Już wiadomo, jaką politykę fiskalną będzie prowadzić rząd w czasach niskiego wzrostu gospodarczego. Założenia do budżetu na 2013 rok przewidują wzrost na PKB o 2,2 procent, inflację 2,7 proc. i bezrobocie 13 proc.
Już wiadomo, jaką politykę fiskalną będzie prowadzić rząd w czasach niskiego wzrostu gospodarczego. Założenia do budżetu na 2013 rok przewidują wzrost na PKB o 2,2 procent, inflację 2,7 proc. i bezrobocie 13 proc.
Poprzednie założenia z czerwca przewidywały wzrost PKB o 2,9 proc., taką samą inflację i bezrobocie 12,4 proc. W świetle tych założeń planowane dochody budżetowe na 2013 rok wynoszą 299,2 mld zł, wydatki 334,8 mld zł, a deficyt 35,6 mld zł. W czerwcu planowano na 2013 rok dochody na poziomie 305,4 mld zł, wydatki w wysokości 337,4 mld zł, i deficyt w wysokości 32 mld zł.
Zatem zmiana dynamiki prognozowanego PKB o 0,7 proc. spowodowała spadek szacunku dochodów 6,2 mld zł. Ten spadek rozdysponowano w następujący sposób: zmniejszono wydatki budżetowe o 2,6 mld zł i zwiększono deficyt budżetowy 3,6 mld zł. Na razie nie wiemy, jak zmieniły się szacunki w innych częściach sektora finansów publicznych, ale jeżeli nie nastąpiły przesunięcia wydatków i deficytu z budżetu poza budżet, to już teraz możemy określić, jak będzie wyglądała polityka fiskalna w 2013 roku. Otóż jeżeli w wyniku gorszej koniunktury spadną dochody budżetowe, to w około 60 proc. przełoży się to na wzrost deficytu budżetowego, a w około 40 proc. na ograniczenia wydatków.
Kluczowe jest pytanie, czy takie założenia dochodów są realistyczne, czy też pojawi się konieczność nowelizacji budżetu lub drastycznych cięć wydatków. Według ustawy budżetowej dochody w 2012 roku miały wynieść 293,8 mld zł plus wypłata z zysku NBP, czyli łącznie około 302 mld zł. Ale już po lipcu dochody (bez zysku NBP) były o ponad miliard złotych niższe od zakładanych i ta dziura będzie się powiększać głównie z powodu niższych od planowanych dochodów z podatku VAT. Jeżeli szacunek dochodów budżetowych na przyszły rok został podany w takiej samej konwencji, jak w 2012 roku, czyli zakładając zerowy zysk NBP, to oznacza, że w 2012 roku dochody bez zysku NBP wyniosą prawdopodobnie mniej niż 290 mld zł. A w 2013 roku założono 299 mld zł. To nominalny wzrost o ponad 3 proc., przy zakładanym wzroście nominalnym PKB o nieco ponad 4 proc.
Można by powiedzieć, że to realistyczny szacunek, gdyby nie doświadczenie z 2009 roku. Wtedy realny wzrost PKB wyniósł 1,9 proc., a średnioroczna inflacja 3,5 proc., czyli nominalny wzrost PKB był zbliżony do tego, co jest planowane na 2013 rok, z nieco większym udziałem inflacji w tym wzroście. Jednak wtedy wartość zebranych podatków z PIT, CIT i VAT była nominalnie niższa niż rok wcześniej, łącznie o około 8 mld zł. Teraz zakłada się wzrost dochodów o około 9 mld zł. Wtedy spadek dochodów zrekompensowano wydrenowaniem spółek Skarbu Państwa z pieniędzy (dywidendy wzrosły z 3 do 8 mld zł) i wzrostem akcyzy o 3 mld zł. Ale rząd już w 2012 roku zaplanował ponad 8 mld zł dywidend. Wyciśnięcie jeszcze więcej w 2013 roku może doprowadzić do radykalnego pogorszenia sytuacji finansowej firm. Lub po prostu będzie niemożliwe. Można wnioskować, że nawet jeżeli wzrost gospodarczy będzie taki, jak zakłada rząd, to plan dochodów budżetowych jest bardzo optymistyczny, biorąc pod uwagę opisane powyżej doświadczenia 2009 roku i fakt, że dochody z VAT spadają już pierwszej połowie 2012 roku.
A co będzie, jeżeli sytuacja gospodarcza będzie znacznie gorsza. Ja przewiduję recesję w 2013 roku, ale załóżmy, że będzie zerowy wzrost. Jeżeli przyjmiemy szacunki Ministerstwa Finansów za poprawne, to przy zerowym wzroście gospodarczym ubytek dochodów w budżecie wyniesie co najmniej 20 mld zł. A ponieważ pojawią się również inne efekty stagnacji, w tym szybki wzrost szarej strefy, to ubytek dochodów będzie bliższy 30 mld zł. Przy niezmienionych wydatkach deficyt budżetowy wyniósłby wtedy ponad 60 mld zł, wzrósłby też deficyt w pozostałych częściach sektora finansów publicznych. To doprowadziłoby do eksplozji długu publicznego ponad limity ustawowe i konstytucyjne.
Skutkiem takiej skali wzrostu deficytu byłyby obniżenie ratingu Polski, gniewna reakcja Komisji Europejskiej i ucieczka inwestorów. Dlatego prognozuję, że jeżeli nie zrealizuje się optymistyczny scenariusz wzrostu zaplanowany przez rząd i będzie zero lub recesja, zobaczymy drugą odsłonę operacji OFE, czyli obcięcie składki w drugim filarze do zera i przejęcie przez rząd (ZUS) od OFE wszystkich aktywów ulokowanych w obligacjach rządowych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama