Wyhamują popyt i podaż. Nie ma dziś takiej kategorii na rynku, w której byłaby pełna dostępność produktów - mówi Grzegorz Wachowicz, dyrektor ds. handlu w RTV Euro AGD.

Spółka opublikowała właśnie rekordowe wyniki finansowe za ubiegły rok.
Nasze obroty, po raz pierwszy w historii, przekroczyły 10 mld zł. Zwiększyły się względem 2019 r. o 33 proc. Dla porównania, w latach poprzednich, czyli przed pandemią, dynamika sięgała kilkunastu procent.
Rośliśmy, podobnie zresztą jak w latach poprzednich, szybciej niż rynek, który w 2020 r. odnotował wzrost na poziomie kilkunastu procent. Od wielu już lat jesteśmy czołowym graczem w segmencie elektroniki użytkowej, AGD i RTV. Nasze udziały w zależności od kategorii oscylują wokół 20–30 proc.
Czyli pandemia sprzyjała firmie i branży?
Ostatni rok nie był łatwy. Musieliśmy się zmierzyć ze scenariuszami działania, z jakimi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Mówię np. o zamknięciu sklepów, które nastąpiło w połowie marca. Nasza sieć liczy ponad 300 placówek, w dużej mierze w centrach handlowych, które zostały objęte lockdownem. Nie wiedzieliśmy zupełnie, co będzie dalej, jaka czeka nas w tej sytuacji przyszłość. Na szczęście od lat rozwijaliśmy kanał online, który okazał się ratunkiem, bo klienci przenieśli do niego swoją aktywność. Ale nikt nie miał pewności, na ile e-commerce będzie w stanie skompensować sprzedaż w sklepach stacjonarnych. I nie chodzi tylko o napływ klientów, ale i infrastrukturę logistyczną i możliwość obsługi. To było wyzwanie, przed którym stanęła cała branża.
Okazało się, że z powodu pandemii konsumenci nie zawiesili swoich decyzji zakupowych.
Wręcz odwrotnie, wiele z nich przyspieszyli. Przejście na zdalną pracę spowodowało nowe potrzeby nie tylko w zakresie sprzętu IT, ale też gospodarstwa domowego. Każdy myślał, jak sobie ułatwić codzienne życie.
Czy to wystarczyło, żeby zanotować tak duży wzrost wyników finansowych?
I tak, i nie. Byliśmy o tyle przygotowani, że sprzedaż online zawsze była dla nas ważnym kanałem i bardzo mocno rozwijaliśmy ją w ostatnich latach. Mieliśmy więc potrzebną infrastrukturę, która dawała szansę na dobry wynik. Ale sama infrastruktura to za mało. Podjęliśmy odważne działania, które przełożyły się na sukces. Gdy konkurencja zaczęła ograniczać wydatki marketingowe i odbiory towarów od dostawców, w obawie o to, że ich nie sprzeda, my obraliśmy odwrotną strategię. Nie tylko zintensyfikowaliśmy współpracę z dostawcami, ale też zwiększyliśmy wydatki na reklamę o kilkadziesiąt procent. Po raz pierwszy od lat zainwestowaliśmy w reklamę telewizyjną. Wcześniej to nie był dla nas istotny kanał reklamowy, ale w związku z lockdownem zmieniły się zachowania konsumentów, więcej czasu spędzali w domach, więc chcieliśmy pokazać im różne możliwości robienia zakupów w naszej sieci. Kolejną kwestią było zarządzanie zespołem. Stawiamy na elastyczność, zaufanie i poczucie sprawczości. To się świetnie sprawdziło.
Jak duży udział ma dziś online w sprzedaży firmy?
W ostatnim roku ten udział zwiększył się, jak w całym retailu. Nie chciałbym jednak dzielić się konkretnymi danymi. Dodam tylko, że nasza strategia nie zakłada przechodzenia wyłącznie do online. Stawiamy na przenikanie się kanałów sprzedaży. Ścieżki decyzyjne klientów są dziś bardzo skomplikowane.
Jaki będzie ten rok dla sektora i firmy?
Wydaje mi się, że wzrost na rynku elektroniki i AGD będzie nieco wolniejszy niż w 2020 r., a nawet w 2019 r. Klienci przyspieszyli w czasie pandemii wiele decyzji zakupowych. Naturalne jest więc, że musi nastąpić spowolnienie konsumpcji, które potrwa zapewne do 2022 r. Następny rok będzie już tym, w którym powrócimy na ścieżkę wzrostu sprzed pandemii i rynek będzie rósł w tempie 5–9 proc. rocznie. Nie oznacza to, że obecny rok będzie spadkowy – zanotuje wzrost, ale bardzo niewielki.
Mamy jednak do czynienia z boomem na rynku mieszkaniowym. Czy to nie będzie motorem napędowym dla rynku? W dodatku ten rok obfituje w imprezy sportowe, co zwykle napędza sprzedaż telewizorów.
Wydaje się, że po roku ograniczeń wszyscy chcą teraz spędzać czas nie przed telewizorem, a na spotkaniach z bliskimi i znajomymi, na wyjazdach turystycznych. Jak wspomniałem, wiele osób już wcześniej wymieniło sprzęt, bo spędzając tyle czasu w domu, zauważyli, że potrzebują produktów lepszych, bardziej wydajnych i wszechstronnych. Dla tych osób imprezy sportowe nie będą już bodźcem zakupowym.
Boom na rynku mieszkaniowym zawsze napędza popyt, ale w tym roku możemy jeszcze odczuć perturbacje wynikające z pandemii i niższą podaż na rynku. Producenci i dystrybutorzy ciągle nie wrócili do normalności. Borykają się z problemami w produkcji, a co za tym idzie i w dostawach na czas. Powodów jest wiele: zawirowania na rynku surowców, brak np. mikroczipów czy procesorów. Nie ma dziś takiej kategorii na rynku, w której byłaby pełna dostępność produktów. W praktyce oznacza to, że gdy jakiś popularny model urządzenia się kończy, trzeba czekać na nową dostawę nawet dwa tygodnie. Choć uważam, że pod koniec roku sytuacja popytowo-podażowa się wyrówna. Będzie to związane z wychładzaniem popytu, które na zachodzie Europy już jest widoczne, a w Polsce powoli się pojawia.
Ale przecież Polska jest największym producentem AGD w Europie, jest też czołowym wytwórcą telewizorów?
Owszem, ale nie wszystko jest produkowane u nas na miejscu. Wiele produktów jest importowanych z Azji, zwłaszcza w małym AGD, IT, ale i dużym sprzęcie gospodarstwa domowego. Tymczasem wciąż obserwujemy problem z dostępem do kontenerów do transportu drogą morską z Azji. Do tego ich cena bardzo poszybowała w górę. Dziś płaci się za jeden ok. 10 tys. dol. Przed pandemią kilka razy mniej. To przekłada się na dłuższe oczekiwanie na towary i komponenty z Azji oraz na ich ceny.
Co będzie drożeć?
Przede wszystkim sprzęt AGD, zwłaszcza ten duży. Producenci już zapowiedzieli wzrosty i to znaczące, sięgające nawet 20 proc. Ciągle też drożeje sprzęt IT, którego ceny podskoczyły już w ubiegłym roku nawet o 20–30 proc. Myślę, że taka sytuacja przełoży się na popyt. Z tego też względu należy oczekiwać, że będzie to nieco słabszy rok dla branży.
Jakie wyzwania stoją przed firmami?
Przede wszystkim trzeba bardzo dobrze przewidywać zachowania konsumentów i dynamicznie reagować na nowe trendy. To też czas, w którym zyskiwać będą sieci mające zaplecze magazynowe, bo będą w stanie zgromadzić towar i utrzymać ciągłość sprzedaży. A to wymaga bardzo dobrego odczytywania potrzeb i oczekiwań, a także precyzyjnego planowania. Zapas magazynowy wiąże się z zamrożeniem gotówki, więc trzeba dokładnie przewidywać, jaki towar będzie rotował w najbliższych miesiącach.
Myślę też, że wyzwaniem jest dalsza rozbudowa i digitalizacja kanału offline. Dziś klienci oczekują przeniesienia ich doświadczeń ze sprzedaży internetowej do sprzedaży stacjonarnej. A to ciągle ogromne wyzwanie dla sieci.
Jakie plany inwestycyjne na ten rok ma firma?
Skupiamy na wielu aspektach naszej działalności, które są niewidoczne dla klientów, np. rozwoju infrastruktury logistycznej. W tym roku zakończyliśmy kolejny etap inwestycji w jedno z największych centrów logistycznych dla handlu tradycyjnego i e-commerce w Europie. Mocno stawiamy na digitalizację procesów wewnętrznych. Ale, jak wspomniałem wcześniej, bardzo ważnym aspektem nowoczesnego retailu będzie wprowadzanie cyfrowych rozwiązań w sklepach stacjonarnych.
Co dalej będzie się działo na rynku?
Dla wielu firm w naszej części rynku ubiegły rok nie był dobry. Nie zdziwiłbym się, gdyby niektórzy gracze zaczęli zadawać sobie pytanie, czy nadal chcą działać w Polsce. W takiej sytuacji nie byłaby wykluczona dalsza konsolidacja rynku i podzielenie go między kilku silnych graczy.
Czy firma zamierza brać udział w konsolidacji?
Na razie nie widzimy potencjalnych graczy do przejęcia. Nie chcemy robić akwizycji dla samego kupowania. Chcemy, by taka transakcja wniosła coś istotnego do naszego modelu biznesowego.