Według ekologów nowe ambicje klimatyczne Berlina odbierają rację bytu podbałtyckiemu gazociągowi, ale rząd Merkel pozostaje nieugięty.
Według ekologów nowe ambicje klimatyczne Berlina odbierają rację bytu podbałtyckiemu gazociągowi, ale rząd Merkel pozostaje nieugięty.
Podniesienie celów dotyczących redukcji emisji gazów cieplarnianych w ciągu najbliższej dekady – z 55 do 65 proc. w stosunku do 1990 r. – i przybliżenie do 2045 r. horyzontu neutralności klimatycznej. Te deklaracje złożone przez kanclerz Angelę Merkel w następstwie wyroku niemieckiego TK, który zakwestionował jako nie dość ambitną i nie dość konkretną dotychczasową strategię Berlina, mają być przedmiotem dzisiejszych obrad Bundestagu. Jeśli zostaną przyjęte, mogą wywrócić do góry nogami dotychczasowe plany Berlina m.in. w zakresie coalexitu. Dotychczasowy deadline na wyłączenie ostatniego opalanego nim bloku w niemieckiej energetyce, rok 2038, może zostać przybliżony nawet o osiem lat – wynika z szacunków think tanku Agora Energiewende.
Dwa dni temu Merkel wezwała światowe rządy, by lata 20. XXI w. uczynić „dekadą zrównoważonego rozwoju”. – To, co robimy, po prostu nie wystarczy – mówiła na wtorkowej konferencji, dodając, że żyjemy dziś na koszt przyszłych generacji. – Musimy zebrać się na odwagę dokonania prawdziwej transformacji – przekonywała szefowa niemieckiego rządu, określając zaproponowane przez siebie nowe cele mianem „międzypokoleniowego kontraktu, który sprawiedliwie rozdzieli obciążenia związane z ochroną klimatu”.
Aktywiści klimatyczni wątpią jednak, czy rząd Merkel podejmie rzeczywiste kroki na rzecz wprowadzenia podwyższonych ambicji klimatycznych w życie. Aby zrealizować swoje zreformowane plany, w ciągu najbliższej dekady Niemcy, oprócz odejścia od węgla, musiałyby również podnieść udział OZE w swoim miksie energetycznym do 70 proc. oraz wprowadzić na drogi 14 mln elektrycznych aut. Ale to nie wszystko: zdaniem ekologów nowe ambicje Berlina wpływają także na perspektywy dla gazu ziemnego jako paliwa przejściowego zielonej transformacji, a zatem podważają sens Nord Stream 2.
– Skierowaliśmy do urzędu żeglugi wniosek o rewizję zgody na ten projekt z punktu widzenia nowych ustaleń naukowych w sprawie śladu klimatycznego związanego z emisjami metanu, do których dochodzi przy wydobyciu, przetwarzaniu i przesyle gazu ziemnego, oraz z punktu widzenia niemieckich celów klimatycznych – mówi DGP szef organizacji Deutsche Umwelthilfe Sascha Müller-Kraenner. Jak dodaje, jeśli wniosek zostanie odrzucony, ekolodzy odwołają się do sądów, które – w świetle niedawnego wyroku sądu konstytucyjnego i związanego z nim podniesienia ambicji rządowych – mogą przyznać im rację. – Uważamy, że stanowisko Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe przechyla szalę w sprawie NS2 na naszą korzyść. Jego konsekwencją jest de facto nowy, bardziej ograniczony „budżet” emisji, które pozostały nam do wykorzystania. Wierzymy, że sądy wezmą to pod uwagę. W takim przypadku, nawet jeśli gazociąg zostanie ukończony we wrześniu, jak przewiduje to najbardziej optymistyczny scenariusz wykonawcy NS2, może nie otrzymać pozwolenia na rozpoczęcie przesyłu. A przynajmniej narzucone mu zostaną kolejne twarde restrykcje ograniczające jego oddziaływanie na klimat, które uderzą w jego rentowność – podkreśla Müller-Kraenner.
O konsekwencje podwyższonych celów klimatycznych dla stanowiska Berlina w sprawie Nord Stream 2 zapytaliśmy niemiecki resort gospodarki i energii. Jak wynika z odpowiedzi rzeczniczki ministerstwa Susanne Ungrad, stanowisko rządu zarówno w zakresie mapy drogowej odchodzenia od węgla do 2038 r., jak i w sprawie bałtyckiego gazociągu pozostaje na razie bez zmian. – Nord Stream 2 to projekt biznesowy. Za ukończenie gazociągu odpowiada spółka Nord Stream 2 AG – czytamy w odpowiedzi na pytania DGP.
Mimo to triumfalizm prezydenta Rosji Władimira Putina, który w zeszłym tygodniu ogłosił zakończenie układania pierwszej nitki NS2 i oświadczył, że Ukraina będzie musiała okazać „dobrą wolę”, jeśli chce utrzymania korzyści związanych ze statusem kraju tranzytowego dla rosyjskiego gazu, może okazać się przedwczesny. Nie tylko dlatego, że – jak się okazało – rura faktycznie została ułożona, ale do jej ukończenia konieczne jest jeszcze połączenie leżących na dnie Bałtyku elementów, co potrwać ma co najmniej dwa tygodnie. W dalszym ciągu nierozstrzygnięta pozostaje kwestia certyfikacji gazociągu po wycofaniu się z inwestycji norweskiej spółki DNV GL. Jeśli – jak twierdzi wicepremier Rosji Aleksander Nowak – finalizacja projektu przeciągnie się do końca roku, jest szansa, że wyłoniony w jesiennych wyborach nowy niemiecki rząd, na którego czele może stanąć liderka Zielonych Annalena Baerbock, wycofa polityczne wsparcie dla projektu bądź doprowadzi do przyjęcia moratorium na jego budowę. Broni w walce z NS2 nie składa też amerykański Kongres, a administracja Joego Bidena, w przypadku braku satysfakcjonujących efektów rozmów na temat gazociągu w Europie może na nowo przykręcić śrubę w jego sprawie, np. „odwieszając” sankcje na głównego wykonawcę i operatora NS2.
Według Wojciecha Jakóbika z portalu BiznesAlert w grę wchodzi również przyjęcie kompromisowego układu, na mocy którego Rosja zagwarantuje na określonych warunkach przedłużenie tranzytu gazu przez Ukrainę lub pozostawi decyzję w sprawie trasy przesyłu zakontraktowanego gazu zachodnim partnerom. Jak wynika z jego analizy, NS2 zostałby zaś uruchomiony tylko w połowie, a więc zamiast planowanych 55 mld m sześc. paliwa rocznie mógłby dostarczać połowę tego wolumenu.
Dotychczasowe plany Berlina m.in. w zakresie coalexitu mogą zostać wywrócone do góry nogami
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama