Spadek cen surowców energetycznych poprawiłby nam saldo obrotu towarami.
Spadek cen surowców energetycznych poprawiłby nam saldo obrotu towarami.
W minionym roku Polska kupiła towary z zewnątrz za ok. 1308,1 mld zł, sprzedając w tym samym czasie za 1305,2 mld zł. Ujemne saldo odnotowano po raz pierwszy od 2018 r., wynika z opublikowanych wczoraj danych Głównego Urzędu Statystycznego.
Zdaniem ekonomistów różnica między eksportem a importem jest na tyle mała, że trudno mówić o zasadniczej zmianie. - W obliczu całego handlu różnica rzędu 2,9 mld zł to bardzo niewiele, równie dobrze czynniki losowe mogłyby spowodować minimalne odchylenie w drugą stronę. Cieszyć może to, że wymiana handlowa się rozwija, a eksport dotrzymał kroku importowi bardzo windowanemu przez rekordowo drogą ropę i gaz. Choć wynik odbiega od wcześniejszych lat, to mówienie o przełomie jest zdecydowanie na wyrost. Wciąż wiele gospodarek jest tłumionych przez skutki pandemii - argumentuje Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
Szybko rosnący import (o ok. 28 proc. w porównaniu z 2020 r. i ok. 30 proc. w porównaniu z 2019 r.) jest odbiciem wysokiego popytu wewnętrznego. W części to wynik nowego zjawiska, które pojawiło się w ubiegłym roku: dużego przyrostu zapasów. By sprostać rosnącym oczekiwaniom rynku, firmy sprowadzają potrzebne im komponenty i maszyny. - W 2021 r. zapasy były kołem zamachowym zakupów wielu firm produkcyjnych, co w pewnej mierze tłumaczy tak wysoki import. Ten rok może natomiast ułatwić sprzedaż produktów końcowych, korzystnie wpływając na eksport - dobitnym przykładem jest oczekiwanie na zwiększoną podaż chipów - mówi Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa w Noble Securities.
Trwający rok może jednak rodzić wyzwania dla eksporterów. Jednym z nich będzie zapowiadana przez NBP polityka podnoszenia stóp procentowych. - Zarówno w Polsce, jak i w krajach strefy euro inflacja producencka jest już bardzo wysoka, a możliwość przenoszenia kosztów na odbiorców końcowych w Europie Zachodniej pozostaje dość ograniczona. To może stanowić problem dla polskich firm, które wciąż często konkurują ceną. Dodatkowo sytuację eksporterów może utrudnić sprzyjanie NBP umacnianiu się złotego - wskazuje Kozłowski.
GUS podał również dane na temat obrotów z poszczególnymi państwami. W ubiegłym roku nie zmieniła się pierwsza trójka państw sprzedających do Polski. Za sprawą drogich surowców na czwarte miejsce wskoczyła Rosja, od której będzie w dużej mierze zależał los tegorocznego bilansu handlowego. Wojna z Ukrainą nie tylko może podtrzymywać wysokie ceny surowców roku, ale oznaczać także zamrożenie relacji handlowych z Moskwą, jeśli dojdzie do wprowadzenia nowych sankcji.
Piotr Soroczyński jest jednak zdania, że nie stanowiłoby to dużego obciążenia po stronie eksportu. - Dziś Rosja stanowi ok. 2,8 proc. naszego eksportu. To duża zmiana w porównaniu do tego, co widzieliśmy jeszcze w pierwszej dekadzie XXI w., gdy było to nawet 7-8 proc. Teraz nawet jeśli zdarzyłby się ubytek, to da się go zrekompensować ekspansją w innych kierunkach - ocenia główny ekonomista KIG.
Na pierwszym miejscu zarówno w zestawieniu odbiorców, jak i dostawców do Polski są Niemcy. To kraj, z którym mamy ponad 100 mld zł nadwyżki handlowej.
- Ten wynik potwierdza, że ubiegłoroczne zawirowania gospodarcze nie podkopały relacji handlowych. Rosnący import może także cieszyć, bo Niemcy zaopatrują polską gospodarkę np. w maszyny produkcyjne, co przekłada się na efektywność polskich przedsiębiorstw - ocenia Piotr Soroczyński. Pomimo wzrostu wartości wkład Niemiec w ogólny bilans jednak spada - w eksporcie zmniejszył się w porównaniu z 2020 r. o 0,3 pkt proc. i wyniósł 28,7 proc., a w imporcie spadł o 1 pkt proc. i stanowił 20,9 proc.
Drugą lokatę wśród odbiorców polskich towarów zajęły Czechy, które wcześniej borykały się z dużymi kłopotami wynikającymi z ograniczonej aktywności motoryzacji. Odpowiada ona za ponad 20 proc. tamtejszej produkcji przemysłowej i ok. 9 proc. PKB. - Po bardzo kiepskich danych z wymiany handlowej z Czechami w I kw. 2021 r. po obu stronach bilansu udało się odnotować wzrost. To pokazuje, że branża motoryzacyjna przygotowuje się do zapowiadanego ożywienia, a polscy producenci komponentów, którzy musieli liczyć się ze sporymi turbulencjami w czasie pandemii, są gotowi wrócić do produkcji - mówi główny ekonomista KIG.
W minionym roku z podium na liście największych odbiorców polskiego eksportu wypadła Wielka Brytania. Można to interpretować jako skutek brexitu i utrudnionego w związku z tym przepływu towarów. W 2020 r. kraj minimalnie ustępował Czechom, rok później różnica przekraczała już 10 mld zł. Jednocyfrowy wzrost eksportu na Wyspy jest zarazem najmniejszym z całej pierwszej dziesiątki krajów, do których sprzedajemy. - Nie bez znaczenia jest to, że wiele firm starało się do końca wykorzystać otwarte granice. To wraz z początkowymi problemami formalnymi sprawiło, że na początku 2021 r. skłonność do handlu z Wyspami była dużo mniejsza. Można oczekiwać, że sytuacja będzie się stabilizować, choć zapewne przy dynamikach niższych niż przed wystąpieniem Londynu z UE - spekuluje Piotr Soroczyński.
Nasza nadwyżka w handlu z Niemcami przekracza 100 mld zł
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama