połowie lat 80. W szeregu innych krajów następowało później. Teraz ona wraca. I stała się zasadniczym wyzwaniem dla banków centralnych - akcentował.
Zwrócił uwagę, że jeszcze 3-4 lata temu, gdy inflacja była na umiarkowanym, bardzo niskim historycznie poziomie, część banków centralnych wydawała się być tym trochę znudzona i dramatycznie szukała dla siebie nowych zadań.
- Mówiono wówczas o zmianie czy rozszerzeniu mandatu banków centralnych - przypominał.
Jak wskazywał Paweł Szałamacha, trzy lata temu Europejski Bank Centralny zaczął się zastanawiać, czy nie powinien zajmować się polityką klimatyczną, polityką energetyczną i metodami regulacyjnymi, nakładania różnego typu wymogów kapitałowych, buforów wag, ryzyka. Czyli, jak tłumaczył, de facto nad odcięciem finansowania dużej części tradycyjnej gospodarki, przemysłu.
Jak mówił, kilka dekad niskiej inflacji spowodowało zasadnicze zmiany i tym bardziej duże jest zaskoczenie obecnymi procesami, m.in. porwaniem łańcuchów dostaw.
Do tych czynników w tym roku doszła wojna, co skutkuje wzrostem niepokoju i szaleństwem na rynkach energetycznych.
- W związku z tym mamy z powrotem dwucyfrową inflację - tłumaczył Paweł Szałamacha.
Kolejnym tematem poruszonym podczas debaty była sytuacja finansowa Ukrainy po wojnie.
- Zneutralizowanie skutków wojny na pewno będzie wymagało olbrzymich nakładów, które cały świat i Europa będą musiały ponieść. Pojawiają się różne pomysły na sfinansowanie tego przedsięwzięcia - zaznaczył Rafał Litwińczuk.
Jego zdaniem, ze względów geograficznych, Polska może odegrać bardzo istotną rolę w dystrybucji pieniędzy czy świadczeniu pewnych usług i pomocy w odbudowie naszego sąsiada.
- W jakim stopniu Europa jest w stanie tę pomoc zrealizować, zobaczymy - wskazał.
Paweł Szałamacha mówił, że 350-400 mld dolarów, które zajęto Rosji w ramach sankcji, powinno trafić do Ukrainy jako pomoc, w transzach, przez kilka lat po zaprzestaniu działań wojennych.
Odniósł się on do prób zaproponowania Ukrainie, ku czemu zmierza część państw, pomocy będącej pożyczkami czy kredytami. I stawiał pytanie, czy po gigantycznych stratach, po ubytku PKB rzędu 35-40 proc., Ukraina miałaby ten dług oddawać, zabiegać o jego restrukturyzację, czy umorzenie.
fot. materiały prasowe
Rafał Litwińczuk ocenił, że fundusz, wspomniany przez Pawła Szałamachę, jest pewnie kroplą w morzu potrzeb.
- Nie wiem, czy to jest wystarczająca skala, by doprowadzić w pełni do odbudowy tego kraju - zaznaczył.
Kolejnym poruszonym zagadnieniem były kryptowaluty. Wiceprezes Alior Banku powiedział:
- Zasadnicze pytanie jest takie, czy ten rynek powinien zostać uregulowany i zdominowany przez instytucje takie jak banki czy biura maklerskie, czy też powinien być pozostawiony podmiotom, które nie podlegają ścisłemu nadzorowi?
- Banki, biura maklerskie, nadzorowane przez KNF, zobligowane są do spełniania pewnych standardów związanych z MIFID-em czy wskazaniem klientowi skali ryzyka związanego z takimi produktami czy ze zmiennością. Klient musi po prostu spełniać pewne wymogi, żeby taki produkt ktokolwiek mu w instytucji finansowej zaproponował - tłumaczył.
Jak przekonywał, doprowadzenie w tym zakresie do braku regulacji i dopuszczeniu do obrotu takimi produktami przez podmioty nieregulowane, przyniesie więcej szkód.
Z kolei Paweł Szałamacha wskazywał, że część uczestników rynku domaga się swobody w postępowaniu ze swoimi pieniędzmi, ale tylko do momentu, gdy nadchodzi crash test. Wtedy, jak mówił, często te same osoby narzekają, że nikt ich nie ostrzegł, państwo nie uregulowało tego obszaru, nie uzyskały pełnej informacji, że to nie było zabezpieczone etc.
- I w związku z tym również zdecydowanie bym stał po tej stronie ostrożnościowej - akcentował.
fot. materiały prasowe
Partner relacji
Materiały prasowe