Rząd rozmawia o elektrowni jądrowej nie tylko z USA, lecz także z Francją. Choć to technologia niewspierana przez Brukselę, może znacząco obniżyć emisję CO2.
Rząd rozmawia o elektrowni jądrowej nie tylko z USA, lecz także z Francją. Choć to technologia niewspierana przez Brukselę, może znacząco obniżyć emisję CO2.
Na ostatnim szczycie UE Polska zgodziła się na zwiększenie celu redukcji emisji z 40 proc. do 55 proc. do 2030 r. Oznacza to, że transformacja energetyczna w Polsce będzie musiała przyspieszyć, bo pozwolenia na emisję CO2 będą szybko drożeć. Unia nie wspiera elektrowni jądrowych, w przeciwieństwie np. do farm wiatrowych na morzu, ale rząd i tak rozważa jej budowę, argumentując, że atom jest dużym bezemisyjnym źródłem zapewniającym stabilizację systemu energetycznego.
W październiku, tuż przed przegranymi przez Donalda Trumpa wyborami, Warszawa podpisała z USA umowę o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej. Amerykanie mają przygotować ofertę, która obejmie budowę, eksploatację, a także wkład finansowy przy budowie atomu w Polsce.
Zdawało się, że Warszawa stawia na USA, ale o swoje miejsce w tym wyścigu zabiega też Francja.
Jednym z liderów energetyki jądrowej jest EDF, który tylko nad Sekwaną zarządza 56 reaktorami. Gościem piątkowego webinarium zorganizowanego przez Ambasadę Francji, „Teraz środowisko” oraz Ośrodek Kultury Francuskiej i Studiów Frankofońskich UW był Bruno Blotas, odpowiedzialny za rozwój nowych projektów w EDF France. Podkreślał, że w związku z transformacją nasz kraj będzie potrzebował w najbliższych dekadach ogromnej ilości bezpiecznej, wolnej od CO2 i niedrogiej energii elektrycznej. – Polska, podobnie jak Francja, będzie polegać na dwóch głównych źródłach: atomie i OZE. EPR jest francuskim reaktorem o mocy 1650 MW. Produkuje ponad 12 TWh energii rocznie, więc cztery reaktory o mocy 6,6 GW wyprodukują ok. 50 TWh, a to o połowę więcej niż szacowany wzrost zapotrzebowania w Polsce do 2040 r. – przekonywał Blotas. I podkreślał, że to do Polski należy wybór, ale EDF jest „europejską firmą”, bliską kulturowo. Zdając się nawiązywać do spodziewanej oferty Amerykanów, zaznaczył, że EDF jest w stanie zapewnić zarówno technologię, budowę, wsparcie przy eksploatacji, jak i możliwość „szerokiego” zaangażowania polskiego przemysłu i zaproponowania „znaczących rozwiązań w zakresie finansowania”. Pytany przez DGP, czy EDF rozmawia z polskim rządem na ten temat, odparł, że tak. – Spółka rozmawia z polskimi graczami, włączając w to administrację, w zasadzie przez ostatnie 12 lat. To jest kontynuowane, a nawet przyspieszyło teraz ze względu na kontekst – powiedział Blotas.
Kontakty z Francuzami, m.in. spotkania z ambasadorem, potwierdził w rozmowie z DGP pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski. Zaznaczył, że jeżeli znajdzie się dostawca, który spełni polskie warunki nakreślone w programie energetyki jądrowej i będzie chciał przedstawić swoją propozycję, to „będziemy rozmawiać”.
Pytany, czy oprócz Francuzów i Amerykanów ktoś jeszcze wchodzi w grę, odparł, że „pytają różni”, ale że liczba ewentualnych partnerów do inwestycji jest ograniczona ze względu na nasze warunki, takie jak podział ryzyka i udział kapitałowy oraz dłużny. Pod koniec listopada Naimski wskazywał, że wybór partnera i technologii do realizacji inwestycji powinien nastąpić na przełomie lat 2021/2022.
Szacował koszt 20-letniego programu budowy sześciu reaktorów w Polsce (w sumie 6–9 GW mocy) na 30 mld dol. (ok. 110 mld zł), z czego 70 mld zł przypadałoby na Polskę. Podkreślał, że program musi być zaakceptowany przez społeczeństwo. Według badania przeprowadzonego w listopadzie na zlecenie resortu klimatu aż 62,5 proc. Polaków popiera budowę elektrowni jądrowych, co jest najlepszym wynikiem w historii badań realizowanych od 2012 r.
Także w piątek Rada Europejska przyjęła nowy cel klimatyczny do 2030 r., tym razem bez sprzeciwu Polski (pod koniec 2019 r. nie zgodziliśmy się na realizację neutralności klimatycznej do 2050 r.). „Aby zrealizować cel zakładający osiągnięcie przez UE neutralności klimatycznej do 2050 r., zgodnie z celami porozumienia paryskiego, UE musi zwiększyć swoje ambicje na nadchodzącą dekadę” – czytamy w konkluzjach szczytu. Warszawie udało się zawrzeć parę zapisów, na których jej zależało, choć nie ma w nich kwotowych zobowiązań do zwiększenia finansowania transformacji w Polsce. Te zapisy to m.in. uwzględnienie gazu jako paliwa przejściowego, zapowiedź przeglądu unijnego systemu handlu emisjami czy propozycji tzw. cła węglowego. W ocenie ministra klimatu Michała Kurtyki uzgodnienia ze szczytu pozwalają realizować cel unijny i tworzyć warunki dla sprawiedliwej transformacji w Polsce. – Mamy gwarancję zapisania w przyszłej legislacji dostępu do większej puli środków. Mamy również zbalansowanie pomiędzy dochodami w ramach systemu handlu uprawnieniami do emisji z kosztami ponoszonymi przez podmioty – mówił na konferencji w Brukseli, cytowany przez PAP.
Krótko przed szczytem w Brukseli uzgodniono ostateczny kształt Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST), z którego ma być finansowana transformacja regionów górniczych. Polska ma szansę na 20 proc. funduszu, czyli na 3,5 mld euro, o ile zobowiąże się do realizacji neutralności klimatycznej. – Warto więc, by rząd włączył się w końcu w realizację i tego celu, odblokowując 50 proc. środków z FST dla Polski – twittował po szczycie Jerzy Buzek, negocjator funduszu z ramienia Parlamentu Europejskiego.
Jak się dowiedzieliśmy w Brukseli, Polska ma czas do końca przyszłego roku, by dopisać się do celu neutralności i nie stracić żadnych środków z FST.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama