OPEC+ nieco zwiększy wydobycie, jednak drogi dolar i duży popyt sprawiają, że tankowanie nadal będzie drogie.

Ceny ropy na światowych rynkach po rekordowych wzrostach teraz zauważalnie spadają do najniższego poziomu od miesiąca. Na początku lipca na nowojorskiej giełdzie baryłka kosztowała ponad 76 dol. – ubiegły tydzień kończyła rezultatem niższym o prawie 5 dol. To reakcja na robocze porozumienie w OPEC+ – nieformalnym zrzeszeniu państw OPEC i pozostałych największych producentów. Państwa kartelu, z Arabią Saudyjską na czele, ostatecznie zgodziły się na zwiększenie wydobycia ropy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich od kwietnia 2022 r. – z 3,2 mln do 3,65 mln baryłek ropy dziennie. Dotychczas to właśnie to państwo blokowało uzgodnione między pozostałymi członkami ustalenia – najważniejszym było stopniowe zwiększenie wydobycia ze względu na ożywienie gospodarcze i dynamicznie rosnący popyt na światowym rynku. ZEA nie chciały się jednak na to zgodzić bez gwarancji, że będą mogły zwiększyć swój udział w całej produkcji grupy – tłumaczono to zbyt wysokimi niewykorzystanymi w tym kraju mocami wydobywczymi i niekorzystną pulą względem innych krajów OPEC+.
Porozumienie musi zostać jeszcze formalnie zatwierdzone, zmiana nie doprowadzi jednak do radykalnego spadku cen. Jak wskazuje raport OPEC, popyt w tym roku wzrośnie o 6,6 proc., zbliżając się do poziomu z 2019 r., za przyczyną głównie USA, Chin i Indii. Jak szacują eksperci OPEC, w 2022 r. może wynieść nawet 28,7 mln baryłek dziennie, czyli więcej o 1,1 mln więcej niż w tym roku.
– Doniesienia o tym, że eksporterzy zwiększą wydobycie, doprowadziło do korekty cen ropy, jednak nawet oficjalne zatwierdzenie tej decyzji z końcem lipca najprawdopodobniej nie doprowadzi do znaczącego spadku cen. Działania OPEC to zatem bardzo stopniowe dopasowanie się do potrzeb rynkowych, a nie doprowadzenie do nadwyżki. Dlatego trudno oczekiwać, by w najbliższym czasie rynek reagował dużą wyprzedażą – mówi Rafał Zywert, analityk rynku paliw w BM Reflex.
Ceny paliw są obecnie najwyższe od października 2012 r. w przypadku benzyny i od grudnia 2013 r. w przypadku diesla, choć notowania ropy nie są wcale rekordowe. Winien jest kurs dolara, waluty służącej do rozliczeń na tym rynku. Gdy w latach 2011–2014 baryłka kosztowała ponad 100 dol., zielony wart był niewiele ponad 3 zł. Dziś kosztuje ok. 3,80 zł. Stawki podbijają też stosunkowo wysokie ceny transportu. To złe wieści dla polskich kierowców, bo tankowanie nie będzie tańsze. – Prognozujemy, że za sprawą zahamowania wzrostów cen ropy na światowych rynkach na polskich stacjach ceny ustabilizują się w okolicy 5,7 zł za litr benzyny Pb 95 i 5,45 zł za litr oleju napędowego – stwierdza Rafał Zywert.
Zatrzymanie marszu w górę trwającego od jesieni ubiegłego roku daje nadzieję na wyhamowanie wzrostu inflacji z powodu paliw, które przekładają się na ceny transportu i wielu produktów. Z drugiej strony nie będzie to gruntowne wyhamowanie.
– Ceny na światowych rynkach musiałyby spaść nie o ok. 4–5, lecz 15 dol., abyśmy odczuli to na polskich stacjach paliw. A na to się nie zapowiada, chyba że wystąpią niespodziewane okoliczności w postaci np. dużego załamania popytu na skutek rozprzestrzeniania się wirusa wariantu Delta. Na razie jednak rynek przyjął go ze spokojem – oczekuje, że postępująca akcja szczepień spowoduje, że nie będzie tak szerokich obostrzeń jak w ubiegłym roku – ocenia Rafał Zywert.
Jednakże w najbliższym czasie mogą wystąpić czynniki wpływające na dalszy wzrost cen. – Przed nami sezon huraganowy w Stanach Zjednoczonych, który tradycyjnie przypada na sierpień i wrzesień. Jeśli przełoży się na zmniejszenie wydobycia, rynki na pewno zareagują wzrostem cen, który odczujemy również na stacjach – wskazuje analityk.
Ceny ropy WTI