Pierwsze firmy budowlane wstrzymują roboty i żądają dopłat. GDDKiA obiecuje, że roszczenia będą analizowane i nie wyklucza rewizji planów inwestycyjnych
Pierwsze firmy budowlane wstrzymują roboty i żądają dopłat. GDDKiA obiecuje, że roszczenia będą analizowane i nie wyklucza rewizji planów inwestycyjnych
Wojna w Ukrainie wywołuje ból głowy u menedżerów z branży budowlanej, którzy obawiają się o przyszłość zarządzanych przez siebie firm. Wszystko przez ogromne skoki cen materiałów w ostatnich tygodniach. Dotyczy to zwłaszcza stali, asfaltu czy ropy, które w ciągu dwóch miesięcy zdrożały o kilkadziesiąt procent. W związku z tym firmy już domagają się dopłat od publicznych zleceniodawców.
Przed Wielkanocą opolski oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad otrzymał pismo od kilku firm, które informują, że wstrzymają prace przy układaniu nawierzchni na remontowanej autostradzie A4. Twierdzą, że nie są w stanie ich kontynuować z powodu nadzwyczajnej sytuacji związanej z ogromnymi wzrostami kosztów materiałów i usług. Zażądali aneksowania umów i zapewnienia odpowiedniej waloryzacji, która pokryje nieoczekiwane wzrosty. – Z każdym z tych wykonawców rozmawiamy. Zarówno w tych przypadkach, jak i w każdym innym prosimy, by wszelkie wzrosty kosztów odpowiednio dokumentowali. Będziemy się starać, by żadna budowa nie stanęła – mówi szef GDDKiA Tomasz Żuchowski.
Zarówno on, jak i przedstawiciele Urzędu Zamówień Publicznych czy Prokuratorii Generalnej próbują uspokajać wykonawców i przyznają, że wojna na terenie Ukrainy jest zjawiskiem nadzwyczajnym, którego nie dało się przewidzieć. W efekcie ma to duży wpływ na sytuację gospodarczą w Polsce. A w tej sytuacji może mieć zastosowanie art. 455 ustawy – Prawo zamówień publicznych, który przewiduje, że w takim przypadku można zmieniać umowę, np. jej wartość. Żuchowski tłumaczy, że roszczeń nie można jednak uznawać z automatu.
– Czasami są zasadne, a czasami nie. Wszystko będzie dokładnie weryfikowane. Z jednej strony naszą rolą jest dbanie o to, by inwestycje były kontynuowane, z drugiej jednak musimy pilnować odpowiedniego wydawania środków publicznych – zaznacza. Według niego nierealne są apele firm, którą chcą, by w przypadku wszystkich istniejących kontraktów zrezygnować z 5-proc. limitu waloryzacji. Jego zdaniem takie działania byłyby nieuczciwe wobec firm, które w przetargach oferowały wyższe ceny. Wykonawcy będą musieli zatem dokładnie wykazać wzrost kosztów. Powinni np. udowodnić, że na etapie składania oferty kalkulowali koszt stali na określonym poziomie, a po wybuchu wojny na terenie Ukrainy na zakup określonej partii materiału musieli wydać więcej.
Szef GDDKiA deklaruje jednocześnie, że dołoży starań, by roszczenia były rozpatrywane w trzy–cztery miesiące od złożenia kompletnej dokumentacji potwierdzającej wzrost kosztów. – Chcemy załatwiać spory w trybie ugodowym – mówi Żuchowski.
– To bardzo poważna deklaracja. Cieszy nas, że inwestor nie zaprzecza, że sytuacja jest nadzwyczajna. To duża zmiana w podejściu, zwłaszcza w porównaniu do 2012 r., kiedy wiele firm wpadło w poważne tarapaty finansowe – mówi Jan Styliński, szef Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, który spodziewa się jednak, że w przypadku inwestycji samorządowych sytuacja będzie wyglądać inaczej. W ostatnim czasie wiele gmin czy powiatów jest w trudnej sytuacji finansowej. W efekcie nie będą się tak łatwo godzić na podwyższenie wartości kontraktu. I to nawet jeśli wykonawcy dokładnie udokumentują wzrost kosztów. Firmom pozostanie wtedy walka na drodze sądowej.
Jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę można było zaobserwować wzrost składanych pozwów w sprawie dopłat. Przyczyniły się do tego rosnąca inflacja czy problemy związane z prowadzeniem robót w czasie pandemii COVID-19. W ostatnim czasie z roszczeniami występują także firmy, które np. w latach 2015–2016 składały bardzo niskie oferty, sięgające nawet poniżej 50 proc. wartości kosztorysu zamawiającego. Tak jest choćby w przypadku tureckiej spółki Gülermak, która w 2015 r. przetarg na budowę fragmentu obwodnicy Warszawy wraz mostem na Wiśle wygrała z ceną 757 mln zł. Tymczasem drogowcy przewidzieli na inwestycję 1,77 mld zł, czyli o miliard złotych więcej. GDDKiA przyznaje jednak, że w ostatnich latach też zdarzają się przetargi, w których ceny oferowane przez wykonawców sięgają zaledwie 50–60 proc. kosztorysu urzędników. Dlatego apelują oni, by przedsiębiorstwa realnie szacowały koszty i nie deklarowały zaniżonych cen. Z kolei eksperci apelują do urzędników, by dokładniej weryfikowali propozycje i odrzucali te, w których ceny są rażąco niskie.
Jednocześnie słychać, że przy obecnej skali wzrostu cen materiałów w kolejnych latach może być mniej inwestycji, bo na wszystkie nie wystarczy pieniędzy. Na razie szef resortu infrastruktury Andrzej Adamczyk zapewnia, że tempo budowy dróg czy remontów torów nie będzie zwalniać. Podczas zeszłotygodniowego Kongresu Budownictwa Polskiego szef GDDKiA nie wykluczał jednak, że plany inwestycyjne „być może trzeba będzie zrewidować”.
Branża przypomina, że spowolnienia trzeba się spodziewać w przypadku inwestycji na torach, bo w 2021 r. spółka PKP PLK ogłosiła niewielką w porównaniu do zapowiedzi liczbę przetargów na modernizację linii. Urzędnicy tłumaczyli to przede wszystkim brakiem dostępu do nowej puli środków unijnych m.in. z Krajowego Programu Odbudowy. Zatwierdzenie tych funduszy wciąż się przeciąga. Według ostatnich zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego KPO dla Polski ma być odblokowane przez Brukselę najpóźniej w maju. ©℗
Szef GDDKiA chce załatwiać spory w trybie ugodowym
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama