Profesorowie prawa i ekonomii dyskutują o wyższości praw konsumenta nad zasadami gospodarki rynkowej i spierają się o ocenę przeszłości, ale nie przedstawiają sugestii, jak rozwiązać kwestię frankową.

Konstruktywny głos w tej sprawie zabrali natomiast akcjonariusze PKO Banku Polskiego, którzy 23 kwietnia 2021 r. niemaljedno głośnie zgodzili się na zawieranie przez bank ugód z kredytobiorcami walutowymi. Decyzja właścicieli banku, obsługującego co czwarty taki kredyt w Polsce, jest bardzo mocnym głosem w zakończeniu jednego z najbardziej burzliwych, angażujących wiele stron i budzących emocje sporów ostatniej dekady.
Nad propozycją ugód PKO Bank Polski pracował wspólnie z ośmioma innymi bankami, Urzędem Komisji Nadzoru Finansowego oraz w asyście dwóch innych instytucji z sieci bezpieczeństwa finansowego. Efekt? 6,7 mld zł. Taką bezprecedensową kwotę właściciele banku, w tym przede wszystkim Skarb Państwa, przeznaczyli na pokrycie strat, jakie bank może ponieść po zawarciu ugód z klientami, w ramach których przewalutuje na złote walutowe kredyty mieszkaniowe udzielone w latach 1999–2012. Bank nie zarobił na wzroście kursu franka, mimo to jego akcjonariusze uznali, że bank przejmie na siebie wszystkie obciążenia finansowe, jakie wzrost tego kursu spowodował po stronie klientów.
Jak te ugody będą wyglądały z perspektywy kredytobiorców, nie tylko w PKO Banku Polskim?
Prosto, sprawnie, uczciwie
Klient będzie rozliczał się z bankiem tak, jak gdyby jego kredyt mieszkaniowy w szwajcarskiej walucie od początku był kredytem złotowym. Cały ciężar zmiany kursu franka od udzielenia kredytu poniesie bank. Bank weźmie kwotę faktycznie wypłaconą w złotych i zastosuje stawkę referencyjną dla oprocentowania złotowego i marżę, nie wyższą niż ta, którą opublikowała już na swoim portalu Komisja Nadzoru Finansowego. Wszystkie spłaty, które klient zrealizował do tej pory, bank zaliczy na poczet spłat kredytu złotowego. Proste, zrozumiałe i logiczne.
Wniosek o ustalenie takiego rozliczenia w toku mediacji z udziałem Sądu Polubownego przy KNF klienci będą składać w systemie bankowości elektronicznej banku. Mediator z tego sądu wyznaczy terminy spotkań mediacyjnych oraz określi sposób, w jaki będą się one odbywały. Proces mediacji będzie bezpłatny dla klienta – koszty postępowania przed Sądem Polubownym poniesie bank.
Prace nad szczegółami oferty są na ostatnim etapie. Dotyczą harmonogramu naboru wniosków, mechanizmu przewalutowania oraz projektów umów między klientem i bankiem. Ugody będą mogli zawierać zarówno klienci, którzy pozostają dziś w sporze sądowym z bankiem (te będą zawierane w sądach powszechnych), jak i ci, którzy takiego sporu nie toczą.
Powszechne oferowanie ugód może rozpocząć się już na przełomie maja i czerwca. Zdecydowana większość (około 70 proc.) ankietowanych przez bank kredytobiorców frankowych uznaje takie rozwiązanie za satysfakcjonujące.
Czy to koniec?
To rozwiązanie w całości zlikwiduje ryzyko walutowe po stronie klientów oraz zminimalizuje ryzyko prawne po stronie banków. I dlatego, choć jest kosztowne, to wydaje się, że przy aktualnej linii orzeczniczej jest jedyną propozycją, która ma szanse ukształtować konsensus społeczny w tej sprawie. Bez wątpienia godzi ona bowiem interesy:
  • kredytobiorców frankowych uwolnionych od ryzyka walutowego bez kosztów długotrwałych procesów i przy rozłożeniu na raty pozostałej do spłaty części kredytu,
  • kredytobiorców złotowych, którzy na podjęcie ryzyka walutowego się nie zdecydowali,
  • właścicieli banków, którzy biorą na siebie pokrycie strat,
  • samych banków, które uzyskają wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, którego pułap w postaci marży kredytowej określiła na swoim portalu KNF,
  • i wreszcie deponentów, których pieniądze w bankach pozostaną bezpieczne.
Ale narusza też interesy kancelarii prawnych (wynagrodzenie za prowadzenie sprawy frankowej to kilkadziesiąt tysięcy złotych) i wszystkich tych, którzy na kwestii frankowej zbudowali dochodowe biznesy. I to ci, kierując się własnym interesem, ten kompromis będą zapewne kwestionować. Warto o tym pamiętać i wiedzieć, że wygłaszane przez nich tezy o sprawiedliwości dla konsumentów są podsycone racjonalną dbałością o utrzymanie korzystnego dla siebie status quo.
Obecnie czekamy na orzeczenia Sądu Najwyższego i kolejne werdykty Trybunału Sprawiedliwości UE. Mają one rozstrzygnąć, czy po anulowaniu kredytu banki mają zafundować kredytobiorcom frankowym darmowe mieszkania (bo wypłata kredytu się przedawniła i zwracać go nie trzeba, ale banki mają zwrócić klientom spłacone przez nich raty), czy może jednak długi trzeba spłacać, a bank może – po uwolnieniu klienta od ryzyka walutowego – naliczać od niego odsetki według oprocentowania jak dla kredytów złotowych (bez odsetek byłby to kredyt darmowy). Skutki finansowe tych decyzji zostały oszacowane przez Urząd Komisji Nadzoru Finansowego – w każdym przypadku, również w przypadku ugód, będzie to dla sektora dotkliwa kara, która z pewnością da efekt odstraszający na przyszłość. W przypadku darmowego mieszkania lub darmowego kredytu często będą one wyższe od kumulowanych przez kilka dekad kapitałów banków. A że poza kapitałami (środkami należącymi do ich akcjonariuszy, w tym do funduszy emerytalnych i wielu drobnych ciułaczy) banki finansują się depozytami, to straty przekraczające ich kapitały w skrajnym scenariuszu pokryją podatnicy (tak, ponieważ upadłość banku wiąże się z wypłatą depozytów gwarantowanych przez Skarb Państwa).
Spór wokół walutowych kredytów mieszkaniowych wymaga od konsumentów, banków, ich właścicieli, instytucji sieci bezpieczeństwa finansowego i sędziów nakreślenia mapy drogowej porozumienia. Funkcjonujemy w jednym społeczeństwie. To porozumienie ma pozwolić stronom sporu dalej współegzystować, lecz z poszanowaniem podstawowych zasad, w tym także zasady mówiącej, że zaciągnięte długi należy spłacać. Ta zasada obowiązuje od zawsze i na każdej szerokości geograficznej. Nie ma też sporu co do tego, że wszyscy, absolutnie wszyscy klienci frankowi byli świadomi tego, że pożyczają pieniądze od banku i zobowiązują się je spłacić.
Ideowo spójny postulat dobrowolnych ugód, które zrównają sytuację kredytobiorców walutowych z kredytobiorcami złotowymi, ma szansę stać się takim konsensusem społecznym. Godzi on prawa rynku z prawami konsumenta, choć wciąż daje przewagę tym ostatnim. Dlatego wierzę, że dobrowolne ugody zrównujące kredytobiorców walutowych z kredytobiorcami złotowymi ukształtują kompromis wokół tej sprawy oraz znajdą uznanie wszystkich, także sędziów.
Jakie lekcje wyciągniemy z kwestii frankowej?
Lekcje powinny być trzy.
Po pierwsze, ze zderzenia praw rynku z prawami konsumenta zwycięsko wychodzą te ostatnie. To one zostały skodyfikowane i to na ich straży stoją organy Unii Europejskiej oraz krajowe urzędy reprezentujące interesy konsumentów. Zasady gospodarki rynkowej, nawet jeśli przywołane w krajowej konstytucji, nie doczekały się kodyfikacji w prawie krajowym i zwykliśmy przyjmować je jako oczywistość. Dlatego warto, byśmy zasady ekonomii uznali za element zasad współżycia społecznego w stosunkach cywilnoprawnych. Jeśli będzie do tego potrzebne ich skodyfikowanie, to warto taki kodeks gospodarki rynkowej po latach ustanowić.
Druga rzecz to edukacja, jak działa gospodarka rynkowa i jak działa rynek finansowy. Edukacji społeczeństwa, ale też autorytetów prawa, prawników i samych sędziów. Kurs walutowy się zmienia, oprocentowanie również, żaden parametr ekonomiczny nie jest i nie będzie stały. Dziś złotowe stopy procentowe są niskie, ale już teraz większość analityków, a także niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej twierdzą, że one wzrosną, a to przełoży się na wysokość płaconych rat. W efekcie pojawią się napięcia w budżetach domowych kredytobiorców złotowych i zwykłe dylematy: zapłacić terminowo ratę kredytu czy wymienić zepsuty odkurzacz, a może mniej włożyć do garnka. Dziś prawie nikt sposobu ustalania stawki referencyjnej oprocentowania złotowego czy zasad jej zmiany nie kwestionuje, podobnie jak nikt nie kwestionuje prawa banków do marży kredytowej. Gdy stopy wzrosną, ten dzisiejszy konsensus znajdzie się pod presją tych samych autorytetów prawa, kancelarii prawnych i wszystkich tych, którzy na kwestii złotowej zechcą zbudować dochodowe biznesy. Oni, kierując się własnym interesem, ten kompromis będą kwestionować. Wszystko oczywiście będzie przykryte tezami o sprawiedliwości dla konsumentów.
Trzecia sprawa: kredyty hipoteczne pozwalają zaspokajać potrzeby mieszkaniowe, a więc potrzeby społeczne. Są produktem bankowym, ale też produktem dla ludzi. Łączą i łączyć będą rynek finansowy (z jego zmiennością) ze społeczeństwem, z konsumentami, z ich zakrętami życiowymi, rodzinnymi i zawodowymi. A że kodeksy, nawet najbardziej kompletne, nigdy nie odpowiedzą na tysiące nieoczekiwanych sytuacji, bo ludzie nie stoją w miejscu, to siłą rzeczy wiele pozostaje do rozstrzygnięcia w dialogu. Rozmawiajmy o kredytach mieszkaniowych wspólnie, kredytobiorcy z kredytodawcami. Najlepiej w jakiejś zinstytucjonalizowanej formie. Kwestia frankowa dała impuls do samoorganizacji kredytobiorców i powstania stowarzyszeń ich zrzeszających. Nie zważając na ich nazwy czy krzykliwe formy wyrażania opinii, zainicjowaliśmy dialog. Rozmawiamy. Kredytobiorcy z bankami, banki z kredytobiorcami. A jeśli na koniec będzie potrzebny nam mediator, to cóż, dzięki lekcji frankowej skorzystamy z sądów polubownych.
Rafał Kozłowski, wiceprezes PKO Banku Polskiego
Autor nie decydował o oferowaniu walutowych kredytów mieszkaniowych w bankach i nie zaciągał takich kredytów. Uczestniczy w pracach sektora i instytucji sieci bezpieczeństwa finansowego nad dobrowolnymi ugodami. Tekst wyraża własne opinie autora.