Dziś może się rozstrzygnąć kwestia polsko-czeskiej umowy w sprawie Turowa – ustalił DGP. Dowiemy się też, jakie będą rekomendacje rzecznika generalnego TSUE w sprawie sporu między Polską a Czechami.

Dzisiejsza opinia rzecznika generalnego TSUE może być wskazówką w sprawie ostatecznego orzeczenia trybunału. Choć jak wynika z naszych informacji, rozmowy z nowym czeskim rządem w sprawie zakończenia sporu i wycofania skargi z TSUE mogą dziś znaleźć swój finał. – Dyskusja trwa, może być pozytywne zakończenie – słyszymy od naszych rozmówców. Jeśli jednak do rozstrzygnięcia nie dojdzie, pozostanie zdać się na unijny trybunał.
A sprawa ciągnie się od maja zeszłego roku, kiedy to TSUE na wniosek Pragi nakazał wstrzymać wydobycie węgla w należącej do PGE GiEK kopalni. Zdaniem Czechów działający zakład przyczynia się do suszy po ich stronie granicy. Warszawa nie zastosowała się do środka tymczasowego TSUE, argumentując, że zamknięcie odkrywki zagroziłoby bezpieczeństwu energetycznemu kraju. W efekcie we wrześniu na Polskę została nałożona kara dzienna – 500 tys. euro. Dziś w sprawie konfliktu wokół Turowa zabierze głos rzecznik TSUE. Opinie poprzedzają ostateczne wyroki trybunału, które bardzo często są zbieżne z wcześniejszą oceną rzecznika.
Polska strona ma nadzieję, że nawet jeśli unijny sąd weźmie stronę Czechów, to konsekwencje tego będą znacznie mniejsze niż zarządzone do tej pory środki tymczasowe – czyli wspomniane wstrzymanie wydobycia w kopalni oraz kary finansowe. Na czym nasz rząd opiera swoje nadzieje? Skarga Czechów do TSUE dotyczy przepisów, na podstawie których wydano sześcioletnią koncesję dla Turowa. „Polska ustanowiła w prawie krajowym przepisy, zgodnie z którymi można przedłużyć koncesję na wydobywanie węgla brunatnego o sześć lat bez przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko i zgodnie z którymi postępowanie w sprawie udzielenia koncesji na działalność wydobywczą jest w większości przypadków niepubliczne. W ten sposób dopuściła się naruszenia dyrektywy 2011/92” – brzmi fragment czeskiej skargi. W praktyce skutkowało to tym, że Czesi nie mieli szans na złożenie zastrzeżeń.
Tyle że – jak podkreślają nasi rozmówcy – zaskarżony przez Pragę przepis już został zmieniony. – Nawet jak przegramy sprawę i TSUE stwierdzi, że jakieś naruszenie miało miejsce, to nie powinno to wpływać na działanie kopalni – mówi nam osoba z rządu. Nowe regulacje biorą już bowiem pod uwagę całą procedurę środowiskową zgodnie z zasadami UE i w tej procedurze kopalnia ma już wydaną nową decyzję koncesyjną ministra klimatu do 2044 r. A zdaniem polskiej strony skoro dziś wszystko jest w porządku, to nie ma powodu, by orzeczenie wykraczało poza stwierdzenie, że wcześniej doszło do naruszenia prawa. Takie stanowisko było prezentowane zarówno przed TSUE, jak i w trakcie rozmów z Czechami na temat umowy dwustronnej.
Choć ze strony polskiej słychać ostrożny optymizm, nasi rozmówcy nie mają pewności, czy rzecznik, a potem TSUE, podzielą argumentację Warszawy. – Możemy się przejechać na tych rachubach. Czesi skarżą stare przepisy, my wprowadzamy nowe, natomiast problem nie znika. TSUE prawdopodobnie wypowie się co do zasady, czyli odniesie się do ewentualnych szkód środowiskowych i mechanizmu ich uniknięcia – zastrzega prof. Artur Nowak-Far, specjalista od prawa europejskiego i były wiceszef MSZ.
– Ta opinia nie będzie łatwa dla żadnej ze stron. Może zwiększyć presję na jedną i drugą stronę – dodaje osoba związana z negocjacjami.
A co stanie się z zarządzonymi środkami tymczasowymi, zwłaszcza z karą finansową? Polski rząd liczy, że ostateczne orzeczenie pozwoli je anulować. – Wydaje się, że TSUE w każdym momencie może znieść środki tymczasowe, dlatego w przypadku nakładania kar też ma sporą elastyczność – ocenia rozmówca z rządu.
Ale zdaniem Komisji Europejskiej i tak trzeba je będzie zapłacić. Ta zresztą już przymierza się do ściągnięcia pierwszej transzy kar nałożonych za dalsze funkcjonowanie kopalni. PiS jednak liczy na to, że nie będziemy musieli płacić, bo albo wyrok TSUE okaże się łagodniejszy niż środki tymczasowe i kary zostaną anulowane, albo na ostatniej prostej uda się jednak dogadać z Czechami. Gdyby oni wycofali skargę do TSUE, sprawa stałaby się bezprzedmiotowa.
Wiele wskazuje na to, że do potrącenia 14 mln euro na poczet kar z unijnych funduszy należnych Polsce może dojść już w tym miesiącu, przy okazji bieżących płatności. Na razie jednak przedstawiciele rządu nie chcą informować, czy do tego dojdzie i gdzie konkretnie Komisja Europejska może przyciąć nam środki. Także w samej Brukseli trudno o konkrety. – Nic nowego w tej kwestii nie mamy do przekazania, sytuacja w ciągu ostatnich dwóch tygodni się nie zmieniła. Nie zostały podjęte żadne decyzje, KE jest dalej na etapie identyfikowania płatności. Nie spekulujemy na ten temat – słyszymy w KE. Nasz rozmówca potwierdza jedynie, że komisja zamierza ściągnąć kary nałożone w okresie 20 września – 19 października 2021 r. Niemniej i to może być problemem na gruncie operacyjnym, bo wiele zależy od tego, gdzie KE dokona potrąceń. Może się bowiem okazać, że dla części beneficjentów, którzy mają rozliczone projekty i oczekują na płatności, pieniędzy chwilowo nie będzie. A wtedy może się pojawić potrzeba wyrównania im ewentualnych strat z budżetu państwa, by inwestycje przebiegały w sposób niezakłócony.
Warszawa liczy, że uda jej się uniknąć płacenia kar za Turów