Rząd Holandii w 2015 r. przeprowadził gruntowną reformę finansowania szkolnictwa wyższego. Zlikwidowano powszechną dotację dla studentów i zastąpiono ją niskooprocentowaną pożyczką. Zmiana podniosła koszt czteroletnich studiów licencjackich o ok. 1/3, do 14 tys. euro. Zgoła inaczej rząd potraktował uczniów szkół zawodowych, którym podniósł wypłacaną bezpośrednio pomoc finansową o blisko 7 proc. W kieszeni przyszłego fachowca miało zostać o 800 eurowięcej.

Wpływ reformy na wybór dalszej ścieżki edukacyjnej i zawodowej przeanalizowali Alexandra de Gendre z Uniwersytetu w Sydney oraz Jan Kabátek z Uniwersytetu w Melbourne. Z ich badań wynika, że wybór ścieżki jest mocno uzależniony od finansowania. Uczniowie poinformowani o reformie rzadziej wybierali studia, a częściej decydowali się na policealne kształcenie zawodowe. Efekty te pojawiły się już wcześniej, ale po ogłoszeniu reformy miało miejsce wyraźne nasilenie trendu. Zapowiedź zmiany wywołała też przepływ starszych roczników, które przestawiały się na inne ścieżki kształcenia, korygując w ten sposób wybory dokonane przed informacją o reformie.
Zmiany przemodelowały również sytuację tych studentów, którzy nie chcieli rezygnować z uczelni i byli gotowi zapłacić za nie więcej. Reforma zwiększyła liczbę studentów specjalizujących się w przedmiotach STEM (nauka, technologia, inżynieria, matematyka) i medycynie. Zdaniem de Gendre i Kabátka studenci uwzględnili wzrost kosztów kształcenia wyższego i skierowali uwagę na kierunki dające większe perspektywy zarobkowe. Badacze szacują, że podobne zmiany specjalizacji były w dużej mierze napędzane przez studentki, które są relatywnie niedoreprezentowane na kierunkach STEM, nie tylko w Holandii.
De Gendre i Kabátek pokazali też, że studenci pierwszego roku zareagowali na reformę zmianą miejsca zamieszkania. Po jej wprowadzeniu rzadziej mieszkali samodzielnie, preferując pozostanie z rodzicami i codzienne dojazdy do szkoły. Uniknąwszy kosztów wynajmu mieszkań, obniżyli wydatki i zmniejszyli zapotrzebowanie na dodatkowe finansowanie poprzez kredyty. Zmiany w trybie finansowania szkolnictwa wyższego mogą więc mieć daleko idące konsekwencje w podejmowaniu decyzji przez studentów. Reforma z 2015 r., a nawet sama jej zapowiedź, doprowadziły do spadku popytu na kształcenie akademickie i zwiększenia zainteresowania kształceniemzawodowym.
Zdaniem australijskich naukowców w najbliższej przyszłości ucieczka do zawodówek zmieni charakterystykę przyszłych roczników wchodzących na rynek pracy. Moim zdaniem nieźle widać to już teraz. Wyniki własnej symulacji holenderskiego rynku pracy wskazują, że w ubiegłym roku liczba nieobsadzonych przez fachowców po szkole zawodowej wakatów byłaby niemal o jedną trzecią wyższa niż miało to miejsce w rzeczywistości. Tak się stało, bo w ciągu ostatnich pięciu lat na rynek pracy weszło o ponad 500 tys. absolwentów szkół zawodowych więcej w porównaniu do wartościoczekiwanej.
Holenderski rząd odniósł poczwórny sukces, którego chyba nawet sam się nie spodziewał. Zachęcił większą liczbę uczniów do kształcenia zawodowego, czym ograniczył rynkowe niedobory fachowców. Przekonał studentów do wybrania kierunków STEM spośród ścieżek akademickich. Przyciągnął więcej kobiet do studiowania kierunków ścisłych. Wreszcie zmniejszył odsetek młodych porzucających naukę. Czy podobną reformę powinna przeprowadzić Polska? Kłopot w tym, że nasz system edukacji i jego finansowanie wyraźnie różnią się odholenderskiego.
Operacja taka więc nie byłaby rutynowym zabiegiem, ale bardziej przypominałaby skomplikowaną transplantację. Jeśli już miałoby do niej dojść, to – co podkreślają de Gendre i Kabátek – dla sukcesu niezbędne jest wczesne wyeksponowanie informacji o pomocy finansowej. To kluczowe dla świadomego podjęcia decyzji o preferowanych ścieżkach kształcenia. Australijscy naukowcy rekomendują, by uczniowie i ich rodziny byli informowani o policealnej pomocy finansowej już na początku szkoły średniej. A to – w nie tak w końcu rzadkiej sytuacji „mądrego Polaka po szkodzie” – może okazać się największym wyzwaniem. ©℗