Producenci sprzedają mniej mocnych trunków, wpływy do państwowej kasy są niższe, a problem alkoholizmu jak był, tak istnieje nadal. Po raz kolejny okazało się, że podwyższenie podatku nie rozwiązuje żadnego problemu
Ubiegły rok nie był dobry dla branży spirytusowej. Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy szacuje, że sektor wypracował zysk netto na poziomie 100 mln zł. Jeśli dane te się potwierdzą, oznacza to spadek o 75 proc. względem 2013 r. Przyczyna? Podwyżka akcyzy na wyroby spirytusowe, jaka miała miejsce w styczniu 2014 r. Wzrosła ona wówczas o 15 proc. Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele tego przemysłu.

Akcyzowe tsunami

– Zmusiło to producentów do podniesienia cen, co wpłynęło na przetasowania na rynku. Cała kategoria wódki w porównaniu z 2013 r. spadła pod względem wolumenu o 4,3 proc., a wzrost pozostałych kategorii alkoholi mocnych mocno spowolnił w porównaniu z poprzednimi okresami – komentuje Aneta Jóźwicka, corporate relations director w Diageo Polska.
– Na razie pewne są tylko wyniki za pierwszą połowę roku. A wówczas zysk netto wyniósł 60 mln zł, czyli bardzo niewiele, zwłaszcza gdy zestawimy to z podatkami, które w tamtym okresie zapłacili producenci: 3 mld zł akcyzy i ok. 700 mln zł VAT – informuje Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy i dodaje, że ze względu na obciążenia podatkowe branża spirytusowa od lat jest najmniej rentowną gałęzią przemysłu spożywczego w Polsce oraz jedną z najmniej rentownych części przemysłu alkoholowego w całej UE.
Producenci napojów wysokoprocentowych przekonują, że MF podnosząc akcyzę, wywołało tsunami: podwyżka uderzyła nie tylko w producentów wyrobów spirytusowych, ale cały sektor – dostawców, dystrybutorów, handel. Najbardziej ucierpieli mali producenci, którzy z racji skali działalności mają mniejszą elastyczność finansową.
– Oni nie byli też w stanie zgromadzić dużych zapasów przed 1 stycznia 2014 r. Na podwyżce straciły również małe sklepy, których wolumen sprzedaży łącznie spadł o ponad 10 proc., a ich liczba spadła o kilka tysięcy. To duży cios dla właścicieli, bo alkohole są dla nich jednym z ważniejszych źródeł przychodu – podkreśla Leszek Wiwała.
Produkcja wódki w przeliczeniu na 100-proc. alkohol w porównaniu z 2013 r. zmalała o prawie 24 proc., do 879 tys. hl.
Narzekania producentów pośrednio potwierdzają inne dane. Według wywiadowni gospodarczej Bisnode D&B Polska ponad 58 proc. firm spirytusowych jest w słabej lub bardzo słabej kondycji finansowej. Średnia dla całego sektora napojów alkoholowych (producenci wódki, wina i piwa) to nieco ponad 55 proc. firm.
Jak to wyglądało w wynikach poszczególnych producentów – na razie można jedynie szacować, bo najwięksi gracze jeszcze nie opublikowali raportów za cały rok. Ale wyniki pierwszej połowy roku nie były dobrym sygnałem. Stock Spirits Group, producent alkoholi pod taki markami, jak Fernet Stock, Limonce czy Czysta de Luxe, potwierdził, że na skutek przesunięcia popytu na 2013 r. w związku z podwyżką akcyzy od 2014 r. jego przychody w I półroczu zmalały o 10 proc. do 137,7 mln euro, a zysk operacyjny spadł o 23 proc. do 23,2 mln euro.
Mniejsi oficjalnie przyznają, że akcyza spowodowała u nich kilkudziesięcioprocentowy spadek w obrotach. – W ubiegłym roku sprzedaliśmy wódkę w sumie za 200 mln zł. To o 30 proc. mniejsza kwota niż w 2013 r. – komentuje Grzegorz Ślak, prezes spółki Akwawit-Polmos i dodaje, że najgorsze dla firmy były trzy pierwsze miesiące. – Normalnie nasza sprzedaż w miesiącu wynosi 20–30 mln zł. W I kw. ubiegłego roku wynosiła średnio 2–3 mln zł miesięcznie – dodaje Ślak.
Producenci wódki nie ukrywają, że ratowali się eksportem. A ten od 2009 r. nieprzerwanie rośnie. W 2014 r. według wstępnych szacunków ZP PPS wyniósł 165 mln euro. To o prawie 14 mln euro więcej niż w 2013 r. i o 67 mln euro więcej niż w 2009 r.
– Podwoiliśmy skalę eksportu. Głównie dzięki zwiększeniu dostaw do USA oraz podpisaniu kontraktu z siecią handlową w Wielkiej Brytanii opiewającego na 6 mln butelek wódki rocznie – wyjaśnia Grzegorz Ślak.
Zdaniem Leszka Wiwały eksport to dziś w zasadzie jedyna szansa na rozwój krajowych producentów napojów spirytusowych. Rynek krajowy ma swoje ograniczenia, a nasze wódki i inne alkohole mają dobrą opinię na wielu zagranicznych rynkach.
– Możliwości mamy duże, co wyraźnie widać, gdy sobie uświadomimy, że obecnie wysyłamy w świat o połowę mniej wódki niż w latach 80. Jednak ekspansja zagraniczna wymaga dużych nakładów finansowych, a na to firm obciążonych wysoką akcyzą może po prostu nie być stać. Inwestycja w eksport ma charakter długoterminowy. Trzeba finansować analizy zagranicznych rynków, organizować promocję, transport, całe zaplecze logistyczne, i to w sytuacji, gdy z podstawowej działalności w kraju jest coraz mniej pieniędzy – wskazuje Wiwała.

