Spektakularna akcja służb specjalnych: zatrzymanie wojskowego za przywłaszczenie sobie sprzętu potrzebnego do walki z COVID-19. Tyle że dalsze fakty są korzystne dla zatrzymanego, a nie służb.

13 października 2020 r. Z samego rana kilku funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego w towarzystwie Żandarmerii Wojskowej wchodzi do mieszkania pułkownika Adama Z. To utytułowany żołnierz, odznaczany m.in. przez ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka. A także – i to w związku z tym stanowiskiem doszło do zatrzymania – dyrektor Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii w Warszawie (WIHE) – najważniejszej wojskowej placówki w Polsce powołanej do przeciwdziałania zagrożeniom biologicznym, chemicznym, radiologicznym i nuklearnym.
Przeciek do mediów
Gdy tylko mężczyzna dowiaduje się, że zostanie zatrzymany, informację tę podaje już portal Tvp.info jako swój news.
Wkrótce na stronie internetowej CBA pojawia się komunikat dla prasy. Czytamy w nim, że „z ustaleń CBA wynika, że niestety sam instytut nie jest wolny od wirusa, jakim są nadużycia”. I dalej, że ustalono, iż w okresie od marca do czerwca 2020 r. dyrektor przekroczył uprawnienia, przywłaszczając sobie mienie należące do instytutu w postaci sprzętu ochronnego, płynów dezynfekujących oraz testów na COVID-19.
„Wszystko wskazuje na to, że przedmioty te przekazał następnie osobom nieuprawnionym, działając tym samym na szkodę interesu publicznego. Mężczyzna w prokuraturze usłyszy zarzut przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści” – wskazało CBA.
Media rządowe informowały o wielkiej aferze. Media niekojarzone z obozem władzy przyznawały, że mamy do czynienia z sukcesem służb. Niektórzy mówili o „aferze równej tej z respiratorami, które nie dotarły”.
Z naszych źródeł wynika, że zainteresowanie służb dyrektorem WIHE mogło być efektem przeprowadzonych przez Adama Z. porządków kadrowych w instytucie. Postanowiliśmy sprawdzić, jak dalej potoczyła się sprawa.
Bańka z logo Orlenu
Pułkownik Z. rzeczywiście usłyszał zarzuty prokuratorskie. Gdy się z nim skontaktowaliśmy, uciął, że nie może rozmawiać o sprawie. Rozmawiać też nie chciały ani CBA, ani Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Przekazała nam jedynie, że rzeczywiście postawiono zarzuty żołnierzowi – przekroczenia uprawnień i przywłaszczenia mienia. Komentarza odmówił Departament Wojskowej Służby Zdrowia w Ministerstwie Obrony Narodowej, który odesłał nas do Centrum Operacyjnego MON. To zaś lakonicznie poinformowało, że do zakończenia postępowania nie będzie komentarza.
Nadużycia przypisywane pułkownikowi to przywłaszczenie mienia o wartości ok. 10 tys. zł. I wielokrotnie nagradzanemu, także przez obecnego ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, żołnierzowi zarzucono m.in. przekazanie jednego pojemnika płynu odkażającego marki Orlen, który ponoć był własnością instytutu. A także wyniesienie z pracy testów na COVID-19 i maseczek. Tyle że – jak mówi nam osoba bliska śledztwu – prawdopodobnie z tego sprzętu WIHE nigdy nie korzystał.
– Te zarzuty są, hmm... dość oryginalne – przyznaje osoba dobrze zorientowana w śledztwie. Jej zdaniem skala nielegalnego procederu – o ile w ogóle miał miejsce – nijak nie uzasadniała zastosowanych środków operacyjnych oraz wyciągnięcia żołnierza w stopniu pułkownika bladym świtem z domu przez uzbrojonych funkcjonariuszy. Jak słyszymy, „takie było polecenie z góry”. Co jednocześnie – zastrzega nasz rozmówca – nie oznacza, że cała sprawa jest zmyślona. Być może, jak twierdzi, doszło do jakichś nieprawidłowości; chodzi jedynie o zastosowanie niewspółmiernych środków do ewentualnego czynu.
Udało nam się ustalić, że CBA doskonale wiedziało, z kim i gdzie na przestrzeni kilku miesięcy spotykał się i rozmawiał Adam Z. Zdaniem naszego rozmówcy znającego szczegóły postępowania sugeruje to, że przez kilka miesięcy „chodzono za figurantem”.
– Adam Z. podpadł, gdy zwolnił z pracy kilku obrotnych żołnierzy, którzy dostawali pieniądze za fikcyjną pracę. Odgrażali się oni, że szef ich popamięta – mówi nam jeden z pracowników WIHE. Dodaje, że w całej sprawie wcale nie chodzi o to, żeby Z. skazać, lecz by się go pozbyć z instytutu. Co się udało. I to mimo korzystnego dla pułkownika orzeczenia sądu.
Wątpliwa sprawa
Prokurator Wydziału ds. Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie 13 października 2020 r., w dniu zatrzymania, zastosował wobec żołnierza środek zapobiegawczy w postaci zawieszenia w czynnościach służbowych w WIHE. Decyzję tę Adam Z. zaskarżył do sądu. Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie zaś 18 grudnia 2020 r. uchylił w całości prokuratorskie postanowienie. Wskazał, że zarzuty w stosunku do oficera są lakoniczne w tak znacznym stopniu, że sąd nawet nie wie, w jaki sposób mógłby analizować prokuratorskie decyzje. Sąd też w uzasadnieniu orzeczenia wskazał, że „mając na uwadze rodzaj zastosowanego środka zapobiegawczego w stosunku do podejrzanego, który zajmuje stanowisko dyrektora WIHE w Warszawie, charakter przestępstwa stanowiącego przedmiot śledztwa i wnioski jawiące się z analizy zgromadzonego materiału dowodowego, z pewnością nie można mówić o oczywistości orzeczenia”. Mówiąc prościej: nic nie jest tak oczywiste, jak nakreśliło to CBA przy wsparciu prorządowych mediów. Co istotne, orzeczenia sądu garnizonowego nie można odczytywać ani jako uznania, że podejrzany nie dopuścił się zarzucanych mu czynów, ani jako przyznania racji służbom. To raczej surowa recenzja działań prokuratury, które dla sądu były niezrozumiałe.
Pułkownik więc wygrał i został przywrócony do pracy. Co zresztą nie było również problemem dla jego bezpośrednich współpracowników w MON, bo – jak czytamy w opinii dyrektor Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia MON, która znajduje się w materiale sprawy – „wskazana powyżej sytuacja (zatrzymanie i postawienie zarzutów 13 października 2020 r. – red.) nie powoduje utraty zaufania przełożonych wobec płk. Adama Z. potrzebnego do sprawowania funkcji dyrektora WIHE”. Z opinii tej wyłania się obraz świetnego organizatora oraz wzorowego żołnierza, który szczególnie w czasie pandemii dał się poznać jako świetny organizator. Urzędnicy MON przyznają, że Z. znacząco przyczynił się do poprawy funkcjonowania instytutu m.in. poprzez odpowiedni dobór kadry. W czasie pandemii koronawirusa wykazał się zaś inicjatywą i pozyskał specjalistyczne urządzenie COBAS 6800, wykorzystywane przy diagnostyce COVID-19. To najnowocześniejszy tego typu sprzęt w całych siłach zbrojnych RP. Ponadto Z. – stwierdzało MON – pozyskiwał finansowanie w formie darowizn od zewnętrznych partnerów, dzięki czemu udawało się do instytutu zakupić wyposażenie, na które jednostki – bez działalności pułkownika – nie byłoby w żadnym wypadku stać.
Mimo to minister obrony, tuż po uprawomocnieniu się postanowienia sądu, którego efektem powinno być dalsze sprawowanie czynności przez Adama Z. w WIHE, podjął decyzję o przeniesieniu żołnierza do rezerwy. Adama Z. już nie ma w WIHE, wybrano za to nowego szefa instytutu, na razie jako pełniącego obowiązki.