W tym roku indeksy z głównych centrów finansowych Unii Europejskiej tracą więcej niż brytyjski FTSE 100. Pokazuje to, że wyzwania, które stoją przed Wspólnotą, są poważniejsze.

Kiedy stało się pewne, że brexit dojdzie do skutku, spekulowano, że Londyn utraci swój tytuł europejskiego centrum finansowego na rzecz swojej konkurencji na kontynencie. W styczniu 2021 r., kiedy nowe przepisy weszły w życie, brytyjski rynek akcji otrzymał pierwszy cios, obroty na giełdzie spadły bowiem o kilkadziesiąt procent. Największym beneficjentem została giełda w Amsterdamie, która wchodzi w skład grupy Euronext. Oprócz giełdy w Holandii Euronext jest także właścicielem parkietów m.in. w Paryżu, Brukseli czy Lizbonie. Jak tłumaczy Tomasz Bursa, zarządzający i wiceprezes OPTI TFI, w ostatnich latach widzimy wyraźny spadek obrotów na rynku akcji w Londynie - od 2016 r. do 2021 r. obroty spadły o około 30-40 proc.
- Widać wzrost znaczenia giełd skupionych w Euronext (50-proc. wzrost obrotów w ostatnich pięciu latach) oraz Deutsche Boerse (wzrost o 40 proc.) pod względem transakcji. Oczywiście inwestorzy z Wielkiej Brytanii nadal pozostają istotnym elementem możliwości inwestycyjnych, co wynika z relatywnie dużych zasobów kapitałowych - mówi Tomasz Bursa.
Poszczególnym giełdom w UE trudno konkurować w pojedynkę z Londynem. Parkiety w Niemczech czy Francji nadal generują mniejsze obroty niż giełda na Wyspach. To właśnie jedno z wyzwań, z jakimi mierzy się rynek kapitałowy na kontynencie po brexicie: defragmentacja i walka poszczególnych rynków o status lidera.
Giełdy w UE na pewno skorzystały na zainteresowaniu debiutami. Jeszcze w 2019 r. Londyn był liderem pod względem liczby i wartości pierwszych ofert publicznych (IPO). Również 2021 r. był dla brytyjskiej giełdy udany - 122 spółki zadebiutowały na parkiecie, pozyskując 22,75 mld dol. Na giełdach Euronext ubiegły rok również był rekordowy z 212 debiutami, które przyniosły 29,42 mld dol. W tym roku sytuacja na rynku IPO na całym świecie jest znacznie gorsza, jednak nawet w takim otoczeniu spółki preferują giełdy na kontynencie. Tylko w II kw. więcej pieniędzy z ofert publicznych pozyskano na giełdach we Włoszech, w Szwecji, we Francji i w Holandii niż Wielkiej Brytanii.
Ogólnie jednak europejskie indeksy gorzej radzą sobie w porównaniu z brytyjskimi. Od początku roku niemiecki DAX spadł o ponad 18 proc., francuski CAC40 o 12 proc., a włoski FTSE MIB o 20 proc. Najgorzej radzi sobie jednak WIG20, który jest około 30 proc. na minusie. Wyniki głównych indeksów na Starym Kontynencie negatywnie wyróżniają się na tle brytyjskiego FTSE 100, który stracił w tym roku symboliczny 1 proc. To pokazuje, że wyzwania, z jakimi będą musiały mierzyć się gospodarki i firmy z UE, są dużo większe.
Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa w Noble Securities, zwraca uwagę, że strategiczne decyzje wymagają czasu i mają swoją inercję, więc z tego punktu widzenia potrzeba więcej czasu na ocenę efektów brexitu.
- Warto jednak dodać, iż wojna w Ukrainie i skokowy wzrost cen gazu oraz energii elektrycznej pokazuje geostrategiczne wyzwania Europy kontynentalnej, na których może zyskać Wielka Brytania. Inercja w podejmowaniu decyzji w UE czy sprzeczne interesy Francji czy Niemiec i państw Europy Środkowo-Wschodniej są długoterminowo zagrożeniem i szansą. Mając na uwadze rewizjonistyczne podejście Rosji i Chin wobec globalnej strefy wpływów oraz podziału wartości bogactwa i ryzyka globalnego podziału na rywalizujące bloki państw, to próba negacji USA jako globalnego hegemona i uzależnienie surowcowe Europy od Rosji będzie miało nadrzędne znaczenie niż brexit - mówi Kozłowski.
Inwestorzy boją się bowiem, że główne gospodarki UE, które są mocno uzależnione od rosyjskiego gazu, czekają trudne miesiące z uwagi na możliwe wstrzymanie dostaw surowca i jego wysokie ceny. Ponadto z Europejskiego Banku Centralnego płyną coraz bardziej jastrzębie wypowiedzi, które wskazują na możliwość podwyżki stóp procentowych o 0,75 pkt proc. na wrześniowym posiedzeniu. Taki ruch byłby najwyższą w historii podwyżką, co w obliczu pogarszających się perspektyw gospodarczych wpłynie na europejskie przedsiębiorstwa.
Dla rozwoju rynku kapitałowego w Europie korzystne byłoby także zakończenie wojny w Ukrainie. Oprócz zawirowań na rynku energii konflikt wpływa bowiem na nastroje inwestorów. Zawirowania geopolityczne w mniejszym stopniu wpływają jednak na brytyjski rynek.
- Wpływ wojny w Ukrainie na kondycję Londynu jest jak na razie niewielki, myślę, że większe problemy wiążą się ze zmianami strukturalnymi, które wprowadził brexit, i z postępującą marginalizacją rynku brytyjskiego jako miejsca do lokowania aktywów finansowych - mówi Tomasz Bursa.
Nie da się jednak ukryć, że europejskie centra finansowe skorzystały na napływie pracowników sektora finansowego po brexicie. Odkąd Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem UE w 2016 r., tylko francuska stolica przyciągnęła tysiące pracowników. Towarzyszył temu także transfer kapitału. Z danych EY wynika, że na koniec ubiegłego roku skala transferu aktywów z Wielkiej Brytanii sięgnęła 1,3 mld funtów. Z kolei najwięcej biur firmy finansowe przeniosły do Dublina i Luksemburga. Jednak Londyn nadal dominuje w kilku obszarach, m.in. obrocie walutami, instrumentami pochodnymi czy rynku private equity, i jak pokazują rządowe statystyki, zatrudnia ponad 418 tys. osób w usługach finansowych. Według Global Financial Centers Index 2021 Londyn pozostaje drugim co do wielkości centrum finansowym na świecie za Nowym Jorkiem, znacznie wyprzedzając swoich europejskich rywali.©℗
rozmowa
Drzwi do szybkiego zwiększania deficytów budżetowych trudno zamknąć
Dóra Győrffy profesor, Uniwersytet Korwina w Budapeszcie, Katedra Ekonomii Porównawczej i Instytucjonalnej / Materiały prasowe
Jakie są teraz najważniejsze wyzwania stojące przez gospodarkami regionu?
Osiągnęliśmy znaczny stopień konwergencji dzięki - po pierwsze - strategii zorientowanej na eksport, a po drugie - importowi technologii, co działo się poprzez bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Teraz zatem główne wyzwanie stanowi rozpoczęcie wspinania się po globalnym łańcuchu wartości. Oznacza to konieczność zwiększenia innowacyjności w kraju, zwłaszcza w małych i średnich przedsiębiorstwach krajowych. Ponadto, jak wszystkie kraje UE, państwa środkowoeuropejskie muszą dążyć do dekarbonizacji swoich gospodarek oraz przeciwdziałać skutkom zmian klimatycznych.
Czy unijne środki - budżet 2021-2027 i Fundusz Odbudowy - są niezbędne, żeby poradzić sobie z tymi zadaniami?
Środki unijne pomogą sprostać wyzwaniom związanym z dostosowaniem się do zmiany klimatu i zmianą miksu energetycznego. Poza tym fundusze mogą pomóc w ukierunkowaniu gospodarek regionu na rozwijanie innowacyjności, co może zostać osiągnięte poprzez zwiększenie wydatków na ten cel oraz inwestycje w edukację czy cyfryzację. Bez środków unijnych państwa będą musiały finansować swój rozwój z krajowych budżetów, które mają mniejsze możliwości. Brak środków unijnych oznacza też utrudniony dostęp do międzynarodowych rynków finansowych. Można byłoby spodziewać się także znacznego wzrostu stóp procentowych. Finalnie wiele zadań prawdopodobnie nie mogłoby zostać sfinansowanych, co skutkowałoby tym, że dane państwo znacznie odstawałoby od swoich konkurentów. Poza tym można byłoby spodziewać się również gwałtownego pogorszenia kursu waluty, co jeszcze bardziej zwiększyłoby obciążenie zadłużeniem w walutach obcych, a to doprowadziłoby do gwałtownego wzrostu cen importu i inflacji, a także recesji.
Jak ocenia pani węgierską politykę gospodarczą?
W ciągu ostatniej dekady Węgry znajdowały się na ścieżce ekstensywnego wzrostu. Opierał się on na kumulowaniu dodatkowych zasobów w gospodarce, nie zaś zwiększaniu konkurencyjności. Wskaźnik zatrudnienia wzrósł z 63 do 78 proc. w grupie wiekowej 20-64 lata, Budapeszt z transferów unijnych pozyskiwał prawie 4 proc. swojego PKB przy utrzymywaniu najniższych stóp procentowych od początku transformacji gospodarczej. Doprowadziło to do zwiększenia parytetu siły nabywczej z 66 proc. średniej UE w 2010 r. do 76 proc. w 2021 r. Jednakże tożsamy trend nie wystąpił w przypadku wzrostu wydajności pracy, która w 2010 r. wyniosła 70 proc. unijnej, a następnie w 2017 r. spadła do 63 proc., by w 2021 r. wzrosnąć do 68 proc. Fakt ten pokazuje w moim przekonaniu pewne ograniczenia modelu ekstensywnego wzrostu. By poprawić produktywność, trzeba zwiększyć konkurencyjność w gospodarce. W przypadku Węgier utrudnia to duże zaangażowanie państwa w gospodarkę i uprzywilejowana pozycja „kumpli rządu” w wielu sektorach. Z kolei pogorszenie stanu praworządności skutkuje tym, że otoczenie biznesowe jest dla krajowych małych i średnich przedsiębiorstw coraz mniej przewidywalne.
Gdyby miała pani nieograniczoną ekonomiczną władzę wpływania na gospodarkę, jakie kroki by pani podjęła?
Przede wszystkim chciałabym pracować nad przywróceniem rządów prawa, które są kluczowe dla przedsiębiorczości i uczciwej konkurencji w gospodarce. Wzmocniłabym nadzór nad prawidłowym wykorzystaniem funduszy europejskich podatników. Środki te byłyby przeznaczane na adaptację do zmian klimatu, dekarbonizację i budowę innowacyjnej gospodarki. W efekcie spodziewałabym się znacznego wzrostu zaufania na rynku, stabilizacji waluty i stóp procentowych. Ta atmosfera zaufania mogłaby ułatwić spełnienie kryteriów z Maastricht i umożliwić wejście do strefy euro. ©℗
Rozmawiał Dominik Héjj
rozmowa
By poprawić produktywność, trzeba zwiększyć konkurencyjność w gospodarce
Helena Horská główna ekonomistka (Chief Economist) Raiffeisenbank. Członkini Narodowej Rady Ekonomicznej przy rządzie Republiki Czeskiej (National Economic Council of the Government, NERV) / Materiały prasowe
Jakie są główne wyzwania dla gospodarek naszego regionu?
W ujęciu krótkoterminowym to reakcja na wojnę w Ukrainie, kryzys energetyczny, odmienne podejście poszczególnych państw do Rosji i realizowanych przez to państwo dostaw energii, ryzyko wzrostu populizmu. Te czynniki będą wpływać na międzynarodową pozycję krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w ramach Unii Europejskiej.
W ujęciu długoterminowym wyzwania to: przywrócenie odpowiedzialności fiskalnej, optymalizacja miksu energetycznego, dostosowanie się do zmian demograficznych, które wpływają na rynek pracy, zrównoważony rozwój i wspomaganie innowacji. To wszystko powinno wpływać na wzrost poziomu życia.
Tymczasem obecnie kryzys napędzany wcześniej pandemią koronawirusa, a obecnie wojną w Ukrainie otworzył politykom drzwi do szybkiego zwiększania deficytów budżetowych. To drzwi, które bardzo ciężko ponownie zamknąć.
Na ile środki unijne pomogą sprostać tym wyzwaniom?
Mogą one pomóc w przyspieszeniu transformacji. Jednakże najczęściej wykorzystywana forma dotacji nie zawsze jest optymalnym i efektywnym sposobem wydawania publicznych pieniędzy. W przypadku Funduszu Odbudowy kluczowymi celami powinny być wspomniane przeze mnie wyzwania, takie jak energetyka, cyfrowa i zielona transformacja, a także modernizacja edukacji, integracja mniejszości, w tym imigrantów. Według naszych szacunków Fundusz Odbudowy może w ciągu najbliższych czterech lat dodać 3 pkt proc. do czeskiego wzrostu gospodarczego.
Jak ocenia pani obecne polityki gospodarcze prowadzone przez państwa regionu?
Kraje te w większym stopniu niż inne państwa UE są zagrożone bezpośrednim i pośrednim wpływem trwającej w Ukrainie wojny. Niektóre pozostają bardziej zależne od rosyjskich źródeł energii niż reszta UE, przy czym decyzje podejmowane poza ich granicami miały przecież na nie wpływ. Uważam, że priorytety regionalnej polityki państw Europy Środkowo-Wschodniej powinny oscylować wokół budowania odporności, zrównoważonego rozwoju, unijnej integracji i powrotu do produkcji w Unii, w tym poprzez nearshoring, czyli ściąganie zachodniego biznesu i inwestycji do bliskiego geograficznie regionu.
Jakie działania w pani opinii powinni podejmować regionalni decydenci?
Przede wszystkim rządy powinny dążyć do zapewnienia szybkiego zmniejszenia zależności od rosyjskiego gazu. Inwestowanie w mniejszą energochłonność i większą samowystarczalność energetyczną także jest sensowne.
Jednocześnie rządy w Europie Środkowej muszą wypracować sposób ochrony najbardziej wrażliwej części populacji przed gwałtownie rosnącymi kosztami życia, co jest m.in. warunkiem utrzymania spokoju społecznego. Ale to nie oznacza powszechnej dystrybucji pieniędzy bez względu na potrzeby, co na końcu tylko podsyca inflację.
Banki centralne muszą zademonstrować swoje silne zaangażowanie w walkę z gwałtownie rosnącą inflacją, a polityka fiskalna powinna wspierać to trudne zadanie. W przeciwnym razie walka z inflacją będzie bardzo kosztowna. Według naszych szacunków zbyt luźna polityka fiskalna podczas szoku wywołanego COVID-19 dodała do czeskiej inflacji bazowej ok. 2,5 pkt, czyli nieco ponad jedną czwartą. Tak więc rządy muszą powrócić do polityki powściągliwości i lepiej kierowanych do słabszej części społeczeństwa transferów publicznych. Przerzucanie kosztów obecnych wyzwań na przyszłe pokolenia ma też swój limit, nie tylko finansowy, lecz także wynikający z solidarności międzypokoleniowej. Krótkotrwała powściągliwość jest niezbędnym warunkiem długotrwałego dobrobytu. ©℗
Rozmawiał Dominik Héjj