W ostatnich dniach rozgorzała dyskusja o klasie średniej. Kontekstem są zaproponowane w Polskim Ładzie zmiany podatkowe. Tocząca się debata dotyczy tego, jak proponowane reformy wpłyną na sytuację klasy średniej. Wydaje się, że sprzeczne opinie w tym temacie wynikają nie tylko z braku jednej powszechnie używanej definicji klasy średniej. Wynikają one – być może przede wszystkim – z tego, że większość naszego społeczeństwa – niemal 70 proc. – sama określa siebie właśnie jako klasę średnią.

Istotne jest to, że czujemy się klasą średnią nie tylko w wymiarze symbolicznym czy też w wymiarze wartości, ale przede wszystkim w wymiarze ekonomicznym. Nie dostrzegamy tego, jak mały bądź jak duży jest nasz dochód w relacji do reszty społeczeństwa. Na występowanie takiego zjawiska wyraźnie wskazuje badanie przeprowadzone przez Polski Instytut Ekonomiczny w 2019 r., w którym Polacy porównywali własne dochody do dochodów reszty społeczeństwa. Oczywiste jest, że większość z nich nie potrafi właściwie oszacować wielkości swoich dochodów na tle dochodów statystycznego Polaka. Bo też nie o dokładność tu chodzi, ale to, w którą stronę się mylimy, porównując własny dochód do dochodu innych. A to, w którą stronę się mylimy, zależy od tego, jak wysoki osiągamy dochód.
Osoby lepiej sytuowane najczęściej nie doszacowują swojego dochodu na tle dochodów reszty społeczeństwa. Z badania PIE wynika, że aż 85 proc. członków klasy wyższej – a więc osób z dochodem rozporządzalnym w przeliczeniu na członka rodziny powyżej dwukrotności przeciętnego – uznawało, że w porównaniu do „reszty społeczeństwa” ich dochód jest niższy niż jest w rzeczywistości. Z odwrotną sytuacją mamy do czynienia wśród członków klasy niższej – zdefiniowanej jako osoby z dochodem rozporządzalnym przypadającym na członka rodziny poniżej dwóch trzecich przeciętnego. Ci z kolei uznają swój dochód za wyższy w relacji do innych osób, niż wynikałoby to z wysokości ich rzeczywistego dochodu.
Dlaczego opisując własne dochody, tak bardzo się mylimy i dlaczego robimy to w sposób systematyczny – czyli dlaczego osoby gorzej sytuowane mają tendencję do przeszacowywania ich wysokości w porównaniu do reszty społeczeństwa, a osoby lepiej sytuowane do ich niedoszacowania? Takie zjawisko można wytłumaczyć tym, że najczęściej obracamy się wśród osób do nas podobnych – zarówno pod względem sytuacji zawodowej, jak i dochodowej. Nasi znajomi to osoby, które poznaliśmy na studiach i w pracy. Są więc do nas podobni pod względem stylu życia i poziomu zarobków. Tak samo, jak rodzice znajomych naszych dzieci. Najczęściej to oni stanowią tę „resztę społeczeństwa”, a więc grupę odniesienia, do której porównujemy własną sytuację i dochody. Oczywiście i od tej reguły istnieją wyjątki, jednak nie zmieniają one ogólnego wniosku, że dobrze się czujemy wśród ludzi do nas podobnych.
Widać to również, gdy porówna się średnie zarobki w różnych kategoriach miejsc zamieszkania z tendencją do niedoszacowania bądź przeszacowywania własnych dochodów. Im większa wielkość miejscowości zamieszkania, tym częściej zaniżamy swój dochód na tle dochodów innych i tym wyższy w rzeczywistości jest dochód, który osiągamy. Wśród mieszkańców wsi 41 proc. nie doszacowuje wielkości własnego dochodu, wśród mieszkańców największych miast już 65 proc. Równocześnie dochody mieszkańców wsi i mniejszych miejscowości są statystycznie niższe niż tych z większych miast.
Ten prosty przykład pokazuje, że dochód, jakim dysponujemy, w pewnej mierze wyznacza granice świata, w jakim żyjemy, i granice świata, jaki rozumiemy. W takich warunkach zrozumienie innych osób – dysponujących mniejszym lub większym dochodem i zmagających się z innymi problemami – może okazać się niemożliwe. W takim świecie założenia demokracji deliberatywnej – w której można swobodnie komunikować potrzeby własnej grupy i założyć, że zostaną one zrozumiane – wydają się nie mieć szansy na spełnienie. ©℗
Polacy systematycznie niedoszacowują bądź przeszacowują wartość własnych dochodów na tle społeczeństwa