Politycy zaniedbali konstytucyjny obowiązek dotyczący społecznej gospodarki rynkowej – mówi prof. Elżbieta Mączyńska.

Wygląda na to, że mamy jednorodne elity polityczne. Liberalne.

Relacja wydatków budżetowych do PKB odzwierciedla funkcję, jaka jest nakładana na państwo. W krajach skandynawskich ta relacja jest oczywiście wyższa. W naszej konstytucji, a konkretnie w artykule 20 jest napisane, że podstawę ustroju gospodarczego Polski stanowi „społeczna gospodarka rynkowa”. To znaczy, że w ustawę zasadniczą wpisany został ustrój, w którym równoważy się interesy ekonomiczne, społeczne i ekologiczne. Powstaje jednak pytanie, czy funkcja państwa wynikająca z modelu gospodarki jest u nas realizowana. Moim zdaniem nie jest. Nie jestem odosobniona w tej opinii, podobną wygłosił bowiem prof. Kowalik, mówiąc o „demoralizującej hipokryzji konstytucji”. Innymi słowy, w konstytucję mamy wpisane pewne założenia, od których rzeczywistość odbiega.

Może po prostu realizujemy je w niedoskonały sposób.

Przekaz odnośnie tego, czego oczekujemy od państwa, musi być jasny. Im więcej oczekujemy, tym większe powinny, a nawet muszą, być wydatki. Ich wysokość obecnie faktycznie bardziej odpowiada neoliberalnemu systemowi niż ordoliberalnemu modelowi społecznej gospodarki rynkowej. W tym drugim państwo wyznacza sobie określone ramy, w obrębie których się porusza, określa i wypełnia swoje obowiązki, a w tym pierwszym państwo ma być marginalizowane. Niektórzy zwolennicy tej minimalizacji roli państwa mówią wręcz o „zagłodzeniu bestii”, czyli o jak najmniejszych podatkach.

U nas liberalizm to brzydkie słowo? Z czego to wynika?

Poziom wydatków musi być uzależniony od poziomu wpływów. Nasz budżet jest niezrównoważony, występują deficyty, czyli wydajemy więcej, niż wynoszą nasze wpływy, a to jest istotne ograniczenie. Staramy się więc ograniczyć wydatki, bo mamy też niższe wpływy. Przyczynia się do tego między innymi stan systemu podatkowego, który jest całkowicie zdewastowany. Przecież z polskich danych wynika, że rentowność przedsiębiorstw rośnie, a mimo to wpływy podatkowe spadają. A jak spadają wpływy, to zwiększają się ograniczenia wydatkowe. U nas jest to o tyle bolesne, że transformacja odbywała się pod hasłem poprawy realizacji celów społecznych. Niemiecki politolog Wolfgang Streeck, charakteryzując obecną sytuację finansową państw, stworzył następujący termin: przechodzenie od państwa podatków do państwa długu.

Można mówić o czymś takim, jak optymalna relacja wydatków do PKB?

Optymalny to znaczy najlepszy w danych warunkach. To oczywiście zależy od zakładanych celów i modelu, jaki przyjmiemy, bo mógłby to być na przykład model skandynawski. Tam z kolei pojawia się pytanie, czy państwo nie bierze na siebie zbyt dużo obowiązków, w związku z czym niektóre kraje się z tego wycofują. Ponadto wiele zależy od sposobu wydawania środków na pomoc społeczną. Źle adresowana pomoc społeczna jest szkodnictwem, bo bezwarunkowa i bezzwrotna rozleniwia, usypia, nie jest motywująca. U nas często przyjmuje postać takiej urawniłowki jak w przypadku becikowego, które dostałby nawet pan Kulczyk, gdyby urodziło mu się dziecko. Polityka socjalna musi być bardzo starannie adresowana, żeby pomagała tylko wtedy, kiedy ktoś nie jest w stanie sam sobie pomóc. Beneficjent pomocy z jej poborcy staje się dawcą podatków, w związku z czym zwraca się ona z nawiązką i nie trzeba na nią żałować.

Czy politycy mogą sterować relacją wydatków publicznych do PKB?

Oczywiście, że mogą sterować tą relacją, chociażby poprzez wysokość podatków i ulg, poprzez system pomocy społecznej, mogą chociażby prostacko skreślać wydatki – na przykład wykreślić z budżetu zasiłki stażowe dla bezrobotnych, młodych ludzi. Korzyści dla budżetu pojawiają się natychmiast, tyle że za jakiś czas po stronie wydatków dojdą zasiłki dla bezrobotnych. Różnica jest taka, że staż oznacza, że ktoś pójdzie do pracy, otrzyma jakieś obowiązki i ma szanse na rozwój swoich kwalifikacji, a zasiłek takie szanse przekreśla. Stażysta ma szansę z beneficjenta stać się dostarczycielem podatków. Tak, że absolutnie politycy mają na to wpływ, bo jest to kwestia regulacji i przyjętej filozofii podatkowej oraz ustrojowej, czyli odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście chcemy realizować to, co mamy zapisane w konstytucji.

Konsekwentnie zmniejszając relacje wydatków do PKB, nasi politycy...

Zaniedbali konstytucyjny obowiązek dotyczący społecznej gospodarki rynkowej. Zarazem w konstytucji ustanowione są ograniczenia budżetowe. Trzeba przede wszystkim postawić pytanie: co jest celem, a co środkiem? Moim zdaniem jedno z drugim jest często mylone. Celem powinien być dobrostan kraju i ludzi, a nie może być nim pułap zadłużenia, bo to jest tylko środek do osiągania celu. Czy faktycznie tak niski poziom wydatków przybliża nas do osiągnięcia tego celu, w to osobiście wątpię. Jeśli wydatki budżetowe mają charakter prorozwojowy, zwracają się po wielokroć. I takich wydatków nie należy ciąć.