Adam Uszpolewicz, prezes grupy Aviva: za kilka lat czeka nas ponowny przegląd systemu emerytalnego, który przyniesie kolejne zmiany. Istnieje realna obawa przed zmniejszeniem składek czy też nacjonalizacją aktywów

Czy w przyszłości na rynku OFE Aviva będzie myśliwym czy zwierzyną?

Zwierzyną nie, bo grupa Aviva nie jest zainteresowana pozbywaniem się OFE. Pod tym względem zawsze byliśmy w ofensywie. Jednak w tym konkretnym przypadku myśliwym też raczej nie możemy być. Nasz fundusz zarządza 23 proc. aktywów branży i z punktu widzenia koncentracji ewentualne przejęcia będą trudne. Razem z OFE ING mamy w sumie połowę udziałów w rynku emerytalnym i nie sądzę, by regulator wyraził zgodę na akwizycje przez te dwa fundusze. Dlatego jeśli będzie konsolidacja rynku, a sądzę, że jest to wysoce prawdopodobne, to raczej w grupie mniejszych podmiotów.

Ile funduszy zostanie na rynku?

Mniejsze OFE mogą generować bardzo skromne wyniki finansowe dla akcjonariuszy, nawet biorąc pod uwagę, że wciąż będą zarządzać zgromadzonymi wcześniej aktywami klientów. Część akcjonariuszy zapewne podejmie próbę wyjścia z inwestycji. Dlatego myślę, że liczba graczy może zmniejszyć się o połowę, do 7–8. Sądzę, że taka liczba byłaby do zaakceptowania dla regulatorów tego rynku.
Problemem będzie wycena towarzystw emerytalnych, bo nikt nie wie, jak długo będą funkcjonowały w takim modelu jak obecnie – przy aktualnym poziomie opłat, składek. Spodziewamy się, że za kilka lat nastąpi ponowny przegląd systemu emerytalnego, co może przynieść kolejne zmiany. A to jest trudno uwzględnić w wycenie.

Myśli pan, że te zmiany mogą iść w kierunku odebrania OFE tej resztki składek, którą dostają?

Nie chcę spekulować, ale realna jest obawa przed kolejnym zmniejszeniem składek czy też nacjonalizacją aktywów.

Klienci będą mieli za dwa lata ponowną możliwość podjęcia decyzji o przejściu do OFE. Jaką strategię przyjmiecie na te dwa lata, by przyciągnąć kolejną grupę?

Według ostatnich danych 413 tys. osób zdecydowało się nadal przekazywać składkę do naszego OFE, czyli co piąty klient. To satysfakcjonujące, że jesteśmy powyżej średniej rynkowej, i nie zamierzamy naszych klientów rozczarować. Musimy się koncentrować na pokazaniu jak najlepszego wyniku inwestycyjnego. To nasz najważniejszy argument. Jeśli powierzane nam pieniądze będą pomnażane w sposób atrakcyjny, to pozostaną z nami obecni członkowie i uda nam się przekonać większą grupę klientów, by skierowali do nas składki w przyszłości.

Oprócz tego, że będziecie się starali pokazać dobry wynik, czy planujecie też działania wizerunkowe? OFE mają złą opinię – to tłuste koty wypasione na emerytalnej składce.

To niewątpliwie błąd całej branży, że nie inwestowała w budowanie lepszego wizerunku. Za słabo reagowaliśmy na informacje, ile to OFE zarabiają na prowizjach.
Tymczasem na tle innych usług finansowych OFE są zdecydowanie bardziej efektywne kosztowo. Poziom opłat, którymi są obciążone rachunki klientów, należy do najniższych w Europie.

Czyli?

Wynosi kilkadziesiąt punktów bazowych od wysokości aktywów rocznie, czyli mniej niż 1 proc. A w krajach wysoko rozwiniętych za efektywny kosztowo fundusz uważa się taki, który pobiera w formie opłat 1 proc. lub mniej aktywów rocznie. My już dawno żyjemy w świecie „mniej niż 1 proc.”. Dodatkowo zdecydowaliśmy się na obniżenie od sierpnia opłaty od składki w Aviva OFE do 0,75 proc. Jest to najniższy poziom na rynku.

Czy ta efektywność kosztowa nie jest zbyt efektywna? Właściciele mogą stwierdzić, że biznes jest za mało dochodowy albo wręcz nierentowny.

Przy bardzo niskim poziomie opłat tak duże fundusze, jak nasz czy ING, są nadal na bardzo przyzwoitym poziomie rentowności – to kwestia skali działania. Ale małe ledwo zarabiają na siebie. I może być to głównym powodem koncentracji rynku. Natomiast teraz my i inne duże OFE powinniśmy zadbać o wizerunek. Nie wstydzić się, ale pokazać rzeczywisty, niski poziom opłat.

Tylko czy nawet przy tym niskim poziomie opłat pozostawienie składki w OFE opłaca się klientom. Są tak niewielkie, że niemal bez znaczenia.

Do OFE będzie wpływała składka na poziomie 2,92 proc. zarobków brutto. My postanowiliśmy pokazać klientom, że jesteśmy w stanie generować zyski wyższe, niż będzie wynosiła rewaloryzacja składki w ZUS. Czy to się będzie opłacało klientom innych funduszy, to zależy tylko od poziomu opłat i wyników inwestycyjnych tych OFE. Ale generalnie zdywersyfikowanie ryzyka poprzez przekazywanie części składki emerytalnej do OFE jest zachowaniem racjonalnym.

Patrząc na wyniki IKE – 58 tys. członków i IKZE – 65 tys. członków, trudno mówić o dywersyfikacji ryzyka. Raczej o braku zaufania Polaków do całego systemu emerytalnego.

Zaszkodziła nagonka na OFE i gloryfikowanie ZUS, bo to zniechęciło ludzi do oszczędzania.

Dlatego wszyscy uczestnicy rynku razem z rządem powinni zacząć pracować nad zmianą świadomości. Zdecydowanie jako branża powinniśmy zainwestować w kampanie edukacyjne. Zacząć przekonywać, że zachęty, jakie daje IKE czy IKZE, choć nie są rewelacyjne, pozwalają uzyskać odpis podatkowy w wysokości od kilkuset do tysiąca złotych.

Dla nas IKE i IKZE stają się receptą na spadek składek do OFE. Po pierwszym półroczu mamy ponad 100-proc. wzrost, licząc rok do roku, liczby podpisanych umów – do 9 tys. Ale liczymy, że przekroczymy w tym roku 20 tys. To nadal poniżej możliwości. Przez naszą sieć jesteśmy w stanie podpisywać rocznie 50–60 tys. umów. Gdyby inne grupy finansowe poszły tą samą drogą, to w sumie bylibyśmy w stanie pozyskiwać i pół miliona klientów rocznie.

Twierdzi pan, że nasz system zachęt do oszczędzania w trzecim filarze nie jest bardzo motywujący. Czy można to zrobić lepiej bez znacznej utraty wpływów do budżetu państwa?

Na większości rynków oszczędności w trzecim filarze są, pod pewnymi warunkami, całkowicie zwolnione od podatków. U nas przyszłe wypłaty środków z IKZE będą opodatkowane ryczałtem 10 proc. We Francji np. w ogóle się nie płaci podatków, o ile pieniądze oszczędza się minimum 8 lat. Tam są także proporcjonalnie dużo wyższe limity rocznej składki. Dlatego gros oszczędności Francuzów jest w produktach trzeciofilarowych, gdy u nas na opodatkowanych lokatach w bankach.
W krótkim terminie taka rezygnacja z podatku odbija się na budżecie. W dłuższym jednak opłaca się, bo te środki wracają do gospodarki i finansują inwestycje. W Polsce na razie zainteresowanie lokowaniem pieniędzy w trzecim filarze nie jest wielkie, a więc również profity dla gospodarki. Ale myślę, że w przyszłości rząd dostrzeże korzyści płynące z oszczędności długoterminowych i wprowadzi kolejne zachęty, by tych oszczędności było więcej.