Gdy mogło się już wydawać, że w efekcie wcześniejszej zmasowanej krytyki za strony rządów, banków centralnych i instytucji nadzorczych Facebook zrezygnował z emisji libry, firma ogłosiła w tym miesiącu, że jej waluta ujrzy jednak w przyszłym roku światło dzienne – jakkolwiek w nowej odsłonie będzie nazywała się „diem”.

Wynika z tego, że Facebook nadal ma plan, by wyemitować własną walutę zamiast ograniczyć się do oferowania swoich technologii po to, by przyczynić się do poprawy funkcjonowania istniejącego już systemu pieniężnego – np. do obniżenia kosztów transferów pieniężnych, jakie imigranci przesyłają do swych rodzin w biednych krajach, co składa się w skali globalnej na bardzo duże kwoty.
Trwanie Facebooka przy zamiarze emisji własnej waluty nie jest dobrą decyzją, co widać wyraźnie, gdy zestawi się konsekwencje planowanej wcześniej emisji libry ze skutkami pojawienia się e-money (electronic money) emitowanego przez firmy określane jako PSP (payments services providers).

E-money: rozwój systemu pieniężnego

Firmy PSP nie silą się na emisję własnych walut, lecz oferują usługi, dzięki którym miliony mniej zamożnych ludzi w wielu różnych krajach mogą korzystać pośrednio z usług bankowych, mimo że nie mają kont w bankach. Jest tak dlatego, że firmy te pozwalają swym klientom mieć bank w komórce. Jednym z powszechnie znanych przykładów jest Kenia, gdzie od wielu już lat drobni farmerzy mogą mieć w komórce konto w firmie M-Pesa, z którego mogą dokonywać płatności.
Kluczowe znaczenie ma to, że środki płatnicze na tych kontach, określane jako e-money, nie są jakąś nową walutą. Są pieniędzmi wykreowanymi wcześniej w systemie bankowym, które zostały wpłacone na czyjeś konto w PSP i można nimi płacić, korzystając ze smartfonu. To, że e-money stanowią integralną część systemu pieniężnego, widać jeszcze wyraźniej po tym, że płatności dokonywane z kont w PSP są rozliczane za pośrednictwem banków komercyjnych, a te dokonują rozliczeń w systemie płatniczym krajowego banku centralnego.
Jeśli e-money są w wielu krajach integralną częścią systemu pieniężnego, to ich istnienie nie stwarza większych problemów dla banków centralnych. Co więcej, są one zadowolone z pojawienia się PSP, ponieważ konkurencja między nimi a bankami zwiększyła szybkość rozliczeń pieniężnych i obniżyła ich koszty. Banki centralne doceniają również to, że – jak już powiedzieliśmy – miliony mniej zamożnych osób uzyskały dzięki PSP pośredni dostęp do podstawowych usług bankowych. W tej sytuacji w rosnącej liczbie krajów PSP zaczynają uzyskiwać prawo do posiadania rachunku w banku centralnym.
Wagę tego docenimy, jeśli weźmiemy pod uwagę rolę, jaką odgrywają płynne rezerwy w systemie pieniężnym. Otóż wbrew temu, co może się nam wydawać, bank, któremu zlecamy jakąś płatność, nie dokonuje jej bezpośrednio przy użyciu pieniędzy, jakie mamy na rachunku. Wykorzystuje w tym celu własne płynne rezerwy, które ma na koncie w banku centralnym – ponieważ to one są prawnie obowiązującym środkiem płatniczym w rozliczeniach międzybankowych. Dopiero po tym saldo na naszym koncie jest korygowane.
W takiej sytuacji otwieranie firmom PSP drogi do posiadania rachunków w bankach centralnych (jednym z pierwszych był Bank Anglii) jest zapowiedzią, że z czasem PSP będą mogły liczyć – analogicznie jak banki komercyjne – na pomoc płynnościową banku centralnego.

Globalne stablecoins: groźba destabilizacji

Kryptowaluty, takie jak bitcoin, nie nadają się od tego, by były pieniądzem, choćby z tego względu, że nic nie gwarantuje stabilności ich siły nabywczej. Przełom w tej mierze miały przynieść stablecoins, czyli kryptowaluty sprzedawane po stałym kursie – głównie za dolary. W ten sposób emitent określonej stablecoin pożycza dla niej stabilność od istniejących już walut poprzez zastosowanie mechanizmu izby walutowej.
Początkowo emisja stablecoins nie rodziła problemów dla banków centralnych, ponieważ wbrew pompatycznym zapowiedziom o emisji nowych „globalnych” walut, emitowano je w dość małych ilościach i głównie po to, by ci, którzy spekulują na rynkach kryptowalut, mogli – nie opuszczając środowiska blockchaina – „parkować” swoje ewentualne zyski w czymś, co ma stałą wartość.
Dopiero zapowiedź emisji libry przez konsorcjum powstałe z inicjatywy Facebooka – a więc firmy mającej ponad 2 mld użytkowników – stworzyła nową sytuację. Miała pojawić się nowa waluta o rzeczywiście globalnym zasięgu. Problem z takim pomysłem polegał na tym, że emitent stablecoin może pożyczyć dla niej stabilność, sprzedając ją po stałym kursie w relacji do innych walut, ale nie może zapewnić jej posiadaczom bezpieczeństwa, jakie daje klientom banków system ubezpieczenia ich depozytów i dostęp banków komercyjnych do pomocy płynnościowej banku centralnego.
Kluczowy problem kryptowalut leży w tym, że nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie, dlaczego pieniądze podatników miałyby finansować ochronę posiadaczy kryptowalut, których duża emisja (jak libry) zagrażałaby stabilności krajowego systemu pieniężnego. A byłoby tak choćby z tego względu, że duży popyt na librę destabilizowałby w różnych krajach popyt na pieniądz krajowy, co utrudniałoby z przyczyn oczywistych prowadzenie polityki pieniężnej.
Emitent libry (konsorcjum Libra Association) zakładał początkowo, że ryzyka większych zaburzeń nie będzie, ponieważ libra miała być tylko sprzedawana (za dolary i inne waluty), a więc nie byłyby udzielane w niej kredyty (zwiększające jej podaż), co miało eliminować ryzyko, że w razie załamania się zaufania do libry jej izba walutowa (Libra Reserve) nie miałaby tylu dolarów lub euro, ile chcieliby kupić posiadacze libry. Argumentacja taka może brzmieć przekonująco, ale FSB (Financial Stability Board) ma poważne wątpliwości, czy wypłaty takie następowałyby wystarczająco szybko, by opanować ewentualną panikę w razie załamania zaufania do libry.
Obawy banków centralnych i instytucji nadzorczych brały się w dużej mierze także stąd, że system elektronicznych portmonetek CaLibra (mający teraz nazywać się Novi) mógłby przekształcić się z czasem w bank komercyjny udzielający kredytów. A to mogłoby już bardzo znacząco skomplikować politykę pieniężną w różnych krajach. Przykładów nie trzeba daleko szukać. To u nas nie można było zahamować boomu na rynku kredytów walutowych, podnosząc zdecydowanie krajowe stopy procentowe, ponieważ przyspieszyłoby to aprecjację złotego, co w konsekwencji zwiększyłoby, a nie zmniejszyło, popyt na kredyty walutowe.
Mówiąc najkrócej, emisja libry nie przyniosłaby innych korzyści niż dają e-money, emitowane przez PSP, a stworzyłaby jednocześnie ryzyko pojawienia się zaburzeń w systemach pieniężnych różnych krajów. Przemalowanie przez Facebook kilku nazw: z libry na diem oraz z CaLibry na Novi niczego w tej mierze nie zmienia. ©℗
Emisja libry stworzyłaby ryzyko pojawienia się zaburzeń w systemach pieniężnych różnych krajów