Tekst czyta się z ciekawością właściwą wszystkim tego typu odważnym prognozom, pamiętając, jak żywe debaty rozbudził poprzedni raport, nawet jeśli nie miał on specjalnych konsekwencji politycznych. Szkieletem obecnego dokumentu jest próba odpowiedzi na parę podstawowych pytań. Czy wobec nadmiernej polaryzacji bogactwa i szerzącego się konsumeryzmu (niepoprawiającego przy tym dobrostanu nawet najbogatszych społeczeństw) czeka nas koniec obecnej wersji kapitalizmu?
Czy obecny model wzrostu gospodarczego jest do utrzymania? Aby umożliwić krajom Azji osiągnięcie poziomu dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, wymagałby zasobów pięciokrotnie większych od oferowanych nam przez Ziemię. Czy jest szansa na przetrwanie zachodniego modelu demokracji wobec zbyt powolnego tempa podejmowania kluczowych decyzji politycznych i ich wyznaczanej kalendarzami wyborczymi krótkowzroczności, marginalizacji ciał eksperckich i postępującej biurokratyzacji rządzenia? Czy wreszcie nie czeka nas niebawem wielki, międzypokoleniowy konflikt wywołany obecnym życiem na kredyt (finanse, bogactwa naturalne, środowisko) i dojrzewającym protestem pozbawianego szans na atrakcyjną przyszłość młodego pokolenia?
Nie sposób scharakteryzować tu rozbudowanych analiz autora prowadzących do prób odpowiedzi na powyższe pytania. Parę zasadniczych wniosków dobrze jednak oddaje kierunki jego myślenia. Od roku 2040 populacja świata zacznie się zmniejszać, co wraz z poważnymi problemami społecznymi i kosztami narastających anomalii pogodowych znacznie ograniczy tempo wzrostu globalnego PKB. Zmiany klimatyczne wywołają olbrzymie kłopoty na dużych obszarach globu. Demokracja i gospodarka wolnorynkowa będą stawały się coraz bardziej niezdolne do stawiania czoła globalnym wyzwaniom.
Postępować będzie urbanizacja życia, marginalizująca świadomość wyzwań ekologicznych. Harmonijnie rozwijać się będą Chiny, zastępując bezkonfliktowo Stany Zjednoczone w roli pierwszego światowego mocarstwa. Poza Chinami krajami w lepszej sytuacji niż dzisiaj okażą się Brazylia, Rosja, Indie i RPA, a także Indonezja, Meksyk, Turcja, Ukraina, Iran, Tajlandia, Argentyna, Wenezuela i Arabia Saudyjska.
Nowy raport dla Klubu Rzymskiego jest doniosły jak ten sprzed 40 lat
Tak wszechstronna prognoza jest ciekawa niejako z definicji, wiele jej fragmentów budzi jednak zasadnicze zastrzeżenia. Znaczna ich część związana jest chyba z oryginalną profesją autora, który jest specjalistą w zakresie zmian klimatu i ma tendencję przypisywania większości czekających nas problemów globalnemu ociepleniu i anomaliom pogodowym. Należy uznać to za grubą przesadę, szczególnie w perspektywie tylko 40 najbliższych lat. W połączeniu ze słabą chyba u autora znajomością rzeczywistych problemów energetyki podważa to wiarygodność wielu z przeprowadzonych analiz i tym samym niektórych ważnych konkluzji.
Przykładowo: prognozuje on praktyczny zanik energetyki jądrowej, de facto brak nowych technologii generowania energii, dużą rolę przypisuje zaś przechwytywaniu i podziemnemu składowaniu dwutlenku węgla – metodzie ciągle nieistniejącej i sprzecznej z promowaną przez autora ideą trwałego rozwoju. W wielu miejscach nieprzekonujące są rozważania autora na temat przyszłego układu sił w polityce światowej, razi marginalne uwzględnienie problemów migracji i współżycia społeczeństw wielokulturowych czy zbyt powierzchowne odniesienie się do znaczenia „gęstniejącego” społeczeństwa sieciowego.
Niezależnie jednak od tych słabości w trakcie czytania raportu staje się kolejny raz oczywiste, że dominująca na świecie polityka realizacji doraźnych celów i rozwiązywania bieżących kłopotów wymaga zasadniczej modyfikacji. Im wcześniej wprowadzimy do języka debaty publicznej termin „myślenie strategiczne”, tym lepiej dla nas wszystkich. Raport jest ważnym głosem w takiej debacie. Raport ukaże się niebawem po polsku – bez wahania zachęcam do jego lektury i krytycznej refleksji.