- Formuła uczenia biznesu w szkołach nie sprawdza się. Nowy przedmiot ma stawiać na współdziałanie – mówi Paula Bruszewska, szefowa Fundacji Zwolnieni z Teorii.

Słowo „przedsiębiorczość” pojawia się regularnie w różnych debatach, ale jak właściwie je rozumieć?
To tworzenie czegoś od zera. Dotyczy również organizacji społecznych, zmian wewnątrz firmy - nie tylko własnego biznesu. Chodzi o sprawczość. Podoba mi się hasło DGP „Nie ma przyszłości bez przedsiębiorczości” - bo w takim ujęciu podkreśla, że jest ona coraz istotniejsza w świecie, w którym może pojawiać się także uczucie bezsilności. Tymczasem przedsiębiorczość daje siłę, także do zmian.
W ostatnich latach mieliśmy wiele zmian w edukacji, w podstawach programowych, zlikwidowano gimnazja. Jaki miało to wpływ na młodzież?
Naszej szkole potrzebne jest dostosowywanie do obecnego interaktywnego świata. Wiele zmian było organizacyjnych, lecz nie dotykało sedna. Program „Zwolnieni z teorii”, w ramach którego zapraszamy uczniów do zrobienia własnych projektów społecznych, trwa od dziewięciu lat i z każdym rokiem widzimy rosnące nim zainteresowani, pomimo że nie ma go w podstawie programowej. Z naszych obserwacji wynika, że rozczarowani systemem edukacji uczniowie szukają czegoś innego niż odtwórcza nauka. Widzimy też nauczycieli, którzy odchodzą z zawodu - również wypaleni powtarzaniem wykładu w kolejnych anonimowych klasach.
ikona lupy />
Paula Bruszewska, szefowa Fundacji Zwolnieni z Teorii / Materiały prasowe
Motywacją do przedsiębiorczości jest rozczarowanie?
Po części tak. Ale i zrobienie czegoś z misją. Gdy w szkole uczniowie piszą klasówkę, mają ograniczone poczucie sprawczości. To skutkuje właśnie odpływem energii, niechęcią do działania. Jeśli nałożymy na to brak wpływu na otoczenie, wojnę, pandemię, zmiany klimatyczne, kiełkuje atmosfera bezsilności, którą wkuwanie z podręcznika tylko potęguje. Jednak młodzież nie chce jej ulegać. Młodzi ludzie widzą potrzeby zmian wokół. Nie chcą być wykluczeni z tego świata, chcą być jego aktywną częścią, lecz zbyt często nie czują się mile widziani.
Od kolejnego roku szkolnego pojawi się nowy przedmiot biznes i zarządzanie (BiZ), który zastąpi obecne podstawy przedsiębiorczości. Resort edukacji zapewnia, że to przełom w nauczaniu młodzieży, bo jest tworzony właśnie w tym aktywizującym duchu.
Dobra podstawa programowa nie wystarczy. Liczy się jeszcze stworzenie warunków w szkole, motywacja i kompetencje nauczyciela. Silnych przyzwyczajeń do metody podawczej nie pozbędziemy się łatwo. Niemniej wszyscy widzimy, że dziś aktualne informacje są łatwo dostępne w internecie. Dlatego zamiast pamięciówki ważniejsze jest, by rozumieć, jak działa świat. Wiemy również, że to, co wykute na blachę, z czasem wyparowuje z głów. Albo pozostaje w postaci pustych haseł. Dziś kluczowe jest rozumienie mechanizmów, umiejętność samodzielnego zdobywania nowych kompetencji, poruszania się między źródłami i wyszukiwania danych niezbędnych w konkretnym działaniu.
Eksperci, pedagodzy mówią, że wiedza jest potrzebna do pewnego momentu.
Owszem, podstawowa wiedza jest niezbędna. Istotne jest jednak to, jak jest przekazywana. Metoda podawcza, która została wprowadzona 100 lat temu, nie jest jedynym sposobem, by wiedzę posiąść. Można zdobywać ją z ciekawości, a nie z przymusu. Co więcej, w życiu, poza gmachem szkoły, przyzwyczajeni jesteśmy do dużej interakcji z treścią.
Zastąpienie podstaw przedsiębiorczości BiZ było więc nieodzowne?
Długo czekaliśmy na reformę tego przedmiotu, bo w obecnej formule po prostu się nie sprawdzał. Zasadnicza zmiana polega na tym, że w wersji rozszerzonej będzie to przedmiot maturalny. Będzie również uznawany przez uczelnie - i np. wyniki staną się przepustką na uczelnie ekonomiczne, choćby warszawską Szkołę Główną Handlową.
Druga kluczowa zmiana to wprowadzenie projektów zespołowych na tym przedmiocie - ministerstwo ogłosiło, że 30 proc. wyniku z matury będzie właśnie efektem współpracy uczniów. To jest rewolucja. Biznes nie jest kartką, testem. Jest poszukiwaniem najlepszej drogi, współdziałaniem. Pomysłów na działalność gospodarczą nie bierze się dziś z półki.
Co nie działało do tej pory?
Podstawy przedsiębiorczości są obowiązkowym przedmiotem. Ale ponieważ nie było go na maturze, nie był traktowany jako istotny. Poza tym pokutowała zasada 3Z: zakuć, zdać, zapomnieć. Sama byłam świadkiem rozmów, w których ludzie biznesu mówili, że chcielibyśmy, by młodzież wiedziała, jakie są rodzaje umów cywilnoprawnych, bo tego nie ma w szkole. Na to nauczycielka z oburzeniem odpowiadała: „Jak to nie ma? Jest i ja tego uczę”. Ale dla niewielu licealistów jest to ciekawe, bo nie planują podpisywania takich umów jeszcze przez kilka lat. A jak nie ma emocji, to taka wiedza nie zostanie w głowie na długo.
Projekty zespołowe to zmienią?
W „Zwolnionych z teorii”, projektowo działamy w szkołach dziewiąty rok. Widzimy, ile w trakcie takich akcji młodzież jest w stanie nabyć kompetencji i wiedzy wyszukanej z ciekawością. I z jak wielką chęcią podejmują się robienia własnych projektów.
Jak zważyć udział poszczególnych uczniów w zespole? Zawsze mogą trafić się leserzy, którzy żerują na pracy innych.
Tak, i to też jest element zbieranego doświadczenia. Udziały w biznesie i wkład poszczególnych osób to temat, który potem pojawia się przy działalności przedsiębiorczej w dorosłym życiu. W „Zwolnionych z teorii”, jest tak, że jeśli ktoś nie realizuje swoich zadań, to zespół ma możliwość pożegnania się z taką osobą. Oczywiście wcześniej przekazuje jasną informację z ostrzeżeniem. Takie doświadczenie uczy - kogo zapraszać do wspólnego przedsięwzięcia i na jakich warunkach. Dokładnie te same sytuacje zdarzają się potem w pracy. Z kolei gdy wybuchają konflikty, młodzi ludzie uczą się, jak zażegnać problem, by projekt nie przepadł. Nauczyciel może pełnić wtedy rolę mediatora.
Nauczyciele są przygotowani do takiej formy prowadzenia zajęć?
Należy ich odpowiednio przeszkolić, gdyż dla wielu to nowa metoda edukacyjna, z która nie mieli wcześniej styczności. A warto, bo nauczyciel może być wielkim wsparciem - projekty, które je mają, trzy razy częściej docierają do końca! Mamy grupę nauczycieli - to 800 osób z różnych przedmiotów, które przeszły nasze szkolenia. Podczas spotkania dajemy im doświadczyć różnicy między metodą podawczą a zespołową. Kluczowe jest pozostawienie inicjatywy uczniom. I to często okazuje się najtrudniejsze.
Dlaczego?
Nauczycielom bez przeszkolenia zdarza się ingerować w temat projektu, który wybiera młodzież. Nie powinni tego robić nawet, jeśli są głęboko przekonani, że młodzi ludzie wybrali źle, bo popełnianie błędów w warunkach edukacyjnych to ważna życiowa lekcja.
Co jeszcze pokutuje w polskiej szkole i czego warto oduczać?
Pamiętam rozmowę z nauczycielką, która ukończyła szkolenie. Była przekonana, że podpowiadając i sugerując uczniom rozwiązania, pomaga im. Robiła to z potrzeby serca. I dopiero u nas zdała sobie sprawę, że podcinała im skrzydła. Nauczyciele chcą wyposażyć młodzież w kompetencje, ale budować należy je inaczej, niż po prostu przekazując wiedzę czy rady. Na szczęście obserwuję, że coraz więcej osób to dostrzega. To daje nadzieję na zmianę myślenia o rozwijaniu kompetencji praktycznych w Polsce.
Jaki jest efekt projektowego działania uczniów?
Młodzież sama szuka sponsorów dla swoich działań, doradców. Kontakt z praktykami, nie teoretykami, pozwala uczniom zorientować się, jak wyglądają różne zawody. Często wybierają projekt albo rolę w projekcie bliską zawodu, w którym się widzą w przyszłości. A pod koniec jego realizacji zmieniają plany. Był np. projekt pięciu młodych osób, które chciały być prawnikami. Ich pomysł polegał na tworzeniu pigułek prawa dla konsumentów. Przekonali pewną kancelarię, by weszła w rolę partnera merytorycznego projektu. Po dwóch miesiącach trzy osoby z tej grupy uznały, że to zawód nie dla nich, a jedna stwierdziła, że chce być grafikiem (w projekcie odpowiadała za stronę wizualną). I to jest właśnie korzyść z takiego działania. Nie byłoby jej, gdyby ktoś po prostu przyszedł do szkoły i wygłosił prelekcję o tym, jak to jest być prawnikiem.
Na ile biznes interesuje współpraca ze szkołami?
Bardzo interesuje. Znakomita większość pracodawców, którzy szukają dla siebie kadr, wymaga od nich doświadczenia. Udział w projekcie, będąc jeszcze w szkole, daje właśnie takie doświadczenie w młodym wieku. Dzięki temu projekty pomagają uczniom zdobyć dobrą pracę.
Skąd to wiecie?
Zbadaliśmy, co się dzieje z uczestnikami pięć lat po projekcie. Okazało się, że ok. 20 proc. z nich faktycznie pracuje jako przedsiębiorcy. Założyło własną firmę lub organizację. A kolejne 10 proc. o tym myśli. Ci, którzy nie pracują na własny rachunek, często są w miejscach, w których mogą mieć kreatywny wkład. Pytaliśmy również, czy kompetencje zdobyte podczas realizacji projektu w szkole wykorzystują w pracy zawodowej - 60 proc. odpowiedziało twierdząco. ©℗
Rozmawiały Klara Klinger, Paulina Nowosielska
ikona lupy />
fot. materiały prasowe