Branża beauty chce wycisnąć z letniego sezonu, ile tylko się da. W ten sposób gromadzi zapas gotówki na trudne czasy, których nadejścia oczekuje już jesienią.

Od marca co miesiąc ponad połowa salonów beauty deklaruje, że ich sytuacja jest znacznie lepsza niż o tej porze przed rokiem – wynika z Indeksu Koniunktury wprowadzonego od dwóch lat przez organizację branżową Beauty Razem, inicjatywę zrzeszającą ponad 70 tys. przedsiębiorców i specjalistów branży fryzjerskiej i kosmetycznej.
– Tak dobrych nastrojów nie było od ponad dwóch lat, bo tego lata zbiegło się kilka czynników. Po dwóch lockdownach konsumenci są spragnieni usług. Dodatkowo dziś realizuje się odłożony popyt – z powodu restrykcji wiele imprez, wesel, eventów zostało przesuniętych na później i odbywają się teraz. A poza tym wakacje to zawsze sezon na większość usług – komentuje Michał Łenczyński, założyciel Beauty Razem.
Sektor obawia się jednak ostrego hamowania wraz z nadejściem jesieni. Nie bez powodu. – Klientki mówią, że raty ich kredytów wzrosły tak bardzo, iż będą musiały ograniczyć częstość wizyt, gdy tylko skończy się lato. Spodziewam się w związku z tym spadku liczby klientów przynajmniej o kilkanaście procent, co wpływa na moje przyszłe decyzje – mówi właścicielka salonu w Piasecznie i dodaje, że miała zatrudnić dodatkową osobę na miejsce odchodzącej właśnie pracownicy, ale na razie tego nie zrobi. – Poczekam z zatrudnieniem do czasu, aż przekonam się, jak będzie wyglądało zapełnianie się kalendarza po wakacjach – podkreśla.
Michał Łenczyński potwierdza, że salony kosmetyczne i fryzjerskie szykują się na spowolnienie. Jak szacuje ekspert, na podstawie badań, obserwacji i rozmów od października wypełnienie kalendarza może być nawet o jedną czwartą mniejsze w stosunku do stanu obecnego. Dlatego salony starają się wykorzystać w pełni sezon do zgromadzenia zapasów gotówki, by przetrwać trudny okresu. A ten może być jeszcze trudniejszy z powodu nowej fali pandemii, o której coraz głośniej.
– W dodatku w związku z galopującą inflacją rosną oczekiwania płacowe. Salony odczują też negatywne efekty wprowadzonego Polskiego Ładu. To przecież podwyżka podatków o jedną trzecią i widmo dopłaty składek na koniec roku. Kolejne podwyżki stóp procentowych przez NBP to coraz mniejszy margines na usługi beauty w domowych budżetach. Wreszcie drożeją media. Na początku roku gaz podrożał nawet o 600 proc., a znaczne podwyżki prądu w kolejnych miesiącach są już pewne. Co więcej, wszyscy musimy się liczyć z przerwami w dostawie gazu tej zimy, w związku z wojną w Ukrainie i utrudnionym dostępem do surowców, co może oznaczać konieczność czasowego wstrzymania pracy w salonach – wylicza Michał Łenczyński.
Salony przyznają, że w związku z tym starają się dziś nikomu nie odmawiać. – Wydłużyliśmy czas pracy. Jesteśmy do ostatniego klienta, a nie jak dotąd do 19. Czasem oznacza to nawet pracę do godziny 21, a w weekendy od 8 rano – mówi właścicielka salonu kosmetycznego na warszawskiej Pradze.
Salony twierdzą, że mogłyby pracować więcej, bo popyt jest, ale nie mają wystarczających mocy przerobowych. Pracownice z Ukrainy nieco pomogły zapełnić wakaty, ale nadal mnóstwo jest nieobsadzonych stanowisk. Najtrudniej jest w sektorze stylizacji paznokci, gdzie po podwyżkach i podatkach branża skarży się na zagrożenie szarą strefą. – Ponad 71 tys. salonów zrzeszonych w naszej organizacji przyjęło 1 tys. specjalistek, które napłynęły na rynek z Ukrainy. Mimo takiego wyniku nadal w sektorze obserwowany jest deficyt wśród pracowników – zaznacza Michał Łenczyński.
Ewa Żabińska-Lubowiecka, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Stylistów Paznokci Fantasmagorie i Federacji Beauty Pro, podkreśla, że branża została mocno doświadczona przez pandemię. I to, jak odnalazła się w tamtym czasie, ma znaczenie dla jej przyszłości teraz. – Te salony, które rozszerzyły ofertę, inwestując w szkolenia, mają dziś większe szanse przetrwać, niż te, które zasklepiły się w swojej niszy, nie szukając nowości. Okres wakacyjny to jeszcze jest czas, kiedy nasi klienci nieco swobodniej podchodzą do wydatków. Dlatego faktyczna kondycja branży da o sobie znać we wrześniu. Z całą jednak pewnością rosnące koszty i nas dotknęły – ocenia. – Był moment, kiedy wraz z pojawieniem się kosmetyczek i stylistek z Ukrainy myślano o rozwijaniu się, zatrudnianiu nowych osób, których dotąd na rynku brakowało. Teraz jednak na pewno każdy właściciel salonu zastanowi się dwa razy, zanim pójdzie w tym kierunku.
Jak słyszymy w branży, już teraz nie brakuje sygnałów, że jesień może być trudna. – Z końcem sierpnia kończę działalność. Realizuję teraz tylko ostatnie umówione szkolenia – mówi Anna Oleszczuk, stylistka paznokci, która dotąd zajmowała się też prowadzeniem kursów. Nie kryje, że powodem są coraz gorsze warunki finansowe.
Katarzyna Leks poza stylizacją paznokci zajmuje się w Gdańsku szkoleniami. Prowadzi także hurtownię produktów używanych w branży. – Większość naszych klientek to kobiety ok. 30–40 lat. Czyli osoby, które mają kredyty na mieszkania i wzrost rat odbija się na ich portfelach. Już widzę, że mam mniej zapisanych osób niż w analogicznym okresie rok czy dwa lata temu. Dodatkowo, by zapewnić sobie opłacalność, musieliśmy podnieść ceny nawet o ok. 30 proc. w stosunku do 2019 r. – opisuje. Jej zdaniem wpływ na to miał m.in. wzrost kosztów pracowniczych, czyli płacy minimalnej, składek do ZUS. Ale drożeje wszystko. – Weźmy produkty i sprzęt do stylizacji paznokci. Ta sama frezarka, która jeszcze miesiąc temu kosztowała 650 zł, dziś już ok. 1 tys. zł. Wpływ na to mają rosnące ceny transportu (produkty są sprowadzane m.in. z Chin) i spadająca wartość złotówki. Zdrożały też szkolenia dla kosmetyczek i stylistek chcących się rozwijać o ok. 20 proc. Dziś trudno znaleźć jednodniowe szkolenie dla grupy osób za mniej niż 500 zł – podsumowuje. ©℗