Polskie artykuły spożywcze tracą dobrą reputację za granicą. Odczuwają to producenci, którym po aferze z koniną coraz trudniej realizować kontrakty, bo odbiorcy wymagają od nich dodatkowych kontroli produktów.
Zagraniczni dostawcy wymagają od nich nie tylko przeprowadzania dodatkowych kontroli, lecz także zaświadczeń potwierdzających jakość. To wydłuża czas realizacji zamówień, co ma już swoje odbicie w eksporcie. Producenci koniny mówią o jego spadku na poziomie 10 proc. W sektorze mięsa wołowego dochodzą one nawet do 40 proc.
Zdaniem ekspertów sektora spożywczego na tym się nie skończy. Konsekwencje ostatnich afer ponieść mogą wszyscy wytwórcy żywności, bo także branża mleczarska zaczyna mieć kłopoty. Na dodatek polskie produkty drożeją ze względu na wzrost kosztów wytworzenia. Szacuje się, że za pięć lat ceny naszej żywności zrównają się z tymi, które obowiązują w Unii Europejskiej.
W ubiegłym roku sprzedaliśmy za granicę o 14,8 proc. więcej produktów żywnościowych niż w 2011 r. W tym roku resort rolnictwa liczy na zbliżony wynik. Jednak producenci żywności przyznają, że oczekiwania ministerstwa bardzo trudno będzie zrealizować.
Zagraniczne doniesienia o fałszowaniu żywności w Polsce nie ustają. Wczoraj Czesi poinformowali o ujawnieniu mięsa końskiego w hamburgerach pochodzących z naszego kraju. Dzień wcześniej niemiecki tygodnik „Der Spiegel” wymienił Polskę obok Włoch wśród państw, z których prawdopodobnie pochodziła konina dodawana do wyrobów sprzedawanych jako wołowina w krajach zachodnioeuropejskich. Resort rolnictwa twierdzi jednak, że nasze firmy nie są zaangażowane w aferę z koniną i że cała sprawa nie powinna mieć negatywnego wpływu na eksport żywności z Polski w tym roku.
Jednak sami producenci żywności przyznają, że wierzy im coraz mniej zagranicznych odbiorców. Wymagają oni np. dodatkowych kontroli produktów mięsnych. – Od zakładów specjalizujących się w koninie wymagane są dodatkowe badania na zawartość DNA oraz substancji wykorzystanych przy produkcji. Cena jednego to 100–200 zł. Firmy narzekają, że to podraża koszty produkcji, a także opóźnia realizację zamówień – tłumaczy Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso.
Przedstawiciel firmy Antonio M.S. Niezabitowscy, zajmującej się eksportem żywca końskiego, mówi wręcz o zatrzymywaniu transportu z mięsem za granicą w celu zbadania go przez miejscowych lekarzy. – Wyniki potrafią być w ciągu ośmiu dni. W tym czasie nasze mięso traci na jakości, co wiąże się ze stratami. Dlatego zdecydowaliśmy się sami ograniczyć eksport do czasu unormowania się sytuacji – wyjaśnia przedstawiciel spółki Antonio.
Od zakładów sprzedających wołowinę i wieprzowinę wymaga się z kolei zaświadczeń o pochodzeniu surowca. Takie żądania formułują przede wszystkim sieci handlowe. Badań chcą już nie tylko zagraniczne sieci handlowe, lecz także polskie. – Ich celem jest potwierdzenie tego, że do produkcji wyrobów nie wykorzystujemy koniny – informuje Daniel Grzesiak z Zakładów Mięsnych Werbliński, potwierdzając jednocześnie, że nagonka na polską żywność zbiera już swoje żniwa. Skala zamówień z odbiorcami z Czech i ze Słowacji spadła w tej firmie o 10 proc.
O blisko 10-proc. spadkach eksportu mówią inne firmy sprzedające koninę. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja przetwórców mięsa wołowego – w niektórych przypadkach sprzedaż wołowiny za granicę spadła o 40 proc. To grozi, że dotychczas rosnący eksport polskiego mięsa stanie albo wręcz dojdzie do jego spadku. W 2012 r. polscy producenci sprzedali go za granicą 1,3 mln kg za 2,9 mld euro. Dla porównania w 2011 r. było to 1,2 mln kg za 2,5 mld euro.
Zdaniem Andrzeja Gantnera, dyrektora generalnego Polskiej Federacji Producentów Żywności, w dłuższej perspektywie czasu ucierpieć może eksport całego sektora produktów spożywczych. W ostatnim roku sprzedaż zagraniczna wzrosła o 14,8 proc., do 17,5 mld euro.
Na cenzurowanym są także producenci wyrobów mlecznych. Od nich też odbiorcy zagraniczni i polscy domagają się zaświadczeń o jakości produktu czy pochodzeniu surowca.
– Bywa, że oczekuje się dostawy świeżych produktów natychmiast, podczas gdy na zleconą kontrolę potrzeba pięć dni. Na szczęście nie wypływa to jeszcze na skalę naszych zamówień, jednak ich realizacja staje się coraz trudniejsza – wyjaśnia Dariusz Sapiński, prezes zarządu grupy kapitałowej Mlekovita, w której eksport odpowiada za 30 proc. przychodów sięgających 3 mld zł.
Afery związane z produktami spożywczymi na rodzimym rynku
Afera solna ujawniona na początku 2012 r. Okazało się, że trzy firmy – dwie z woj. kujawsko-pomorskiego i jedna z woj. wielkopolskiego – mogły sprzedawać producentom żywności miesięcznie tysiące ton soli niespożywczej.
Afera jajeczna ujawniona w II kw. 2012 r. Na jaw wyszło, że susz jajeczny produkowany przez firmę Viga z Kalisza, wykorzystywany do produkcji m.in. makaronów, ciast, ciastek, zawiera toksyczne pierwiastki, takie jak kadm i ołów, a także bakterie E.coli.
Afera mleczna ujawniona na początku tego roku. 10 ton zanieczyszczonego m.in. środkiem gryzoniobójczym mleka w proszku z Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej „Rokitnianka” trafiło do ośmiu producentów słodyczy.
Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że polscy hodowcy drobiu nie radzą sobie z epidemią salmonelli. Według danych z 2010 r. salmonellę wykryto u 4,5 proc. kur niosek i 2,6 proc. kur hodowlanych. Stawia to Polskę w czołówce państw Unii Europejskiej pod względem liczby zachorowań na salmonellę. NIK zwraca uwagę, że z powodu opóźnień w uzgodnieniach międzyresortowych nie udało się do tej pory przygotować programu walki z tą chorobą.