"To bardzo ważny szczyt z punktu widzenia przyszłości Europy" - powiedział tuż przed rozpoczęciem spotkania premier Donald Tusk. Przyznał, że choć mówił tak też przed poprzednimi szczytami, to ten czwartkowo-piątkowy jest naprawdę szczególny. "Dziś po raz pierwszy mamy do czynienia z pewną propozycją odważniejszą niż wszystkie zgłaszane do tej pory. Mówię o tzw. raporcie przewodniczącego Hermana Van Rompuya. Mówiąc krótko, wreszcie pojawiły się pewne konkretne drogowskazy na rzecz zwiększonej integracji w UE" - dodał.
Oby nie była to tylko gadanina
Podkreślił przy tym, że jest to "chyba wreszcie proces, a nie gadanina". "Dlatego uważam, że to spotkanie dla przyszłości Europy będzie miało charakter przełomowy" - oświadczył szef rządu.
Szczyt ma wytyczyć strategię, nie tylko załatać dziury
W przeciwieństwie do poprzednich szczytów przywódcy nie będą decydować tylko o pilnych krokach, by uspokoić rynki finansowe w Hiszpanii czy we Włoszech. Tym zajmie się osobny szczyt strefy euro w piątek - premier Mario Monti dramatycznie apeluje o takie działania, jak wykup włoskich obligacji przez fundusz ratunkowy eurolandu EFSF, by obniżyć koszty obsługi włoskiego długu.
Dzisiaj o ratowaniu unii walutowej
W czwartek głównym tematem rozmów przywódców 27 państw UE będzie natomiast głęboka naprawa unii walutowej. Kryzys ujawnił bowiem, że przy jej tworzeniu kilkanaście lat temu zabrakło decyzji o zacieśnianiu polityk budżetowych. Podstawą ma być raport przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya na temat "wizji przyszłej Unii walutowej i gospodarczej", który zawiera zmiany określane przez dyplomatów jako "więcej niż rewolucyjne".
Propozycje to: najpilniejsza (i niewymagająca zmiany traktatu) unia bankowa, czyli reforma europejskiego systemu bankowego otwarta dla 27 państw; zdecydowane wzmocnienie kontroli nad budżetami narodowymi państw euro (jak chcą Niemcy), z czym wiązałoby się przekazanie narodowych kompetencji na poziom eurolandu, a nawet utworzenie europejskiego "resortu finansowego", który decydowałby, czy kraj może się zadłużyć ponad uzgodniony limit; wzmocnienie koordynacji polityk budżetowych, np. w takich dziedzinach jak podatki.
Te pomysły z wielkim zadowoleniem przyjęli także najgorętsi zwolennicy federalizmu w Europie. "Albo będzie unia federalna, albo euro nie przeżyje" - zaapelowali w czwartek federaliści z tzw. Grupy Spinellego, w tym były premier Belgii, lider liberałów Guy Verhofstadt oraz były premier Włoch Romano Prodi. Postulują wdrożenie wszystkich pomysłów Van Rompuya plus rozwiązania instytucjonalne: rząd eurolandu w ramach Komisji Europejskiej i wydzielenie z PE zgromadzenia parlamentarnego strefy euro.
W liście do przywódców Van Rompuy zastrzegł, że nie oczekuje zakończenia prac nad wzmocnieniem eurolandu podczas szczytu. Chce za to, by podjęto decyzję w sprawie ich kontynuowania. Uprzedził, że realizacja niektórych elementów może wymagać zmian w traktatach UE.
Źródła niemieckie powiedziały w czwartek, że nie należy spodziewać się po szczycie decyzji ws. organizacji np. Konwentu, którego celem byłoby przygotowanie konkretnych reform. Ale chcą przyjęcia tzw. mapy drogowej, z konkretnymi datami, kiedy przyjmowane byłyby kolejne kroki, w kierunku unii politycznej.
Berlin kontra Paryż
Różnice zdań, zwłaszcza między Paryżem a Berlinem, w kwestii tego, jak ta unia polityczna i gospodarcza ma wyglądać, są jednak ogromne. Bez czegoś, co nazywa "solidarnością finansową", Paryż nie zgadza się na oddanie kompetencji budżetowych Brukseli, czego domaga się Berlin, uznając to za warunek wstępny rozpoczęcia dyskusji o wspólnym długu. Kanclerz Angela Merkel miała z kolei oświadczyć we wtorek, że "póki żyje" nie będzie pełnego uwspólnotowienia długów.
Największe szanse na postęp ma reforma systemu bankowego; szef KE Jose Barroso zapowiada konkretną propozycję legislacyjną w tej sprawie już jesienią. Celem tzw. unii bankowej jest uchronienie w przyszłości podatników przed kosztami działań nieodpowiedzialnych bankierów m.in. poprzez stworzenie funduszu ratunkowego, na który składałyby się same banki. Ale budowa unii bankowej, jak zaproponował Van Rompuy i jak chcą Niemcy, ma zacząć się od silnego wspólnego nadzoru bankowego przynajmniej nad największymi bankami (tę rolę miałby pełnić EBC). Kolejny element to wspólny system gwarancji depozytów dla obywateli - tu jednak nie ma na razie zgody Berlina.
Główny problem do rozstrzygnięcia to udział państw spoza euro. Van Rompuy i Barroso chcą, by unia bankowa obejmowała wszystkich 27 członków UE, zważywszy na potrzebę zachowania jedności wewnętrznego rynku usług finansowych. Kraje spoza euro mają mieć prawo do odstępstw w niektórych obszarach.
Polska - jak potwierdził w czwartek Tusk - nie będzie się sprzeciwiać tworzeniu unii bankowej, ale o ewentualnym przystąpieniu zdecyduje później, biorąc pod uwagę, czy jest to zgodne z polskim interesem.