Budowę fabryk zapowiadają kolejne kraje UE. Według ekspertów do 2025 r. moce produkcyjne na Starym Kontynencie powinny wzrosnąć trzykrotnie
Budowę fabryk zapowiadają kolejne kraje UE. Według ekspertów do 2025 r. moce produkcyjne na Starym Kontynencie powinny wzrosnąć trzykrotnie
O tym, że czeka nas prawdziwy wysyp fabryk baterii samochodowych, najlepiej świadczą ostatnie decyzje branżowych potentatów. Oprócz decyzji szwedzkiego Northvolt o inwestycji w Gdańsku czy trwającej budowy gigafabryki Tesli w Niemczech, w lutym swoje plany inwestycyjne zdradzili Samsung i inni dostawcy.
Jak donosi Reuters, południowokoreański producent obsługujący już m.in. Forda i BMW planuje rozbudowywać swoją fabrykę na Węgrzech. Ma to kosztować ok. 850 mln dol., a firma rozważa budowę kolejnego zakładu. Także amerykański Fisker – choć przegrał w kraju rywalizację z Teslą – myśli o otwarciu własnego zakładu w Europie.
O inwestycje zabiegają też koncerny motoryzacyjne. Należący do Volkswagena Seat wywiera presję na hiszpański rząd, by ten wsparł utworzenie zakładu nad Ebro. Jak twierdzą szefowie firmy, to ostatni dzwonek, by kraj ten dotrzymał kroku rosnącym potrzebom, gdyż brak fabryki może zablokować rozwój elektryfikacji hiszpańskiego przemysłu motoryzacyjnego. I zapewne taki zakład powstanie, władze w Madrycie wspólnie z Portugalią mają opracować projekt wykorzystania tamtejszych zasobów litu, rozważana jest lokalizacja zakładu.
Także Włosi mają swoje plany inwestycyjne. W połowie lutego ogłoszono, że nowo powstały start-up Italvolt zbuduje zakład produkcyjny na północy kraju. Planowana wartość inwestycji to ok. 4 mld euro. Do 2024 r. zakład o mocy 45 GWh ma zatrudniać 4 tys. pracowników. Docelowo ma osiągnąć 70 GWh mocy. Obok fabryki ma powstać nowoczesne centrum badawczo-rozwojowe. Inwestycja otrzyma wsparcie ze strony władz.
Z opublikowanego przez „Transport & Environment” pod koniec ubiegłego tygodnia raportu na temat rozwoju przemysłu bateryjnego wynika, że z mocy produkcyjnych wynoszących 90 GWh w 2021 r. europejski potencjał zwiększy się do 460 GWh w 2025 r., a pięć lat później do poziomu 760 GWh. W ten sposób Europa z importera baterii z Dalekiego Wschodu miałaby stać się ich eksporterem. W najbliższej dekadzie mają powstać na Starym Kontynencie 22 nowe zakłady produkcyjne. – Decyzje te wpisują się w długofalową strategię Unii Europejskiej, która chce uniezależnić się od dostaw z Dalekiego Wschodu. Fakt, że nowo powstałe zakłady mogą liczyć na wsparcie finansowe w ramach transformacji energetycznej, sprawia, że inwestycje w nie będą bardzo atrakcyjne – wskazuje Rafał Bajczuk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych (FPPE).
Na wybór lokalizacji fabryki wpływają takie czynniki jak tania energia elektryczna zmniejszająca koszty produkcji oraz wielkość istniejącej w danym kraju produkcji motoryzacyjnej. – Dlatego wraz ze znaczeniem OZE będzie rosnąć atrakcyjność rynków skandynawskich. Polska też jest atrakcyjna ze względu na bliskość Niemiec. No i pomimo braku rodzimych koncernów jesteśmy dużym rynkiem i potentatem pod względem produkcji komponentów, a w zatrudnieniu w branży ustępujemy w UE jedynie Francji i Niemcom – wskazuje Rafał Bajczuk.
Europejskie kraje nie chcą przegapić boomu związanego z bateriami i można się spodziewać, że będą chciały dogonić Polskę w skali produkcji. Za sprawą LG Chem posiadającego jeden z największych zakładów w Europie, wartość naszego eksportu baterii litowo-jonowych osiągnęła już ok. 400 mln euro miesięcznie.
– Patrząc na plany kolejnych firm, można stwierdzić, że rynek choć dopiero wschodzi, to już za chwilę będzie nasycony. Dobrze, że Polska wykorzystała moment i jest istotnym graczem. Można się jednak spodziewać, że w naszym kraju trudno będzie o kolejne duże zakłady. Dziś brak projektów fabryk baterii w Czechach czy Rumunii, a to też ważne rynki motoryzacyjne i lada chwila również one będą chciały skorzystać z nadarzającej się okazji do rozwoju biznesu – dodaje ekspert.
Rosnące moce produkcyjne sprawią, że zaostrzy się rywalizacja o surowce. Zwłaszcza że Komisja Europejska chce, by koncerny produkujące akumulatory w Europie bądź sprowadzające je z Azji musiały przedstawiać certyfikaty poświadczające prawdziwy ślad węglowy i miejsce pozyskiwania surowców. Ma to pomóc w walce z wykorzystaniem dzieci przy wydobyciu kobaltu w Afryce czy niszczeniu środowiska przy wydobywaniu litu. Aspiracją KE jest też rozwijanie recyklingu. Od 2027 r. trzeba będzie odzyskiwać z baterii surowce ziem rzadkich na minimalnym poziomie 12 proc. kobaltu, 85 proc. ołowiu, 4 proc. litu oraz niklu. A z czasem progi te będą się zwiększać – w 2035 r. będzie to już 20 proc. kobaltu, 12 proc. niklu i 10 proc. litu.
– Czeka nas wyścig w zdobywaniu surowców. Będzie to arena dla dużej rywalizacji dyplomacji gospodarczej, o czym świadczą trwające już rozmowy niemieckiego przemysłu wydobywczego z dostawcami z Ameryki Południowej, którzy mają zabezpieczyć ich łańcuch dostaw – ocenia Bajczuk.
Po producentach baterii państwa będą chciały ściągnąć do siebie wyspecjalizowane firmy zajmujące się recyklingiem. Jak wskazuje ekspert, na razie baterii jest niewiele i są dość nowe, więc rozpoczynają swoje drugie życie jako magazyny energii dla sieci energetycznych. Wkrótce jednak to recykling będzie branżą, o którą należy walczyć. To kolejna szansa na zyskanie w Polsce nowych inwestorów. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama