Cypryjski system finansowy przypominał raj podatkowy nie tylko dlatego, że CIT jest tu najniższy w całej Unii Europejskiej i wynosi zaledwie 9 proc. Pozostałe elementy systemu fiskalnego także są bardziej przyjazne przedsiębiorcom. Z tego powodu na Cyprze zarejestrowanych jest wiele firm polskich.
Wyspa jawiła się rajem także dlatego, że tamtejsze banki niezbyt wnikliwie przyglądały się pochodzeniu lokowanych tam pieniędzy. W dodatku oszczędności lokowane na Cyprze były oprocentowane przeciętnie dwukrotnie lepiej niż w innych krajach UE. Ich właściciele powinni byli zadać sobie pytanie, dlaczego akurat na tej wyspie banki są aż tak hojne. Powinni też zdawać sobie sprawę z ryzyka. Po części sami są sobie winni, że teraz za nie zapłacą. Nie bez znaczenia jednak jest, w jaki sposób.
Na razie Cypr jest w klinczu. Tamtejszy parlament odrzucił rządowy pomysł przymusowego opodatkowania depozytów. Z drugiej strony unijni podatnicy nie życzą sobie ratować cypryjskich banków. Może więc system bankowy na Cyprze padnie, na co przez lata solidnie pracował. Może też zechcą go dobrowolnie ratować posiadacze największych oszczędności, którzy na wyspę uciekli przed podatkami. Oba wyjścia wydają się lepsze niż przymusowy podatek. Niekoniecznie lepsze dla beztroskich Cypryjczyków, ale na pewno dla pozostałych obywateli Unii. Nie zburzą bowiem ich wiary, że państwo będące członkiem UE nigdy nie dopuści się grabieży.
Dla tak żmudnie odbudowywanego zaufania Europejczyków do europejskiego systemu bankowego wprowadzenie przymusowego podatku od depozytów na Cyprze byłoby zabójcze. Także wtedy, gdyby ochroniono przed nim lokaty najniższe. Kombinacje, by bardziej opodatkować bogatych, których depozyty są najwyższe, a chronić oszczędności ubogich, wcale tego strachu nie złagodzą. Bo to nieprawda, że większe oszczędności mają bogaci, a mniejsze biedni. Coraz bardziej stan oszczędności będzie bowiem zależał od wieku ich właścicieli, a nie od zamożności. Do Europejczyków zaczyna docierać smutna prawda, że publiczne systemy emerytalne plajtują, a rządy próbują przerzucić finansową odpowiedzialność za starość obywateli na nich samych.
W Polsce też. Najważniejszym celem reformy emerytalnej z 1999 r. było przecież zmniejszenie ciężaru długu publicznego związanego z wypłatą przyszłych emerytur. Państwo wiedziało, że nie będzie w stanie go udźwignąć, dlatego część tego ciężaru postanowiło przerzucić na prywatne otwarte fundusze emerytalne, a jeszcze większą część – na przyszłych emerytów. Chociaż więc emerytury ze starego systemu są niskie, to świadczenia emerytów zreformowanych będą z czasem relatywnie jeszcze niższe. Państwo mówi nam wyraźnie – z ZUS i OFE możecie liczyć na pieniądze, które pozwolą wam nie umrzeć z głodu. Jeśli jednak chcecie żyć na jakimś poziomie, przez cały okres zawodowej aktywności musicie oszczędzać na starość sami.
Będzie więc coraz szybciej przybywać ludzi żyjących na bardzo skromnym poziomie, a mimo to oszczędzających. Im będą bliżej starości, tym ich oszczędności będą wyższe, choć ludzi tych nie będzie można nazywać bogatymi. Zarówno w Polsce, jak i w pozostałych krajach UE, bo publiczne systemy emerytalne bankrutują przecież w całej Europie.
I dlatego to, co się stanie na Cyprze, ważne jest także dla przyszłych emerytów w odległej Polsce. Jaki komunikat wysłaliby obywatelom całej UE politycy, akceptując pomysł opodatkowania depozytów w bankach cypryjskich? Że państwo nie tylko nie zapewni nam godziwych świadczeń na starość, ale jeszcze odbierze oszczędności, które sami odłożymy. To rujnuje zaufanie do państwa, do całej Unii. I dlatego nawet plajta cypryjskich banków będzie lepsza, bo wtedy ludzie odbiorą inny komunikat – nie liczcie na łatwy zarobek w niepewnych bankach, bo możecie stracić wszystko. Wtedy pretensje można mieć do siebie, do bankierów, ale nie do państwa.