Odnotowane w ostatnim czasie zwiększenie obciążeń kredytowych, związane ze wzrostem stóp procentowych, stało się katalizatorem dla postulatów zmierzających do kwestionowania przez kredytobiorców zobowiązań wynikających z zawartych umów kredytowych i kosztów związanych ze zmianami stóp procentowych.

Chodzi w szczególności o opinie mające na celu podważenie prawidłowości obliczania wskaźnika referencyjnego WIBOR czy postulaty jego „zamrożenia” na stałym poziomie. Obie grupy działań i postulatów wymagają zajęcia stanowiska przez nadzór finansowy.
Odnosząc się do samego wskaźnika referencyjnego WIBOR, należy wskazać, że jego opracowywanie od kilku lat podlega nadzorowi ze strony Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), z uwagi na obowiązywanie rozporządzenia BMR (rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady UE w sprawie indeksów stosowanych jako wskaźniki referencyjne w instrumentach finansowych i umowach finansowych lub do pomiaru wyników funduszy inwestycyjnych). Rozporządzenie to nałożyło szereg wymagań w zakresie zarządzania procesami i metodami opracowywania wskaźników referencyjnych.
Metoda opracowywania wskaźnika referencyjnego WIBOR była przedmiotem oceny KNF w ramach postępowania w sprawie zezwolenia na prowadzenie działalności administratora wskaźników referencyjnych przez GPW Benchmark SA. KNF uznała, że spełnione zostały wymogi regulacyjne określone w BMR. Cały proces kwotowania w każdym banku uczestniczącym w panelu wskaźnika referencyjnego WIBOR jest poddany wewnętrznym procedurom sprawdzającym (tzw. trzy linie obrony), weryfikacji przez administratora, okresowemu sprawdzaniu przez zewnętrznego i niezależnego audytora, a wreszcie nadzorowi publicznemu sprawowanemu przez KNF. Jak dotąd nie odnotowano żadnego przypadku manipulowania danymi, które wykorzystywane są przez administratora wskaźnika referencyjnego WIBOR.
Pogląd, że wskaźnik referencyjny WIBOR nie spełnia wymogów BMR, jest więc całkowicie bezpodstawny i niepoparty żadnymi rzetelnymi argumentami. Można odnieść wrażenie, że tezy o rzekomej „manipulacji” wskaźnikiem WIBOR lub – jak to bywa już nazywane w mediach społecznościowych – o „abuzywności” WIBOR, są przede wszystkim pomysłem kancelarii prawnych, które usiłują zbudować w ten sposób nową linię biznesową adresowaną do kredytobiorców niezadowolonych ze wzrostu miesięcznych obciążeń kredytowych, stwarzając im iluzję uwolnienia się od rosnącego obciążenia w wyniku zakwestionowania poprawności opracowywania WIBOR, a w efekcie również jego bieżącej wartości.
Przechodząc do pojawiających się pomysłów „zamrożenia” WIBOR, trzeba podkreślić, że jakiekolwiek rozwiązania polegające na wprowadzeniu limitu dla poziomu wskaźnika referencyjnego na potrzeby umów kredytowych z punktu widzenia makroekonomicznego doprowadziłyby do ograniczenia podstawowego kanału transmisji polityki pieniężnej – czyli stopy procentowej, co mogłoby rodzić istotne ryzyka dla całej gospodarki. Z tego punktu widzenia zgadzam się z jednoznacznie negatywnym stanowiskiem wyrażonym przez prezesa Narodowego Banku Polskiego wobec takich postulatów, o którym informowały w ostatnim czasie media.
Osobną, ale istotną z punktu widzenia nadzoru finansowego, kwestią pozostaje wpływ, jaki takie rozwiązanie miałoby na sytuację finansową sektora bankowego. Istotne wyzwanie powstałoby także w sferze zarządzania ryzykiem stopy procentowej, co należy do istoty biznesu bankowego. Podstawowym instrumentem służącym realizacji tego celu jest zawieranie odpowiednich transakcji na rynku instrumentów pochodnych – przede wszystkim FRA, IRS oraz opcji. „Zamrożenie” WIBOR skutkowałoby istotnym zaburzeniem równowagi na tym rynku, także międzynarodowym, gdyż kontrahentami są w tym przypadku bardzo często podmioty zagraniczne. Wiara, że można bezkarnie manipulować mechanizmami rynkowymi, zwłaszcza na rynku finansowym, w dłuższym okresie prowadzi do nieszczęścia.
Analizując obecną sytuację w zakresie portfela hipotecznych kredytów mieszkaniowych oraz dyskusję toczącą się w związku ze wzrostem stóp procentowych, warto także wspomnieć o podejmowanych przez nadzór działaniach zmierzających do wprowadzenia do oferty banków kredytów ze stałą stopą procentową (Rekomendacja S) czy o kampanii UKNF mającej na celu uświadomienie klientom ryzyka stopy procentowej. Rekomendacja S została przyjęta przez Komisję Nadzoru Finansowego w grudniu 2019 r. W 2021 r. UKNF przeprowadził szeroką i intensywną akcję informacyjno-edukacyjną uświadamiającą konsumentów w zakresie ryzyka stóp procentowych. Nadzór finansowy podjął także działania zmierzające do rozwoju oferty banków w zakresie kredytów o okresowo stałej stopie procentowej oraz do ułatwienia bankom wprowadzenia do oferty kredytów o stopie procentowej stałej dla całego okresu kredytowania. W tym celu UKNF wypracował koncepcję oraz aktywnie uczestniczył w przygotowaniu regulacji ustawowych mających na celu rozwój rynku listów zastawnych. Trzeba mieć świadomość, że dojrzałość infrastruktury polskiego rynku finansowego – w szczególności skala rynku instrumentów pozwalających bankom na pozyskanie długoterminowego i stabilnego finansowania przy stosunkowo niskich kosztach – de facto uniemożliwia zaoferowanie klientom kredytów o stopie stałej w całym okresie kredytowania.
Rekomendacja S to również regulacje chroniące klientów, zgodnie z którymi banki zostały zobowiązane do pełnego informowania o ryzyku stopy procentowej oraz przedstawienia symulacji obciążeń ratalnych przy zmieniających się stopach procentowych. Klienci otrzymują zatem pełen pakiet informacji pozwalający im zrozumieć produkt, który kupują, oraz uświadamiający im ryzyka, które się z nim wiążą. Ponadto, z uwagi na fakt, że w strukturze polskiego rynku zdecydowanie dominują umowy kredytu ze zmienną stopą procentową, mechanizm ten musi być więc uważany za dobrze znany polskim klientom. Trudno dopatrywać się jakiegokolwiek uzasadnienia – choćby aksjologicznego, a tym bardziej prawnego – dla obecnego kwestionowania zaciągniętych w ten sposób zobowiązań lub do unikania ich honorowania.
Świadomość ryzyka po stronie klienta musi być fundamentem każdej jego aktywności na rynku finansowym. Paradygmat ochrony konsumenta wydaje się niestety zmierzać w kierunku zwolnienia konsumentów z odpowiedzialności za jakiekolwiek podejmowane przez nich decyzje, jeżeli tylko w następstwie późniejszych zdarzeń – choćby rozsądnie przewidywalnych – skutki tych decyzji okazałyby się dla nich niekorzystne. Można się zgodzić, że sektor finansowy w Polsce później niż bardziej dojrzałe rynki zrozumiał konieczność zwiększonej ochrony klienta. Za przykład patologii na rynku finansowym służyć mogą np. niektóre przykłady produktów ubezpieczeniowych z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, które skonstruowane były w sposób de facto uniemożliwiający klientowi osiągnięcie realnych korzyści z posiadania produktu. Negatywne konsekwencje okazało się mieć także masowe finansowanie potrzeb mieszkaniowych klientów w walucie (lub w sposób indeksowany do waluty) innej niż ta, w której klient osiąga dochody. Można zrozumieć, że każdej akcji towarzyszy reakcja. Wydaje się jednak, że obecnie obserwujemy przejście w drugą skrajność – mamy obecnie do czynienia ze swoistym „odchyleniem się wahadła” skrajnie w kierunku pozycji prokonsumenckich, zmierzających do zdjęcia z konsumentów wszelkiego ryzyka związanego z podejmowanymi przez nich decyzjami.
Efektem tego jest sytuacja, w której działalności podmiotów gospodarczych towarzyszy istotna niepewność co do zasad ich funkcjonowania. Z kolei trwałość podstawowych zasad dotyczących stosunków zobowiązaniowych oraz ich przestrzeganie są podstawą funkcjonowania rynku, w szczególności bankowości. Ponadto dokonujący się w wyniku rozstrzygnięć prawnych następczy transfer kosztów ryzyka (np. związanych ze zmianami na rynku walutowym) prowadzi do nieuzasadnionej dystrybucji korzyści ekonomicznych na rzecz osób (mniej lub bardziej świadomie) podejmujących ryzykowne decyzje, kosztem wszystkich uczestników rynku, w tym także osób o mniejszej skłonności do ryzyka.
W tym kontekście wdrożenie pomysłów polegających na „zamrożeniu” oprocentowania kredytów lub innej ingerencji w funkcjonowanie mechanizmu kredytów hipotecznych opartych na zmiennej stopie byłoby kolejnym złym sygnałem. Mogłoby ugruntować wśród klientów przekonanie o braku odpowiedzialności za własne decyzje i kształtować oczekiwanie, że w momencie, gdy podjęte przez klienta ryzyko się zmaterializuje, przejmie je ktoś inny: kredytodawca lub państwo. Podkreślam, że bezwzględnym obowiązkiem profesjonalistów jest podejmowanie działań zmierzających do uświadomienia konsumentom istoty i skali ryzyka. Jeżeli jednak konsument podejmuje swobodną decyzję, musi czynić to także ze świadomością konsekwencji, także tych negatywnych, jakie wiążą się z dokonanym przezeń wyborem – np. wyborem kredytu ze zmiennym, a nie stałym oprocentowaniem.
Warto też zastanowić się, jak rozwiązania takie – polegające np. na nałożeniu limitu na wskaźnik referencyjny w umowach kredytu hipotecznego – odebrane zostałyby przez klientów, którzy – chcąc uniknąć ryzyka stopy procentowej – zdecydowali się na droższy historycznie kredyt o okresowo stałej stopie. Sytuacja taka w oczywisty sposób promowałaby postawy określane po angielsku jako moral hazard, oparte na przeświadczeniu, że korzyści wynikające z podjętego ryzyka pozostają przy tym, kto je podjął, ale negatywne następstwa będą mitygowane cudzym kosztem, a ostatecznie – na koszt wszystkich uczestników rynku.
Osobnej wzmianki wymaga podejście sektora bankowego do rozwoju akcji kredytowej w zakresie hipotecznych kredytów mieszkaniowych. W 2021 r. mogliśmy obserwować entuzjazm banków i klientów korzystających z niskich stóp rynkowych. Widzieliśmy bardzo duże zainteresowanie kredytami mieszkaniowymi. Niektórzy przedstawiciele środowiska bankowego publicznie wyrażali obawy, czy akcja kredytowa w tym zakresie nie jest zbyt ryzykowna, ale jednocześnie kredyty te były oferowane na szeroką skalę, a przeważającą większość nowych kredytów udzielano na podstawie zmiennej stopy procentowej. Warto także przypomnieć, że to reprezentacja sektora bankowego w 2019 r. zabiegała o wydłużenie terminu wejścia w życie postanowień Rekomendacji S wymagających od banków oferowania kredytów opartych na stałej stopie, wskazując na różnego rodzaju trudności związane ze stworzeniem takiej oferty. Być może obecny rozwój sytuacji stanowić tu może przyczynek do ogólniejszej refleksji.
Wspólnym zadaniem sektora finansowego oraz instytucji publicznych odpowiedzialnych za jego prawidłowe funkcjonowanie pozostaje poszukiwanie optymalnego podejścia do poszczególnych rodzajów ryzyka, na jakie może być narażony klient instytucji finansowej, i zdefiniowania, które z nich nie powinny w całości obciążać klienta, lecz pozostawać przynajmniej w części po stronie profesjonalistów. Konieczne jest znalezienie równowagi między wolnością wyboru a ochroną konsumenta przed ryzykiem, którego podejmowania – w imię tej ochrony – regulacje rynku finansowego powinny mu po prostu zakazać. Osobiście jestem gorącym zwolennikiem ochrony wolności wyboru, z jednoczesnym wprowadzeniem mechanizmów zmierzających do budowania po stronie konsumentów świadomości ryzyka związanego z podejmowaną decyzją, różnic między produktami i usługami finansowymi, a także odpowiedzialności za dokonywane wybory. To oznacza nałożenie na profesjonalistów odpowiednich obowiązków informacyjnych, ale z drugiej strony – również uświadomienie konsumentom konieczności rozumienia czynników ryzyka związanych z produktami, z których korzystają, a także ponoszenia konsekwencji związanych z podejmowanymi decyzjami.
Nie oznacza to, że nie należy poszukiwać i wdrażać instrumentów mających na celu pomoc osobom, które znalazły się w skrajnie trudnej sytuacji. Takie rozwiązania istnieją: przykładowo funkcjonujący już Fundusz Wsparcia Kredytobiorców czy wprowadzane na dużą skalę w pierwszym okresie pandemii wakacje kredytowe. Powinny być one jednak adresowane do osób, które zobowiązanie kredytowe zaciągnęły w celu zaspokojenia własnych potrzeb mieszkaniowych, a w wyniku zdarzeń losowych znalazły się w sytuacji, w której obciążenia kredytowe zagrażają ich ekonomicznej egzystencji.
Proponowane rozwiązania ochronne nie mogą natomiast kwestionować podstawowych zasad rynku finansowego i produktów na nim funkcjonujących. Mogłyby one wówczas negatywnie kształtować zachowania uczestników rynku, zniechęcając klientów do korzystania z produktów bezpieczniejszych, a przez to mniej rentownych lub bardziej kosztownych, na rzecz podejmowania większego ryzyka – z jednoczesnym oczekiwaniem przejęcia tego ryzyka w sytuacji jego materializacji. ©℗
Mamy do czynienia ze swoistym „odchyleniem się wahadła” skrajnie w kierunku pozycji zmierzających do zdjęcia z konsumentów wszelkiego ryzyka związanego z podejmowanymi przez nich decyzjami