Z rozmów z przedsiębiorcami przebija poczucie dezorientacji. Jedni z dużą rezerwą znowu otwierają swoje biznesy. Drudzy wolą odczekać do końca lutego i przekonać się, czy rząd po raz kolejny każe im się zamykać

Siedzimy jak na bombie zegarowej i czekamy – mówi nam jeden z właścicieli kasyna. – Pracownicy wracają z postojowego, bo przez ten czas, kiedy musieliśmy zawiesić działalność, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by nikogo nie zwolnić. Mogę zapewnić, że nie lobbowaliśmy ani za tym, aby kasyna mogły przez całą pandemię pracować, ani za ponownym ich otwarciem w połowie lutego. Dla nas to też trudna sytuacja – zapewnia przedsiębiorca.
Od 12 lutego kasyna, podobnie jak hotele, baseny, kina i teatry czy stoki narciarskie, mogą wznawiać działalność. Oczywiście w reżimie sanitarnym. W kasynie średniej wielkości pracuje 70–120 osób, w tym krupierzy, ale też osoby odpowiedzialne za utrzymanie maszyn i obieg dokumentów. Gracze siedzą za pleksiglasami, a obsługa regularnie dezynfekuje żetony. Rządowe rozporządzenie wymaga, aby goście salonów gier zachowali półtorametrowy dystans. Na 15 mkw. może przebywać nie więcej niż jeden klient. Zaraz po publikacji rozporządzenia zaczęło się gorączkowe gromadzenie maseczek, rękawiczek, płynów do dezynfekcji. – Logistyczny koszmar – twierdzi szef lokalu z hazardem. – Powinniśmy kupić nowe uniformy dla całego personelu, ale na razie się wstrzymujemy. Tylko nie wiadomo, na jak długo trzeba to odwlec. Stroje są potrzebne, ale stając przed dylematem, czy zapłacić pensję pracownikom, czy fakturę za kupno strojów, wolelibyśmy uregulować wynagrodzenia. A najbardziej to chcielibyśmy wiedzieć, co planuje rząd i czy od marca nie nastąpi trzeci lockdown – przyznaje przedsiębiorca.
Sądna majówka
Mimo że kina, teatry, filharmonie i opery dostały zielone światło do działania, nie wszystkie są gotowe otworzyć się dla widzów. Głównym powodem jest niepewność. Niektórzy właściciele wolą odczekać do końca lutego i przekonać się, czy rząd po raz kolejny każe im się zamykać. Miejsca, które zdecydowały się na reaktywację, muszą też przestrzegać ograniczeń sanitarnych – w salach kinowych czy teatralnych może być zajętych 50 proc. miejsc siedzących.
12 lutego w Lublinie otworzyło się tylko jedno kino – Bajka. W tym roku świętuje ono 30. urodziny. Niewiele brakowało, by jubileusz zamienił się w stypę: gdy kino po pierwszym lockdownie wróciło do pracy, okazało się, że widzowie nie są zainteresowani seansami filmowymi. Tym razem jest jednak inaczej. – Tak dobrego weekendu pod względem frekwencji jak ten walentynkowy nie mieliśmy od dawna. Nawet między 12 czerwca a 8 listopada ubiegłego roku, kiedy kina mogły działać, bo jeden lockdown minął, a drugi się jeszcze nie zaczął – mówi nam Waldemar Niedźwiedź, właściciel kina Bajka.
Cieszy się, że udało się zachować etaty wszystkich pracowników (sześć), nikt nie poszedł na postojowe. Zlecenia stracili za to współpracownicy na umowach krótkoterminowych. Widzowie mogą na razie obejrzeć cztery, pięć seansów dziennie, a w godz. 17–21 kino wyświetla polskie produkcje – muszą one stanowić przynajmniej połowę wieczornego repertuaru. Taki jest wymóg Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej dla kin, które chcą otrzymywać wsparcie. Program pomocowy (trwa od początku listopada 2020 r. do końca kwietnia 2021 r.) przewiduje 15 tys. zł miesięcznego dofinansowania do jednej sali. W Bajce są dwie sale, więc wychodzi 30 tys. zł. – Nie gramy komercji. Raczej filmy artystyczne, niskobudżetowe. Nie musimy czekać na produkcje Disneya czy nowego Bonda, aby móc działać, a wiele kin od tego uzależnia nowe otwarcie – tłumaczy właściciel Bajki. I jest optymistą, jeśli chodzi o najbliższą przyszłość swojej branży. Zdaniem Niedźwiedzia kina przetrwają, przynajmniej do przypadającej na początek kwietnia Wielkanocy. Ale zaznacza, że jego prognozy są oparte na intuicji. – Można grać, to gramy. Ale nie planujemy przeglądów filmowych ani dużych festiwali. Do tego potrzeba więcej pracowników, a w obecnej sytuacji nie możemy ich zatrudnić. Ubiegły rok zakończyliśmy na minusie i gdyby nie pomoc z tarcz, nie byłoby pieniędzy na pensje i czynsz. Sam zmniejszyłem sobie wynagrodzenie o połowę. Do końca kwietnia mamy zapewnioną pomoc z PISF, a co później – zobaczymy – mówi dyrektor kina.
