Wąskie gardła w handlu i popyt z Chin kształtują globalny rynek. Dla nas większe znaczenie mają notowania paliw i czynniki lokalne.

Ceny żywności na świecie rosną dziesiąty miesiąc z rzędu. Indeks publikowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w marcu był na najwyższym poziomie od czerwca 2014 r. Wyniósł 118,5 pkt, co oznacza ponad 2-proc. wzrost w stosunku do lutego. W minionym miesiącu zdrożały przede wszystkim oleje roślinne, mięso i produkty mleczne, potaniały zboża i cukier. Ale porównując ceny z poprzednim rokiem, droższe jest właściwie wszystko. Indeks dla zbóż jest o 26,5 proc. wyższy niż w marcu 2020 r., dla produktów mleczarskich – o 16 proc., w przypadku olejów roślinnych jego wartość niemal się podwoiła.
Ekonomiści zwracają jednak uwagę przede wszystkim na zmiany miesięczne, bo na ich podstawie można wnioskować, jak światowe rynki żywności reagują na bieżące wydarzenia, o ile w związku z tym mogą podrożeć (lub potanieć) surowce do produkcji i na tej podstawie stawiać wnioski, jakie mogą być ceny produktów gotowych na sklepowych półkach w kolejnych miesiącach.
Z opracowania FAO wynika, że obecnie największy wpływ na ceny towarów rolnych mają zaburzenia w handlu międzynarodowym i to, jak kształtuje się popyt na dużych globalnych rynkach – jak azjatycki – w poszczególnych kategoriach artykułów. Pandemia oczywiście nie zeszła z pierwszego planu, ale z szokiem wywołanym COVID-19 mieliśmy do czynienia w ubiegłym roku. Wąskie gardła w handlu miały np. wpływ na ceny produktów mlecznych. Azja, szczególnie Chiny, dość gwałtownie zwiększyła zapotrzebowanie na mleko w proszku, gromadząc zapasy w odpowiedzi na zaburzenia w dostawach wywołane ograniczoną dostępnością kontenerów transportowych w Europie i Ameryce Północnej. Ale masło podrożało, bo spadek podaży zbiegł się w czasie z rosnącym popytem pod oczekiwane stopniowe otwieranie europejskich gospodarek, szczególnie gastronomii, która jest na pierwszej linii frontu w walce z pandemią.
O roli popytu z Azji FAO wspomina też przy okazji cen wieprzowiny i mięsa drobiowego – tutaj dodatkowo ceny podbijało przedwielkanocne ożywienie w europejskim handlu. Za to rosnące zapotrzebowanie z Chin na kukurydzę i jęczmień nie zatrzymało spadku cen zbóż. Przeważyły optymistyczne prognozy dotyczące zbiorów pszenicy w 2021 r. i dobre zbiory ryżu w zderzeniu ze słabszym popytem akurat na ten towar.
Oczywiście droga od rosnących cen surowców rolnych na światowych giełdach do wyższych kwot na paragonach za zakupy w polskich sklepach jest długa, a związek jednego z drugim nie jest tak jednoznaczny, niemniej jednak ekonomiści bacznie obserwują trendy, bo akurat żywność i napoje to najważniejszy towar w inflacyjnym koszyku. W tym roku udział cen żywności i napojów w inflacji jest wyjątkowo wysoki, sięga niemal 28 proc., do tego inflacja utrzymuje się na podwyższonym poziomie. Niemniej jednak na podstawie informacji z FAO prognozowanie cen żywności w Polsce nie jest wcale proste.
Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole Bank Polska, zwraca uwagę, że organizacja bada ceny produktów rolnych, a na potrzeby inflacji mierzy się ceny produktów przetworzonych. Ceny surowców mogą wahać się bardziej i częściej niż detaliczne ceny na sklepowych półkach. Nie zawsze korelacja między nimi jest ścisła, zależy to od kategorii towaru: wyraźniej widać ją między cenami zbóż a cenami pieczywa i produktów zbożowych, słabiej np. między mięsem a produktami z mięsa.
– Poza tym ceny żywności, jakie uwzględniane są u nas przy obliczaniu inflacji, są nieco szerszą kategorią niż indeks FAO, bo obejmują np. ceny warzyw i owoców – mówi Olipra i dodaje, że choćby z tego względu nie można przenosić obserwacji FAO wprost na prognozy dla Polski. Bo akurat w przypadku warzyw i owoców, których duże wahania mogą wpływać na inflację, decydują bardziej warunki lokalne niż globalne. Ale niektóre czynniki globalne trzeba uwzględniać, np. zakładać, że wzrost cen produktów mlecznych przyspieszy.
Choć żywność w tym roku powinna drożeć (według Credit Agricole Bank Polska o 1,8 proc. w porównaniu z 4,8 proc. w 2020 r.), to raczej nie ona będzie głównym motorem dla inflacji. Mówił o tym w piątek na swojej comiesięcznej konferencji prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. Jego zdaniem inflacja może nawet przejściowo wzrosnąć powyżej górnej granicy odchyleń od celu banku centralnego (cel to 2,5 proc. z możliwością odchylenia o 1 pkt proc. w górę i w dół). Ale z punktu widzenia polityki pieniężnej to bez większego znaczenia, bo wzrost inflacji ma wynikać z czynników, na które nie ma ona wpływu. Chodzi przede wszystkim o ceny paliw, energii i koszty wywozu śmieci, które znacznie rosną kolejny rok z rzędu.
Ceny surowców wahają się bardziej niż towarów na sklepowych półkach
Miesięczny indeks światowych cen FAO