Wino i piwo nadal rosną

Podwyżka akcyzy na wyroby spirytusowe powinna wesprzeć inne segmenty tego rynku, czyli producentów piwa i wina. I rzeczywiście, produkcja piwa i wina w 2014 r. wzrosła. Pierwsza z kategorii, według GUS, zwiększyła się o niecały 1 proc. do 39 871 tys. hl, a druga o 3,6 proc. do 980 tys. hl.
Rosnąca rola piwa i wina w strukturze spożycia alkoholu to nic nowego, widać to już od początku lat 90. Ale jest i druga strona medalu: ogromna konkurencja wśród producentów ułatwia sieciom handlowym wymuszanie na browarach niskich cen, co z kolei odbija się na zyskowności branży. Dowodem są wyniki Grupy Żywiec. W 2014 r. miała obroty na poziomie nieco ponad 3 mld zł wobec 3,45 mld zł rok wcześniej, ale zysk netto zmalał do 159 mln zł z 271 mln zł.
Nieco poprawia się natomiast sytuacja producentów win owocowych, głównie cydru. W 2013 r. sprzedano 2 mln l tego trunku. Od stycznia do października 2014 r. sprzedaż sięgnęła 8,5 mln l, a szacuje się, że w całym 2014 r. wyniosła ok. 10 mln l. – Docelowo rynek cydru może osiągnąć poziom 90 mln l rocznie, czyli 2,4 l na osobę. To poziom konsumpcji w Hiszpanii czy Francji. W państwach będących liderami, takich jak Finlandia, Irlandia czy Wielka Brytania, konsumpcja cydru na mieszkańca jest większa – zaznacza Andrzej Sadowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha.
Grupa Ambra przyznaje, że dobre wyniki pierwszego półrocza roku obrotowego 2014/2015 są zasługą Cydru Lubelskiego. Przychody firmy wyniosły 251,9 mln zł wobec 249,6 mln zł rok wcześniej, czyli wzrosły o 0,9 proc. Zysk ze sprzedaży wyniósł natomiast 37,5 mln zł, czyli o 2,7 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego.

