Liczba upadłości firm w Polsce, na podstawie oficjalnych danych, wyniosła 941 w 2012 roku i wzrosła o 28% w skali roku, co oznacza także najwięcej upadłości działających w Polsce firm od 2004 roku, wynika z analizy Euler Hermes. Pod względem bankructw dogoniliśmy upadłą Grecję.

Pod koniec września Euler Hermes prognozował, że utrzymujący się nieprzerwanie od 2009 roku trend wzrostowy spowoduje, że do końca 2012 roku liczba upadających firm może wzrosnąć do 850, a w 2013 roku przekroczy 900.

Bankrutów przybywa tyle samo co w Grecji

Wzrost liczby upadłości polskich firm w 2012 roku był większy niż w Hiszpanii (+24%), a zbliżony do poziomu greckiego (+30%). Jedynie w Portugalii skala wzrostu upadłości firm była zdecydowanie wyższa (+43%). W większości krajów europejskich liczba upadłości przedsiębiorstw w 2012 roku zmieniała się minimalnie – w tempie kilku procent (przy czym także zmniejszała się np. w Niemczech).

W 2013 r mniejszy wzrost bankructw, ale upadków będzie tyle prawie tyle samo co w 2012 r

W 2013 prognozowany wzrost upadłości sięgnie ok. 10%, ale wolniejsza jego dynamika wynikać będzie z wysokiej bazy w 2012 roku, nie zaś z poprawy sytuacji.

W Monitorze Sądowym i Gospodarczym opublikowano w 2012 roku informacje o upadłości 941 firm (w tym 90 spółek akcyjnych, a ponad 20 notowanych na GPW w Warszawie) wobec 730 w 2011 r. W ub. roku upadły 273 firmy budowlane - nie tylko o 87% więcej niż w 2011 roku, ale aż ponad siedmiokrotnie więcej niż pięć lat temu (w 2007 roku – 37 upadłości w budownictwie).

W samym grudniu 2012 r. sądy ogłosiły upadłość 81 przedsiębiorstw.

Powody: Zatory, brak środków. Jednym słowem - kryzys

„Dane o upadłościach potwierdzają to, z czym mamy do czynienia od kilkunastu miesięcy – z realnym, poważnym kryzysem w gospodarce . Mamy do czynienia przede wszystkim z kryzysem finansowym – wynikającym z problemów z terminowym odzyskaniem środków własnych, jak i z pozyskaniem ich z zewnątrz jako efektu ograniczenia przez banki finansowania już nie tylko inwestycji, ale nawet kredytowania bieżącego – obrotowego" – powiedział dyrektor biura oceny ryzyka TU Euler Hermes Tomasz Starus, cytowany w komunikacie.

„Przynajmniej w najbliższych miesiącach nic nie zapowiada przełomu, którym byłby większy dopływ gotówki na rynek. Tego zdecydowanego impulsu nie zapewni ani popyt eksportowy, ani krajowy (w ostatnich miesiącach de facto kurczący się, a nie rosnący w stosunku rocznym). Trudno też się spodziewać impulsu inwestycyjnego, skoro banki ograniczają nawet finansowanie działalności bieżącej przedsiębiorstw, a wszyscy byli świadkami spektakularnej porażki inwestycji publicznych (w sensie ich efektu dla sektora budowlanego)"- podkreślił Starus.

Po branży budowlanej ciężkie czasy czekają branżę mięsną, handel, transport...

W ocenie Euler Hermes nie ma podziału wskazującego na branże bezpieczne i zagrożone, ale ostatnio najbardziej widoczne są problemy m.in.: firm mięsnych, dystrybutorów detalicznych, jak i hurtowych, firm meblowych, transportowych, sektora metalowego (części, maszyny itp.).