Nie oddamy Unii pieniędzy, które miały iść na kluczowe projekty w e-administracji. Posłużą one do innych celów - mówi w wywiadzie dla DGP Iwona Wendel, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego.

Resorty rozwoju regionalnego oraz administracji i cyfryzacji zdecydowały, że do czasu wyjaśnienia nieprawidłowości wstrzymują certyfikację projektów dotyczących e-administracji. Czy to uspokoi Komisję Europejską?

Spodziewając się, że dotacje na e-administrację, czyli na 7. oś priorytetową programu Innowacyjna Gospodarka, będą miały wstrzymaną przez Brukselę certyfikację, zdecydowaliśmy, że sami zawieszamy rozliczanie tych projektów do czasu przyjęcia przez KE naszych wyjaśnień. Na taką decyzję wpływ miały dwie kwestie. Przede wszystkim – choć wyroków w tej sprawie jeszcze nie ma – podejrzenie korupcji w Centrum Projektów Informatycznych. Po drugie – problemy przy realizacji systemów dla e-zdrowia.
Nie można zawiesić tylko tych kontrowersyjnych projektów?
W siódmym priorytecie nie ma podziału na działania jak w innych osiach priorytetowych, więc nie możemy wstrzymać certyfikacji pojedynczego działania. Podkreślam, że projekty, w których nie występują nieprawidłowości – a więc zdecydowana większość – są nadal realizowane zgodnie z założeniami. W przypadku projektów CPI wartość nieprawidłowości szacujemy na ok. 127 mln zł, które już wycofaliśmy z certyfikacji. Więcej szczegółów nie możemy podawać, ponieważ wciąż toczy się śledztwo w tej sprawie.
Dodatkowo w przypadku projektu pl.ID Komitet Rady Ministrów ds. Cyfryzacji podjął decyzję, że w dotychczasowym kształcie projekt nie będzie realizowany, a więc najprawdopodobniej trzeba będzie w ogóle wycofać go z finansowania z PO IG. Ta decyzja związana jest ze zmianą koncepcji w zakresie realizacji nowych dowodów elektronicznych, które muszą być finansowane z budżetu państwa, ale jednocześnie stanowiły komplementarny element projektu pl.ID i jego części dotyczącej funkcjonalności dowodów. Tym samym pieniądze przeznaczone na ten projekt (370 mln zł) wrócą do budżetu programu.
Czyli trzeba będzie oddać je Unii?
Nie. Te pieniądze zostaną w kraju i przeznaczymy je na inne wartościowe przedsięwzięcia. Wszystkie wolne środki pochodzące czy to z rezygnacji z realizacji projektów, czy też z oszczędności w trakcie ich realizacji, będą wykorzystane na realizację 12 projektów z listy rezerwowej lub też na nowe projekty, które mogą się pojawić w trakcie naboru.
Tyle że w takim scenariuszu środki unijne nie pomogą sfinansować systemów pomyślanych jako podstawowe dla funkcjonowania e-administracji. Tym bardziej że oprócz kwestii związanej z korupcją w CPI istnieje także problem z przetargami w CSIOZ.
Rzeczywiście, jest to druga nasza poważna bolączka, szczególnie że problem wydawał się opanowany. Zalecenia NIK dotyczące opóźnień, braku współpracy CSIOZ z NFZ, konieczności wzmożonego nadzoru ze strony MZ zostały uwzględnione i zobowiązano się do ich wdrożenia. Do końca marca miały zostać podpisane umowy z firmami, które wygrały przetarg na tzw. platformę P1, czyli podstawę całego systemu e-zdrowia. Kontrola uprzednia Urzędu Zamówień Publicznych miała zweryfikować, czy wszystko przebiega zgodnie z przepisami. Jej wyniki, związane z podejrzeniem nieprawidłowości po stronie oferentów są dla nas zaskoczeniem. Niestety nie pozostaje to bez wpływu na sytuację platformy P2.
Jest coś, co w takiej sytuacji można zrobić, aby ratować informatyzację ochrony zdrowia?
Beneficjentowi pozostaje ścieżka odwoławcza. CSIOZ złożyło odwołanie od decyzji prezesa UZP, a w przypadku jego nieuwzględnienia może czekać na rozstrzygnięcie Krajowej Izby Odwoławczej. Wszystko powinno się wyjaśnić do końca maja. Jeżeli rozstrzygnięcie będzie pozytywne, istnieje jeszcze szansa na to, aby ten projekt zrealizować w wyznaczonym terminie, czyli do jesieni 2014 roku. Jeżeli jednak KIO nie przychyli się do odwołania to – mówię to ze ściśniętym gardłem – wieloletnia praca może pójść na marne.
Trzeba będzie przygotować projekty e-zdrowia od początku?
Od początku nie, ale z pewnością nie zdążymy z odtworzeniem prac w ciągu dwóch lat. Przecież sama procedura przetargowa trwała ponad rok, a harmonogram realizacji projektów już jest bardzo napięty. Ale ostateczną decyzję o tym, co robić, jeżeli spełni się czarny scenariusz, podejmować będzie Ministerstwo Zdrowia.