Mniej pieniędzy z akcyzy

Dane Ministerstwa Finansów pozornie potwierdzają argumenty branży spirytusowej: według niej podwyżka akcyzy była wylaniem dziecka z kąpielą, bo wpływy z tego podatku w ubiegłym roku były niższe niż rok wcześniej. W okresie styczeń – listopad 2014 r. (ostatnie dostępne dane) nie przekroczyły 9,5 mld zł i były o 127,6 mln zł mniejsze niż w tym samym okresie poprzedniego roku. MF jednak wyraźnie podkreśla: pod koniec 2013 r. nastąpiła zwiększona sprzedaż alkoholu, bo branża w ten sposób próbowała uciec przed podwyżką akcyzy. Ta ucieczka spowodowała zwiększenie dochodów z tytułu podatku akcyzowego od wyrobów spirytusowych za rok 2013 o 546,4 mln zł względem roku 2012. Skoro więc na samych wyrobach spirytusowych w 2014 r. akcyza jest mniejsza o 147 mln zł, a w 2013 r. wzrosła o 546,4 mln zł, to netto mamy wzrost o ok. 400 mln zł. I to jest – dowodzi MF – prawdziwy skutek podwyżki stawki akcyzowej.
– Obecnie MF nie prowadzi prac w zakresie zmian stawek podatku akcyzowego na napoje alkoholowe, niemniej skuteczność funkcjonowania systemu podatkowego w zakresie podatku akcyzowego jest na bieżąco monitorowana – mówi nam Wiesława Dróżdż, rzeczniczka resortu. I dodaje, że ministerstwo ze szczególną uwagą obserwuje i analizuje zjawiska zachodzące właśnie na rynku napojów alkoholowych.
Krzysztofa Brzózki, dyrektora Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, zachowanie producentów przed podwyżką akcyzy nie dziwi. – Te firmy mają linie, które mogą wyprodukować 25 tys. butelek na godzinę. Jest rzeczą oczywistą, że uruchomili pełne moce produkcyjne, hurtownicy kupili, ile się dało, podobnie detaliści, żeby zdążyć przed wzrostem podatku. A z nieoficjalnych informacji, które dostawałem od przedstawicieli przemysłu spirytusowego, wynika, że ze sprzedażą alkoholu w tym roku nie było tak źle, jakby to wynikało z wpływów podatkowych. Producenci po prostu zdecydowali się na obniżenie zawartości alkoholu w produkcie – mówi Brzózka.
Akcyza jest naliczana od tzw. 100-proc. alkoholu. Im mniejsza jego zawartość w napoju, tym naliczony podatek niższy. Dyrektor Brzózka tłumaczy, że niektórzy wytwórcy przenieśli produkt z klasy „wódka” do klasy „likiery”, obniżając zawartość alkoholu z 38 proc. (takie jest minimum dla wódki) do 32–36 proc.
– Nie jest więc tak, że firmy zapłaciły mniejszy podatek, bo ograniczyły produkcję i sprzedały mniej. Sprzedali mniej – ale licząc to w litrach czystego alkoholu. Co dla mnie jest świetną wiadomością – mówi Brzózka.

