Rząd musi utrzymać w 2013 r. deficyt finansów publicznych w przedziale 3 – 3,5 proc. PKB. Uda się, jeśli wzrost gospodarczy nie spadnie poniżej 2 proc. PKB
Rząd musi utrzymać w 2013 r. deficyt finansów publicznych w przedziale 3 – 3,5 proc. PKB. Uda się, jeśli wzrost gospodarczy nie spadnie poniżej 2 proc. PKB
/>
Żaden z zapytanych przez nas ekonomistów nie wierzy w rządową prognozę spadku deficytu do 2,2 proc. PKB w przyszłym roku. Wątpi w nią zresztą samo Ministerstwo Finansów, które już zapowiada, że nie będzie dusić deficytu za wszelką cenę, jeśli miałoby to wpędzić gospodarkę w kłopoty. Pod koniec miesiąca mamy się dowiedzieć, jak dużego spowolnienia spodziewa się MF. Nasi rozmówcy szacują, że przyszłoroczny wzrost gospodarczy wyniesie 2 – 2,5 proc. – W takich warunkach MF nie będzie zbyt mocno zaciskać pasa i pozwoli zadziałać automatycznym stabilizatorom, czyli dopuści do zwiększenia deficytu. To wyniknie raczej z osłabienia gospodarczego, a nie rozluźnienia polityki fiskalnej – mówi Piotr Kalisz, ekonomista banku Citi Handlowy.
Piotr Bujak z Banku Nordea dodaje, że deficyt na poziomie 3 – 3,5 proc. PKB zagwarantuje utrzymanie się Polski poza procedurą nadmiernego deficytu. Komisja Europejska zapewne zdejmie ją już po tegorocznych wynikach. Powinno dać się to osiągnąć bez ekstradziałań, jak podwyższanie podatków czy radykalne cięcia wydatków – co mogłoby pogłębić spowolnienie. – To oznacza odłożenie planu ograniczenia deficytu poniżej 3 proc. PKB. W obliczu zagrożeń dla sytuacji gospodarczej rząd zdecyduje się na zatrzymanie procesu – mówi Piotr Bujak.
Ale też nie stać nas na wzrost deficytu ponad 3 – 3,5 proc. PKB. Dziura i tak będzie większa o 0,8 – 1,3 proc. PKB od planowanej, czyli o co najmniej 13 mld zł. A poza tym taki deficyt rynki finansowe są w stanie jeszcze zaakceptować.
– Na deficyt poniżej 3,5 proc. PKB nikt nie zwróci nawet uwagi – mówi Piotr Kalisz, ekonomista Banku Citi Handlowy. Dlaczego? Taki wynik oznaczałby, że finanse publiczne mimo hamowania gospodarki są pod kontrolą. Rafał Benecki z ING Banku dodaje, że wolniejszy spadek deficytu będzie do przełknięcia, jeśli inwestorzy dostaną katalog działań, jakie podejmie rząd, by w przyszłości wrócić na ścieżkę spadkową.
– Te działania to np. zaniechanie obniżki VAT planowanej na 2014 r. czy rezygnacja ze stopniowego podnoszenia składki do OFE z 2,3 do 3,5 proc. – mówi ekonomista.
Piotr Bielski z BZ WBK dodaje, że postrzeganie Polski przez rynek zależy też od tego, jak na zejście ze ścieżki obniżania deficytu zareaguje Komisja Europejska. Rząd obiecał jej systematyczny spadek deficytu i osiągnięcie poziomu poniżej 1 proc. PKB w 2015 r.
– Odchylenie o kilka dziesiątych procent od zamierzonego celu może spowodować, że ocena realizacji ścieżki konsolidacji będzie surowa – mówi. I przypomina o rekordowo dużym udziale inwestorów zagranicznych w polskim rynku długu. Na koniec czerwca mieli oni papiery skarbowe warte 174,3 mld zł. – Z jednej strony to dowód na to, że zagranica udziela nam kredytu zaufania. Z drugiej – jeśli zaczną się przebijać informacje, że w Polsce parametry się pogarszają, to część z tej rekordowo dużej kwoty zagranicznego kapitału może odpływać, co będzie rodziło ryzyko dla złotego. Choć do tej pory polityka komunikacyjna MF i strategia zarządzania długiem były skuteczne – mówi Piotr Bielski.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama