Firmy z objętych obostrzeniami branż miały nadzieję, że zostaną otwarte na dłużej niż miesiąc. Teraz przygotowują się do krajowego lockdownu.
Firmy z objętych obostrzeniami branż miały nadzieję, że zostaną otwarte na dłużej niż miesiąc. Teraz przygotowują się do krajowego lockdownu.
Zamknięty w czterech województwach biznes mówi o zawiedzionych nadziejach. – Żałujemy, że decydenci nie biorą pod uwagę liczb potwierdzających bezpieczeństwo centrów handlowych przy niższej odwiedzalności i stabilnym nieprzerwanym funkcjonowaniu. Tym bardziej że podczas konferencji prasowej 28 stycznia br. przedstawiciele rządu potwierdzili, że centra są bezpieczne i nie są miejscem transmisji wirusa. Zamykanie i otwieranie obiektów handlowych prowokuje społeczeństwo do nagłych wizyt, kumulacji potrzeb zakupowych i niepotrzebnie naraża na trudniejsze warunki do zachowania dystansu – mówi Agata Samcik, dyrektor ds. komunikacji w Polskiej Radzie Centrów Handlowych.
Teraz pozostało na nowo liczyć straty. – Szacujemy, że decyzja rządu o częściowym zamknięciu centrów handlowych powiększy lukę w obrotach sklepów o kolejne 2 mld zł – ocenia Agata Samcik. I dodaje, że w praktyce oznacza to zamknięcie ok. 170 obiektów, czyli 29 proc. w skali kraju i wyłączenie prawie jednej trzeciej powierzchni obiektów handlowych w Polsce większych niż 5 tys. mkw.
Sklepy wskazują na dodatkowe problemy z powodu wprowadzania nowych wiosenno-letnich kolekcji ubrań, które tradycyjnie wiążą z większym zainteresowaniem klientów. – Zamknięcie sklepów w takim momencie może mieć negatywny wpływ na ich przyjęcie – mówi Radosław Jakociuk, wiceprezes VRG odpowiedzialny za piony marek i działalność operacyjną. Jak dodaje, miesiąc poluzowania obostrzeń okazał się bardzo ważny. – Jesteśmy zadowoleni z tego, jak w okolicach walentynek poradził sobie W. Kruk (sprzedaż marki w lutym była o 30,4 proc. wyższa niż rok wcześniej). Miesiąc otwarcia salonów pozwolił nam odetchnąć i jednocześnie nabrać powietrza na kolejne tygodnie lockdownu – stwierdził.
Inni duzi gracze również przyznają, że są gotowi na zamknięcie, które choć trudne, przetrwają. – Rozważaliśmy różne scenariusze i dziś, mimo wprowadzania kolejnych ograniczeń, czujemy się do nich przygotowani. Odrobiliśmy pracę domową: postawiliśmy na e-commerce i cyfryzację handlu, rozwinęliśmy nasze kanały logistyczne i skupiliśmy się na poprawie efektywności wewnętrznej. Dzięki tym działaniom oraz dobrym wynikom sprzedaży internetowej sytuacja finansowa firmy jest stabilna – mówi Monika Wszeborowska, rzecznik prasowy LPP, dla którego sprzedaż stacjonarna stanowi ok. 70 proc. przychodów.
Hotelarze, którzy prognozują, że z końcem miesiąca zostaną zamknięci w całym kraju, są tym rozczarowani, ale nie zaskoczeni. – Po miesiącu otrzymujemy kolejny cios i mamy powtórkę z ubiegłego roku. Nie wyciągnięto żadnych wniosków. Spodziewaliśmy się jednak tego już od dłuższego czasu. Większość hotelarzy jest pogodzona z losem – niestety Wielkanoc będzie oznaczała ekonomiczny Wielki Post. Zamykanie województwami to zasłona dymna, po to by rozładować gniew i ewentualny bunt taki, jaki wybuchł w Czechach – twierdzi Marek Łuczyński, prezes Polskiej Izby Hotelarzy (PIH).
Jak mówi, hotelarze liczyli, że przychylność części członków rządu pomoże im przetrwać. – Zastanawiająca jest cisza ze strony szefa Ministerstwa Rozwoju, Jarosława Gowina. Wcześniej sprawiał wrażenie, jakby był skłonny bronić hoteli, teraz abdykował na rzecz resortu zdrowia – dodaje prezes PIH.
Jego zdaniem miesiąc normalnego funkcjonowania dał cenny oddech, zwłaszcza dla regionów turystycznych. Jednocześnie jednak można spodziewać się fali bankructw – przede wszystkim ze strony tych podmiotów, które nie są w stanie skorzystać z furtki w obostrzeniach w postaci placówek świadczących usługi medyczne.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama