Prawo upadłościowe i naprawcze stanowi, że syndykiem, zarządcą albo nadzorcą sądowym może być wyłącznie osoba, która ma licencję do wykonywania tego zawodu.

Piotr Zimmerman doradca w Kancelarii Wardyński i Wspólnicy Kwestię szczegółowego uregulowania dostępu do pełnienia tej jakże ważnej funkcji w postępowaniu upadłościowym pozostawiono do uregulowania w drodze odrębnej ustawy, która ma określić sposób uzyskania licencji. Projekt ustawy, który rząd skierował do Sejmu, nie był konsultowany z praktykami prawa upadłościowego. Ustawodawca skoncentrował się przede wszystkim na przepisach dotyczących wynagrodzenia syndyka. Wiele przepisów dotyczy ograniczeń związanych z tym wynagrodzeniem. Zdaniem autorów projektu syndycy powinni zarabiać mniej. W projekcie określono górny próg ich zarobków, którego nie można byłoby przekroczyć. Nie jest to dobre rozwiązanie. Nie przyczyni się ono do tego, aby w sposób właściwy mogło być prowadzone postępowanie upadłościowe. Moim zdaniem ustalenie wysokości wynagrodzenia jest obecnie uregulowane w sposób właściwy. Istniejące rozwiązania obowiązywały przez 70 lat i sprawdziły się. Podobne do naszych rozwiązania obowiązują w innych ustawodawstwach, zwłaszcza w prawie niemieckim. Ich podstawową zaletą jest to, iż umożliwiają sądowi elastyczne dopasowanie wysokości wynagrodzenia syndyka do okoliczności konkretnej sprawy. Zdarzało się, że syndycy składali wnioski o wysokie wynagrodzenie, czasami określane przez prasę jako absurdalnie wysokie, ale sądy zawsze w takich przypadkach ustalały wynagrodzenie syndyka w wysokości odpowiadającej rzeczywistemu nakładowi jego pracy oraz odpowiedzialności, którą ponosi. Tym bardziej że syndyk pracuje w warunkach ciągłego konfliktu interesów. Naraża się wszystkim: pracownikom, dłużnikom masy, od których egzekwuje, oraz samemu dłużnikowi, któremu odebrał zarząd majątkiem. Do pełnienia funkcji syndyka powołuje sąd, który również wydaje postanowienie regulujące wysokość jego wynagrodzenia. Syndyk nie jest zatrudniony na podstawie umowy o pracę ani stosunku zlecenia i nie ma żadnej gwarancji, że dostanie następnie postanowienie sądowe, które będzie go uprawniało do spełniania funkcji syndyka w kolejnej sprawie. Praktyka pokazuje, że istnieje grupa wysoko wyspecjalizowanych osób, które orientują się w prawie upadłościowym i naprawczym, znają się na zarządzaniu, są dobrymi menedżerami i to oni powinni pełnić funkcję syndyków. Istnieje też spora grupa osób o bardzo kiepskiej orientacji w przepisach prawa upadłościowego i o mizernych kwalifikacjach menedżerskich. Dlatego potrzebne są egzaminy na syndyków (które byłyby sprawdzianem wiedzy i umiejętności zarządzania) oraz uzyskanie licencji w Ministerstwie Sprawiedliwości. Egzaminy powinny obejmować wiedzę z zakresu prawa upadłościowego, naprawczego, pracy procedury cywilnej oraz z ogólnych zasad postępowania cywilnego, ponieważ syndyk bywa również stroną w tym postępowaniu. Natomiast trudno byłoby w drodze egzaminu sprawdzać doświadczenie menadżerskie syndyka, jakkolwiek właśnie te umiejętności są syndykom potrzebne najbardziej. Pod adresem syndyków często padają zarzuty, że są oni mało kompetentni. Uważam, że nie są to w większości zarzuty słuszne. W praktyce sąd szybko przekonuje się, czy konkretny kandydat nadaje się do wykonywania swojej funkcji. Jest nawet możliwe odwołanie przez sąd syndyka wówczas, gdy nienależycie wykonuje swoje obowiązki. Sądy są jednak ostrożne w wyrażaniu jednoznacznej opinii, że ktoś nie nadaje się do pełnienia tej funkcji, i podejmują takie decyzje wówczas, gdy są w pełni przekonane, że dobro sprawy tego wymaga. Takie odwołanie oznacza bowiem nie tylko odwołanie z konkretnej sprawy, ale również utratę możliwości powołania syndyka w innej sprawie. Obowiązuje w tym zakresie nadal jeszcze rozporządzenie ministra sprawiedliwości z 1998 r. o kwalifikacjach do pełnienia funkcji syndyka, które stanowi, że jeżeli ktoś został odwołany z funkcji syndyka z powodu nienależytego pełnienia funkcji, to nie może być na tę funkcję powoływany w innych postępowaniach. Uważam, że pojedynczy przypadek odwołania z funkcji nie powinien eliminować tej osoby z listy, czyli powodować odebrania licencji. Moim zdaniem dopiero dwu- lub trzykrotne odwołanie powinno rodzić takie konsekwencje.