Dwugodzinny strajk ostrzegawczy przeprowadzili rano związkowcy z Solidarności w firmie energetycznej Enea. W poznańskiej siedzibie spółki przy Strzeszyńskiej strajkujący zostali przy biurkach i w warsztatach, ale nie pracowali.

Związkowcy z Solidarności mają zastrzeżenia do planów zarządu, który chce przenieść część pracowników obsługi klienta do innej spółki w grupie Enea. Ich zdaniem nowy pracodawca może nie dotrzymać warunków pracy i płacy.

Sygnał do protestu dał dźwięk klaksonów kilku aut pogotowia energetycznego. Zdaniem przewodniczącego Solidarności w Enei Piotra Adamskiego postulaty związku poparło sześćdziesiąt procent załogi.

Zarząd spółki twierdzi, że protest jest nielegalny, bo w tej sytuacji związkowcy po prostu nie mają prawa do strajku. Piotr Adamski przyznaje, że rzeczywiście tak jest, ale obydwie strony są też związane porozumieniem zbiorowym z 2007 roku. Mówi ono o utrzymaniu struktury firmy. W związku z tym - jak mówi przewodniczący "S" w Enei - ewentualne przeniesienie części pracowników do innej spółki wymagałoby zmiany tego porozumienia, a do tego potrzebna jest zgoda obu stron. Związkowcy się na to nie godzą i stąd dzisiejszy strajk.

W Enei trwają rozmowy płacowe, ale postulaty strajku nie obejmują dyskutowanych podwyżek. Akcji protestacyjnej nie poparły inne związki. Solidarność reprezentuje niemal połowę pracowników firmy energetycznej, która działa w niemal całej Wielkopolsce i sąsiednich województwach.