Branża elektroniczna zapowiada interwencję w instytucjach UE, jeśli na sprzedawany przez nią sprzęt zostanie nałożona nowa kontrybucja. Ma mocne argumenty w postaci orzecznictwa TSUE.

Celem projektowanej ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego jest wspomożenie tych, którzy najmniej zarabiają. Mają oni otrzymywać dopłaty do składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Dopłaty te będą pochodzić z opłaty reprograficznej od urządzeń pozwalających na kopiowanie muzyki, filmów czy literatury oraz czystych nośników. Już teraz kryje się ona w ich cenie, ale wpływy osiągane z tego tytułu nie są znaczące (patrz: grafika). Dlatego też Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu proponuje z jednej strony rozszerzenie listy urządzeń objętych opłatą m.in. na komputery, pendrive’y, czytniki e-booków oraz tablety, a z drugiej – zwiększenie samej opłaty. Dziś wynosi ona od 1 proc. do 3 proc. ceny nośników czy urządzeń. Zgodnie z projektem nowego rozporządzenia większość z nich zostanie objętą stawką 4 proc. Efektem ma być 40-krotne zwiększenie wpływów z tego tytułu.
Projekt wywołał burzliwą dyskusję na temat zasadności podnoszenia opłaty i rozszerzania listy urządzeń nią objętych. Pomija się w niej jednak być może najbardziej kluczowy aspekt – niezgodność z regulacjami unijnymi dotyczącymi opłaty reprograficznej.
– Jeśli przepisy w projektowanym kształcie zostaną uchwalone, będziemy zmuszeni interweniować w instytucjach unijnych. Już obecne w sposób oczywisty są niezgodne z dyrektywą, na co zwracamy uwagę od co najmniej 10 lat. Nowe tę niezgodność pogłębią – mówi Michał Kanownik, prezes zarządu Związku Cyfrowa Polska.
Za co płacimy
Problem leży w samej istocie opłaty reprograficznej. Ma ona bowiem rekompensować dozwolony użytek osobisty. Chodzi o to, że prywatni, co warte podkreślenia, użytkownicy mogą nagrać na dysk dekodera czy komputera ulubiony film i wielokrotnie go odtwarzać, zapisać w telefonie piosenkę w formacie MP3 lub skserować książkę. Pozwala na to polskie prawo, choć unijne już do tego nie zobowiązuje.
– Dozwolony użytek osobisty jest wyjątkiem od zasady pełnej ochrony praw twórcy i został stworzony wyłącznie dla osób fizycznych, które kopiują utwory na użytek prywatny. Skoro zaś osoby prawne (np. spółki) są wyłączone z możliwości korzystania z tego wyjątku, to nie są one uprawnione do sporządzania kopii na użytek prywatny bez uzyskania uprzedniej zgody twórców. W konsekwencji brak jest możliwości stosowania opłaty reprograficznej w odniesieniu do urządzeń lub nośników wykorzystywanych przez takie osoby prawne – tłumaczy Tomasz Zalewski, radca prawny z kancelarii Bird & Bird.
Tymczasem gros sprzedawanego sprzętu trafia do firm czy urzędów, które siłą rzeczy nie korzystają z niego do celów osobistych. A opłata reprograficzna jest pobierana tak samo jak od urządzeń sprzedawanych osobom fizycznym.
– Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej jednoznacznie orzekał, że opłata reprograficzna nie może być pobierana od urządzeń, które służą przedsiębiorcom czy administracji publicznej w ich pracy, a państwo musi znaleźć sposób na rozróżnienie odbiorców sprzętu – podkreśla Michał Kanownik.
Prawo unijne
Kopiowanie na użytek osobisty oraz rekompensatę za to uprawnienie w postaci opłaty reprograficznej reguluje art. 5 ust. 2 lit. b dyrektywy 2001/29/WE w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. Mówi on o prawie do „zwielokrotniania na dowolnych nośnikach przez osobę fizyczną do prywatnego użytku i do celów ani bezpośrednio, ani pośrednio handlowych, pod warunkiem że podmioty praw autorskich otrzymają godziwą rekompensatę”.
„Stosowanie w sposób nieróżnicujący opłaty licencyjnej za kopię na użytek prywatny, w szczególności w odniesieniu do wspomnianego sprzętu, urządzeń oraz nośników zwielokrotniania cyfrowego nieudostępnionych użytkownikom prywatnym i w sposób oczywisty zastrzeżonych do innego użytku niż sporządzanie kopii do użytku prywatnego, nie jest zgodne z dyrektywą 2001/29” – orzekł TSUE już w 2010 r. w sprawie C-467/08.
Tomasz Zalewski wskazuje kolejne wyroki TSUE potwierdzające tę interpretację: C-521/11, C-463/12, C-470/14, C-110/15. Wynika z nich jedno – państwo musi znaleźć sposób na zróżnicowanie odbiorców sprzętu. Jeśli trafiają do użytkowników prywatnych – może pobierać opłatę reprograficzną, jeśli do firm czy administracji publicznej – nie wolno mu tego robić.
Sami zdecydują
Co ciekawe, resort kultury w projekcie nowej ustawy niejako sam potwierdza potrzebę rozróżnienia urządzeń i nośników kupowanych do celów prywatnych, od tych służących do celów zawodowych (gdzie dozwolony użytek osobisty jest wykluczony). W przypadku zakupu w Polsce opłatę będą pokrywać sprzedawcy. Przy sprzęcie kupowanym samodzielnie w zagranicznym (np. internetowym) sklepie osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą mają same oceniać, czy nabywają go do celów osobistych, czy też profesjonalnych. Jeśli do tych pierwszych, to będą musiały same odprowadzić opłatę do urzędu skarbowego.
– To chybiony pomysł, gdyż w praktyce nieegzekwowalny. Weryfikacja musiałaby następować w toku kontroli skarbowej dokonywanej w siedzibie przedsiębiorcy, choć nawet wówczas problematyczne byłoby ustalenie, czy urządzenie jest wykorzystywane prywatnie, czy w ramach działalności. W praktyce i tak kontroler musiałby zadowolić się oświadczeniem przedsiębiorcy – ocenia Tomasz Zalewski.
Zapytaliśmy MKDNiS, dlaczego projekt nowej ustawy nie odróżnia odbiorców sprzętu i nie obciąża opłatą reprograficzną jedynie użytkowników prywatnych. Niestety nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Wcześniej resort twierdził, że takie rozróżnienie w polskich warunkach nie jest możliwe. Importer i producent nie wiedzą bowiem, do kogo finalnie to urządzenie trafi.
– Ten argument jest nietrafny. Rozumiem, że problem może pojawić się przy osobach fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Co jednak stoi na przeszkodzie, by spółki i podmioty publiczne były ustawowo zwolnione z opłaty reprograficznej, skoro wiadomo, że kupują urządzenia do celów profesjonalnych, a nie do kopiowania utworów na potrzeby użytku osobistego – przekonuje Michał Kanownik.
Możliwe rozwiązania
W wielu krajach UE wspomniane rozróżnienie funkcjonuje. Sposobów jest wiele. Jeden z nich to założenie, że określony sprzęt nie trafi do użytkowników prywatnych. Z góry można uznać, że drogie urządzenia kserograficzne czy drukarki o największej wydajności są używane do celów zawodowych, a nie prywatnych. Są też bardziej skomplikowane systemy, jak choćby szwedzki, który opiera się na umowach z odbiorcami profesjonalnymi, zwalniających ich z opłat.
W Polsce na początek można byłoby zastosować choćby szczątkową weryfikację odbiorców.
– Identyfikacja nabywców rzeczywiście nie jest możliwa we wszystkich przypadkach. Jeśli jednak jest ewidentne, że sprzęt nie będzie używany do prywatnego kopiowania, to opłata nie może być pobierana. Trudność pojawia przy dłuższych łańcuchach dystrybucji – importer, sprzedając dystrybutorowi, nie wie, kto ostatecznie będzie korzystał z urządzenia. Jednak bardzo często importer sprzedaje także bezpośrednio i wtedy wie, że sprzęt trafia do banku czy ministerstwa – podpowiada mec. Zalewski.
Do zrobienia w zasadzie od ręki byłoby zwolnienie z opłaty reprograficznej sprzętu trafiającego do administracji publicznej. Jeśli zamówienia na komputery czy drukarki udziela ministerstwo, urząd miasta albo szpital publiczny, to oczywiste jest, że sprzęt ten nie może być wykorzystywany do kopiowania utworów na użytek osobisty. A skoro tak, obciążanie go opłatą jest bezprawne. Na zwolnieniu skorzystałaby przede wszystkim administracja publiczna, gdyż startujący w przetargach publicznych dostawcy mogliby oferować ceny obniżone o przewidywane 4 proc. opłaty.
Kilkadziesiąt razy większe wpływy