Jak się podkreśla, zjawisko to jest tak szerokie, że włoski konsument nie może mieć pewności, czy arbuzy sprzedawane jako krajowe pochodzą rzeczywiście z rodzimych upraw. Tymczasem codziennie we Włoszech sprzedaje się miliony tych owoców, które są jednym z podstawowych składników diety podczas letnich upałów.
Paradoks polega na tym, że proceder ten wykryto w regionie Apulia na południu kraju, który jest jednym z arbuzowych zagłębi. Okazało się bowiem, że między innymi do tamtejszych stołówek w szkołach i w innych placówkach trafiają owoce tunezyjskie zamiast tych, będących niemal pod ręką.
Cytowany w artykule przedstawiciel największej włoskiej centrali związkowej Cgil Antonio Gagliardi z miasta Lecce w Apulii powiedział: "są przedsiębiorcy, którzy wydzierżawili ziemię w Tunezji, by uprawiać tam arbuzy".
"W ten sposób za jednym zamachem omijają to, co uważają za przeszkody biurokratyczne i związkowe, i wykorzystują siłę roboczą bezpośrednio na miejscu" - dodał.
Oznacza to jeszcze dalej idący pomysł niż powszechna praktyka wykorzystywania nisko opłacanych imigrantów z Afryki na włoskich plantacjach.
Na jaw wyszło, że ci sami właściciele upraw, ścigani przez włoski wymiar sprawiedliwości za czerpanie zysków z wykorzystywania pracy nielegalnych robotników cudzoziemskich z Trzeciego Świata, przenieśli się teraz do Tunezji.
W tym przypadku dochodzi do tego jeszcze - zauważa się - oszustwo, polegające na sprzedaży importowanych arbuzów jako krajowych. Sprzedaż sprowadzanej z zagranicy żywności jako "made in Italy" to prawdziwa włoska plaga - przypomina się. Obroty grup przestępczych, parających się procederem fałszerstw w handlu spożywczym, szacuje się rocznie na miliardy euro.