Polska i Węgry już odrobiły straty po pandemii. Na Słowacji i w Czechach proces odbudowy jeszcze potrwa.

Wstępne dane o PKB za II kw. są już znane dla większości unijnych gospodarek. Odbicie jest potężne, ale to w dużej mierze efekt tego, że wybuch pandemii doprowadził do głębokiej recesji w ubiegłym roku. Dopiero teraz proces odrabiania strat wywołanych lockdownami zaczyna przybierać na sile. Są już też kraje, które mają go za sobą, a wartość ich PKB wróciła do przedpandemicznych poziomów.
– Już na pierwszy rzut oka widzimy, że Węgry i Polska wyraźnie lepiej poradziły sobie z trudnym okresem epidemii niż nasi południowi sąsiedzi, czyli Czechy i Słowacja. W dwóch pierwszych krajach aktywność gospodarcza jest obecnie wyższa niż w IV kw. 2019 r., a gospodarki odrobiły pandemiczne straty. W Czechach i na Słowacji do przedcovidowych poziomów produkcji jeszcze trochę brakuje – zwracają uwagę analitycy Banku Pekao.
Przypominają, że na dane o strukturze wzrostu PKB musimy jeszcze poczekać, więc na razie można stawiać jedynie hipotezy na temat tego, dlaczego w naszym regionie szybciej odbudowały się Polska i Węgry.
– Relatywnie gorsze wyniki Czech i Słowacji mogą być związane z problemami, jakich doświadcza branża motoryzacyjna, która odgrywa dużą rolę w tych gospodarkach. Globalny niedobór procesorów zmusił niektórych producentów m.in. Audi, Daimlera do wstrzymania produkcji – podkreślają w swojej analizie ekonomiści Bank Pekao.
Niezależnie od różnic w wynikach regionalnych, powszechne jest wśród analityków przekonanie, że ożywienie koniunktury będzie postępowało.
Po danych o PKB za II kw. na podniesienie prognoz dla Polski i Węgier zdecydował się jeden z największych banków inwestycyjnych na świecie – Goldman Sachs. Jego ekonomiści przewidują, że węgierska gospodarka urośnie o 7,7 proc. r/r (wcześniejsza prognoza mówiła o wzroście na poziomie 7 proc., a konsensus prognoz analityków zakłada, że będzie to 5,9 proc.). W przypadku naszej gospodarki podniesiono prognozę do 5,8 proc. z 5,1 proc. wcześniej. To lepsze przewidywania niż średnia analityków na poziomie 4,8 proc. czy szacunki Narodowego Banku Polskiego mówiące o 5-proc. wzroście PKB.
Odrabianie strat
– Nasze przewidywania co do wzrostu wspiera także program szczepień w Polsce, który postępuje w coraz szybszym tempie, a także postępujące łagodzenie restrykcji – tłumaczą Kevin Daly i Tadas Gedminas, analitycy Goldman Sachs.
Słabszy II kw. tego roku skłonił za to ekspertów banku inwestycyjnego do obniżenia prognoz dla Czech i to wyraźnego, bo zamiast wzrostu PKB o 5,1 proc. ma być 4,4 proc.
Daly i Gedminas przyznają, że ożywienie w czeskiej gospodarce jest spóźnione w porównaniu z resztą regionu. – Jednak na tym etapie przestrzegamy przed nadinterpretacją różnic między krajami w publikowanych danych o PKB – podkreślają analitycy.
Szczególnie że najbliższa przyszłość dla regionu rysuje się w znacznie jaśniejszych barwach niż dla innych unijnych gospodarek.
– Kraje Europy Środkowej i Wschodniej są regionalnym hubem przemysłowym i są w zdecydowanie mniejszym stopniu uzależnione od branży turystycznej, co powoduje, że perspektywy wzrostu gospodarczego kształtują się lepiej niż w przypadku krajów z południa Europy – przypominają ekonomiści Bank Pekao.
Ale przyznają, że na horyzoncie są też ciemne chmury, które w średnioterminowej perspektywie mogą powodować problemy w naszym regionie.
– Kraje borykają się z ograniczoną dostępnością pracowników, a pandemia niewiele zmieniła w tym aspekcie – zwracają uwagę analitycy Banku Pekao.
Już dzisiaj wskaźniki bezrobocia w Czechach, Polsce i na Węgrzech – wynoszące odpowiednio 2,8 proc., 3,6 proc. i 4,0 proc. – należą do najniższych w UE. Unijna średnia to 7,1 proc.
– Niedobory pracowników powodują, że utrzymuje się presja na szybki wzrost wynagrodzeń, co może podkopywać konkurencyjność cenową regionu, która, w połączeniu z wysoką jakością produkcji oraz korzystną geografią, była w przeszłości jednym z powodów lokalizowania tu działalności produkcyjnej przez międzynarodowe koncerny – podkreślają eksperci Pekao.
To zaś mogłoby spowodować, że nasz region nie będzie takim beneficjentem popandemicznego „nearshoringu”, czyli trendu przenoszenia produkcji bliżej konsumentów w Europie z tańszej, ale odległej Azji. To miałoby uchronić gospodarki przed zrywaniem globalnych łańcuchów dostaw, które obserwowaliśmy w czasie, gdy COVID-19 zaczynał rozprzestrzeniać się z Chin na cały świat.