Alkohol jest zbyt tani

Jednym z celów ubiegłorocznej podwyżki akcyzy było, jak deklarował resort finansów, ograniczenie spożycia mocnych alkoholi przez Polaków. Według dyrektora PARPA podwyżka podatku była dobrym krokiem, ale niewystarczającym. Zdaniem Brzózki alkohol w Polsce nadal nie jest drogi. Można to zmierzyć, porównując jego ceny do cen u najbliższych sąsiadów z Unii Europejskiej i tych spoza UE. W stosunku do ukraińskiego lub białoruskiego nasz alkohol może wydawać się drogi. Ale wynagrodzenia na Ukrainie czy na Białorusi są niższe niż w Polsce, mówi Brzózka. Tak dochodzimy do drugiego parametru, jakim jest dostępność ekonomiczna alkoholu. Wzrost jego cen w Polsce nie nadąża za wzrostem płac. Efekt? Dostępność niektórych rodzajów napojów – np. piwa – rośnie. Za przeciętną płacę w 2013 r. można było kupić 1263 butelki piwa. Na początku poprzedniej dekady – ledwie 772. Zwiększa się też dostępność wódki (z 88 butelek w 2001 r. do 179 butelek w 2013 r.) i wina (z 220 do 386).
– Chodzi o to, żeby w strukturze spożycia dominowały napoje o niskiej zawartości alkoholu – mówi Brzózka. A jego zdaniem polityka akcyzowa, która zakłada podwyżki podatku tylko od wódki, nie zmieni struktury spożycia. – Podnoszenie wyłącznie akcyzy na wódkę ma ograniczony efekt. Jeśli rzeczywiście chcemy walczyć z problemami alkoholowymi, to powinniśmy podnosić akcyzę na wódkę i na piwo. Tym bardziej że ci, którzy piją wódkę, mogą ją zastąpić piwem, i odwrotnie. Ci, którzy piją wino, tak łatwo nie przestawią się na picie wódki, to inny typ konsumenta – uważa.
Z danych agencji wynika, że 70 proc. produkowanego i sprzedawanego alkoholu wypija 18 proc. Polaków. Według wyliczeń PARPA obecnie największe wydatki gospodarstw domowych na zakup alkoholu to właśnie zakupy piwa – około 14 mld zł rocznie. Na drugim miejscu jest wódka, która budżety domowe kosztuje ponad 10 mld zł rocznie.

Potrzebna cena minimalna

– Struktura spożycia, w której rośnie spożycie piwa, wcale nie jest zdrowa. Branża piwowarska często stosuje argument, że u nas statystycznie pije się mniej piwa niż np. w Niemczech. Tyle że nasze piwo ma moc najczęściej 6–6,5 proc., a niemieckie np. 4,5 proc. Gdyby więc przeliczyć to na czysty alkohol, to pewnie by się okazało, że to my wypijamy więcej czystego alkoholu w piwie – mówi Krzysztof Brzózka.
Według dyrektora PARPA zamiast próbować ograniczać spożycie alkoholu akcyzą, powinniśmy ustanowić minimalną cenę na jednostkę alkoholu. – To byłby obiektywny miernik. Skończyłoby się faworyzowanie wybranych grup produktów. Jeśli zderzyć dzisiejsze stawki akcyzy z wielkością spożycia, to widać, że np. wino jest przeregulowane, piwo zaś traktowane zbyt ulgowo – zwraca uwagę Brzózka.
Pomysł z ceną minimalną zakłada odgórne ustalenie jednej stawki za 10 g czystego alkoholu (to norma Światowej Organizacji Zdrowia). Brzózka proponuje, żeby było to 2 zł. W takim układzie np. przeciętna butelka wina (0,75 l z 12-proc. zawartością alkoholu) w detalu mogłaby kosztować już 14,4 gr. Dziś jest to np. 30 zł.
– Piwo o 3,5-proc. zawartości alkoholu – dozwolone na stadionach – musiałoby kosztować 2,80 zł. Za to mocne piwa byłyby droższe – np. 7-proc. kosztowałoby 5,60 zł za butelkę. Tak mocne piwo nie może kosztować 1,90 zł jak w niektórych dyskontach – mówi dyrektor. I dodaje, że największe podwyżki dotyczyłyby napojów spirytusowych: w przypadku wódki 40-proc. cena wynosiłaby 32 zł za pół litra. Dziś jest to średnio 21 zł. Ale już np. 30-proc. śliwowica kosztowałby 24 zł.
– Taki system kształtowania cen byłby najlepszy z punktu widzenia ochrony zdrowia publicznego – uważa dyrektor PARPA.
Producenci zauważają jednak, że nie ma na to żadnych badań. Podają przykład Szkocji, która zrezygnowała z pomysłu wprowadzenia minimalnej ceny napojów alkoholowych.

Budżet na minusie

Według danych agencji rocznie leczenie choroby alkoholowej kosztuje nas – w skali kraju – około 400 mln zł. Tyle na ten cel trafia z budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia i kas gmin. Ale to tylko niewielki ułamek wszystkich kosztów.
– Trzeba pamiętać, że alkohol może być przyczyną blisko 200 chorób. Choroba alkoholowa jest jedną z nich. Inne? Na przykład wszystkie onkologiczne choroby jamy ustnej. Marskość wątroby w 70–90 proc. ma związek z alkoholem. Straty społeczne są więc znacznie większe niż te 400 mln zł na leczenie choroby alkoholowej – zaznacza Brzózka. I dodaje, że rocznie ofiar alkoholu może być nawet 10 tys.
– Koszty z tytułu sprzedaży i spożywania alkoholu są około czterokrotnie wyższe niż dochody do budżetu państwa z podatków od tej sprzedaży. Za każdą złotówkę, jaka trafia do kasy państwa, trzeba zapłacić 4 zł w innych miejscach – uważa szef PARPA.

Czystą zamieniliśmy na złoto z pianką

Dziś statystyczny Polak wypija w przeliczeniu na 100 proc. alkoholu ok. 3 l wódki, ok. 1 l wina i ponad 5 l piwa. W przypadku alkoholi mocnych nastąpił więc dwukrotny spadek w porównaniu do lat 80. Spadło też spożycie wina. Konsumpcja piwa urosła natomiast ponadpięciokrotnie.

Rekordowe poziomy w produkcji polskich Polmosów datuje się na koniec lat 70. To sprawiało, że najpopularniejszym alkoholem w kraju była czysta wódka. Jej spożycie w przeliczeniu na 100-proc. alkohol sięgało aż 6 l na osobę. Było sześć razy większe niż spożycie wina i trzy razy większe niż piwa. Hossa dla Polmosów nie trwała jednak długo. W 1981 r. wprowadzono kartki na wódkę, a rok później ustawę o przeciwdziałaniu alkoholizmowi. To od razu przełożyło się na popyt. W 1985 r. statystyczny Polak wypijał 4,6 l mocnego alkoholu w skali roku. Kolejnym krokiem w ograniczeniu jego spożycia były wprowadzone w latach 90. podwyżki akcyzy. Od 1994 r. praktycznie co pół roku zmieniała się stawka podatku. Doprowadziło to do załamania produkcji w krajowych zakładach i ograniczenia spożycia wódki do 1,7 l w przeliczeniu na 100-proc. alkohol. Państwowe wytwórnie próbowano ratować. W tym celu w 2002 r. zdecydowano się na obniżkę akcyzy o 30 proc. Cena spadła i to od razu przyniosło większe zainteresowanie mocnym alkoholem. Wzrost spożycia wódki utrzymał się w zasadzie do 2011 r. Ostatnie podwyżki akcyzy spowodowały ponowne odwrócenie trendu.

Jeśli chodzi o piwo, znaczenie ma... reklama. Od 2001 r. to jedyny rodzaj alkoholu, który można legalnie reklamować. To spowodowało zwrócenie się klientów ku temu napojowi. Z kolei ostra rywalizacja między browarami przełożyła się na ceny. To wszystko zaowocowało wzrostem popytu. W 2001 r. Polak wypijał 3,7 l piwa rocznie. Dziś jest to ponad 5 l na osobę. Nadal najpopularniejsze jest jasne pełne, ale to nie ono jest już motorem rozwoju tej kategorii. Zasługa w tym przede wszystkim piw importowanych, smakowych oraz z małych, regionalnych browarów.

Zmiany nastąpiły też na rynku wina. Jeszcze w 2000 r. Polacy wypijali rocznie 300 mln l win owocowych. Wzrost zamożności społeczeństwa, a co za tym idzie – częstsze podróże Polaków za granicę, spowodował jednak, że zaczął rosnąć ich apetyt na wina gronowe. Pomogły sieci dyskontów – ich wejście w import wina spowodowało obniżkę ceny o kilkadziesiąt procent i skok spożycia.