Jednocześnie zaznacza, że zamrażanie i rozmrażanie biznesu to spory kłopot logistyczny. Nie da się przecież uruchomić kina z dnia na dzień. Jak tłumaczy Niedźwiedź, potrzeba na to kilku dni, a najlepiej tygodnia: trzeba zamówić filmy u dystrybutorów, przygotować repertuar, powiadomić widzów, zadbać o jakąkolwiek reklamę. Przed ponownym restartem w lutym nikt z pracowników lubelskiego kina nie biegał po mieście i nie rozklejał plakatów. Musiała wystarczyć promocja na Facebooku i Instagramie. Za to wyszło taniej i nie trzeba było się ruszać z biura. A ludzie i tak się dowiedzieli, co będzie grane. – Jeśli znowu nas zamkną, to trudno, siła wyższa. Lepiej zamknąć niż narażać ludzi na utratę życia lub zdrowia – wzdycha szef Bajki.
Łódzki Teatr Piccolo dla dzieci i młodzieży też wystartował w walentynki. Zainteresowanie było ogromne: w ciągu doby sprzedały się wszystkie bilety. Teatr zagrał w minioną niedzielę dwa przedstawienia. W najbliższą również wystawi dwa spektakle. I w takim trybie będzie na razie działał.
Dyrektorka teatru Anna Wdowiak ocenia, że do przełomu kwietnia i maja nie ma możliwości, aby powrócić do harmonogramu przedstawień sprzed pandemii, kiedy wystawiano sztuki dla dzieci także w dni powszednie. Na rozruch potrzeba czasu – dwóch, trzech miesięcy. Tyle że czekanie do maja nie napawa nadzieją, bo to martwy miesiąc dla branży. – Zaczynają się rekolekcje, zielone szkoły, matury, robi się ładna pogoda. Dzieciaki wtedy nie chodzą do teatru, tylko biegają po świeżym powietrzu. Frekwencja spada. Nie oszukujemy się, ten sezon jest stracony. Może po wakacjach coś ruszy – zastanawia się dyrektorka dziecięcego teatru.
Choć też nie ma pewności, kiedy znowu wszystko będzie mogło funkcjonować po staremu, to wychodzi z założenia, że skoro można grać – choćby przez tydzień lub dwa – to trzeba skorzystać. Jak przychodzi widownia, to teatr zarabia i ma z czego zapłacić pensje pracownikom (dwóm na etacie i 12 na umowy zlecenia i o dzieło). Opcje zarobkowania aktorów zostały mocno ograniczone przez pandemię. Wcześniej zespół teatralny dostawał sporo zleceń w terenie – np. wystawianie spektakli w domach kultury – ale teraz nie ma możliwości wyjazdowych. Na przedstawienia nie przychodzą też grupy zorganizowane (z przedszkoli i szkół), więc publiczność bardzo się skurczyła. Obostrzenia obowiązujące od połowy lutego również nie pomagają, a do tego mnożą paradoksy. – Rozsadzając ludzi na widowni z zachowaniem zalecanego dystansu, nie jesteśmy w stanie zapełnić sali w 50 proc., co gwarantuje rozporządzenie. Możemy sprzedać jedynie 86 biletów, podczas gdy połowę sali zapełnia równo setka ludzi. Czyli jesteśmy stratni – podsumowuje dyrektor Wdowiak.
Zima nie do odrobienia
Na stokach narciarskich nastroje zróżnicowane. Turyści się cieszą, że wreszcie można wyskoczyć na weekend na narty, póki nie przychodzi odwilż, ale właściciele wyciągów nie mają wielu powodów do zadowolenia. Uważają, że sezon można uznać za stracony. W ferie zimowe, wyjątkowo wyznaczone w jednym terminie dla wszystkich województw (między 4 a 17 stycznia), rząd zalecał pozostać w domu. Poszusować mogli zatem co najwyżej miejscowi.
Dostęp do infrastruktury mieli też przez cały czas sportowcy i kadrowicze przygotowujący się do zawodów. Jak mówią lokalni przedsiębiorcy, zawsze dało się dzięki temu cokolwiek zarobić – ale najwyżej na podstawowe opłaty, na nic więcej. Dla turystów stoki otwarto dopiero w zeszły piątek. Powoli trwa szacowanie strat. – Jest o połowę mniej turystów niż w ubiegłym roku. Ale trudno się temu dziwić, skoro hotele mogą być jedynie w 50 proc. zapełnione. To wszystko są naczynia połączone. Cierpi każda branża związana z turystyką. Nawet miejscowa mleczarnia ma problemy z niesprzedanym towarem, który zamówiono, ale nikt go nie kupił, bo ludzie nie przyjechali – mówi Andrzej Zając, właściciel Stacji Narciarskie Suche koło Poronina.
Górscy przedsiębiorcy musieli w kilka dni przygotowywać trasy zjazdowe, choć – jak podkreślają – mają świadomość, że to może być tylko na chwilę. Bo jeśli wzrośnie liczba zgonów i zachorowań, rząd znowu każe wracać narciarzom do domu. – Oby nas nie zamknęli. Może jakoś przetrwamy – słyszę od właściciela wyciągu.
Wcześniej przyjeżdżało sporo osób, nawet z tak odległych krajów jak Brazylia, Kolumbia, Japonia i Chiny. O leasingi lepiej przedsiębiorców nie pytać – banki nie chcą odraczać spłat. Zarobki to również niewygodny temat. Andrzej Zając zatrudnia 32 pracowników, ale tylko czterech instruktorów chodziło na trasę ze sportowcami, aby firma nie generowała dodatkowych kosztów. Cen karnetów dla turystów podnieść z dnia na dzień nie można. Gdy przez cały sezon jest zastój w interesie, dwa tygodnie lutego tego nie zrekompensują. – Przez ten okres, kiedy można było dobrze zarobić, siedzieliśmy pozamykani. Nie zarobimy już na klientach, nawet gdyby nie schodzili ze stoków przez cały marzec. Wyciągi działają tylko przez 100 dni w roku. W maju i czerwcu nie da się nadgonić straconej zimy, a koniec sezonu tuż-tuż – wyjaśnia Zając.
Zamykanie, czyli dokąd zmierzamy
Z rozmów z przedsiębiorcami przebija poczucie dezorientacji. Mimo warunkowego odmrożenia niektórych sektorów gospodarki wielu z nich przyznaje, że z dużą rezerwą otwiera swoje biznesy – obawiają się, czy za chwilę znów nie zostaną zmuszeni zawiesić aktywności. Inni w ogóle się wstrzymują, czekając na kolejne zapowiedzi rządu. Zdaniem ekspertów koszty uruchomienia średniej wielkości hotelu są tak duże, że próba przeczekania dwóch tygodni na wypadek, gdyby minister ogłosił nowe obostrzenia, spowodowałaby znacznie mniejsze straty niż otwieranie i zamykanie w krótkim odstępie czasu. – Organizacje pracodawców są zaskakiwane decyzjami podejmowanymi przez rząd, dowiadują się o nich w dniu ogłoszenia z konferencji prasowych. Nasze apele bardzo często pozostają bez echa. Rząd zaniechał np. wprowadzania w kraju stref w zależności od liczby zakażonych lub przypadków śmiertelnych w danym regionie. Dzisiaj południe Polski, niestety, zapracowuje na powrót kolejnej fali pandemii, czego skutkiem może być przywrócenie restrykcji. Jest to realny scenariusz – przewiduje Piotr Podgórski, radca prawny, członek zarządu Ogólnopolskiej Federacji Przedsiębiorców i Pracodawców – Przedsiębiorcy.pl.
Organizacja apeluje o stopniowe otwieranie hoteli, z zachowaniem odpowiednich środków ostrożności – proponuje, by baseny i ośrodki SPA pozostały zamknięte, a rezerwacje obejmowały od 30 do 50 proc. pokoi. Podobnie w przypadku restauracji. – Rząd powinien bardzo aktywnie promować w mediach możliwość zamawiania posiłków na wynos. Adresatem takiej zorganizowanej akcji powinni być wszyscy obywatele, łącznie z seniorami. Ich też powinno się zachęcać do aktywności na tym polu i odstąpienia od przyrządzania posiłków, na rzecz ich zamawiania. To byłoby realne wsparcie rządowe dla przedsiębiorców – uważa Podgórski.
Rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw Adam Abramowicz, który uczestniczy w rozmowach przedsiębiorców z sanepidem, uważa, że wypracowane wymogi epidemiczne są respektowane i realizowane. Nie bardzo więc rozumie, dlaczego wiele firm i branż jest mimo to zamykanych. Jako przykład pochopnych działań podaje jesienne zamknięcie solariów. Klienci przychodzili na umówioną godzinę, obsługa pracowała w maseczkach i za szybą, łóżko dezynfekowano przed i po każdym kliencie, a krajowy konsultant ds. epidemiologii uznał, że zakażenie koronawirusem jest tam niewielkie. – Trudno po takich decyzjach oczekiwać, że przedsiębiorcy zrozumieją, dlaczego są zamykani. W mojej ocenie praca w ograniczeniach sanitarnych wszystkich branż jest jedynym wyjściem. Bo nie wiemy, kiedy zakończy się epidemia. I czy z tym wirusem nie będziemy musieli żyć dłużej. Bezterminowe zamykanie w nieskończoność to droga donikąd – uważa Adam Abramowicz.
Cierpi każda branża związana z turystyką. Nawet miejscowa mleczarnia ma problemy z niesprzedanym towarem, który zamówiono, ale nikt go nie kupił, bo ludzie nie przyjechali – mówi Andrzej Zając, właściciel Stacji Narciarskie Suche koło Poronina