"Po drugiej porażce Rady UE ds. środowiska w osiągnięciu wspólnych wniosków dotyczących ścieżki redukcji emisji CO do 2050 r. jest nawet jeszcze bardziej ważne, by PE poparł ambitną politykę klimatyczną UE" - powiedziała w czasie debaty poprzedzającej głosowanie w PE komisarz UE ds. klimatu Connie Hedegaard.
Polska po raz drugi zawetowała w piątek tzw. kroki milowe na drodze do redukcji CO2 w 2050 r. Komisja Europejska chce, by do 2030 r. UE zredukowała emisje CO2 o 40 proc., a do 2040 r. - o 60 proc. w porównaniu z 1990 r. Duńska prezydencja podkreślała, że 26 krajów popiera propozycję kompromisu w tej sprawie, a duńska komisarz Connie Hedegaard zapowiedziała dalsze prace - pomimo sprzeciwu Polski.
Jednak nie wszyscy w PE chcą, by te tzw. kroki milowe na 2030 i 2040 rok były przekształcone w prawnie wiążące cele redukcji. Zabiegali o to zwłaszcza Zieloni i Socjaliści. Przeciw "dociskaniu" przemysłu wiążącymi unijnymi celami opowiada się największa frakcja w PE - Europejska Partia Ludowa (EPL).
"EPL nie popiera dalszego zaostrzania unijnej legislacji środowiskowej, trzeba zostawić pole manewru dla prawa krajowego. Sądzę, że nasze cele najlepiej osiągać przy współpracy z przemysłem, a nie wbrew niemu" - mówił podczas debaty eurodeputowany chadeków Markus Pieper. Eurodeputowani poparli natomiast ustanowienie wiążącego celu udziału energii odnawialnej w unijnym miksie energetycznym do 2030 r. Do 2020 r. - zgodnie z pakietem klimatycznym - ma on wynieść 20 proc.
Frakcja EPL, wraz z liberałami, była też autorem łagodzącej, przyjętej przez PE poprawki do rezolucji ws. ewentualnego ograniczenia liczby pozwoleń na emisję CO2 od 2013 r. na unijnym rynku emisji (ETS). Zgodnie z nią, europosłowie wzywają KE, by - jeśli to konieczne - zrewidowała rozporządzenie o ETS, by "wdrożyć odpowiednie środki (naprawy ETS - PAP), które mogą zawierać wycofanie odpowiedniej liczby pozwoleń". Nie przeszła radykalna poprawka bezpowrotnego ich wyeliminowania z ETS.
"Z naszej strony nie wchodzą w grę żadne kompromisy"
Tymczasem polscy eurodeputowani z EPL, którzy są przeciwni jakimkolwiek zmianom w ETS, głosowali - według europosłanki Leny Kolarskiej-Bobińskiej (PO) - przeciwko całej rezolucji. "Z naszej strony nie wchodzą w grę żadne kompromisy, jeśli chodzi o ETS" - powiedziała PAP. "Koszty zaostrzania polityki klimatycznej w Polsce to 5,4 mld euro rocznie, ponad połowa całego zysku przedsiębiorstw przed opodatkowaniem" - wskazywał z kolei podczas debaty eurodeputowany Konrad Szymański (PiS).
Obok Polaków, zdecydowanie rezolucję odrzuciła najmniejsza frakcja eurosceptyków w PE, wskazując na "niszczące" koszty dalszej redukcji emisji CO2 dla unijnych firm i zmniejszenie ich konkurencyjności wobec firm z krajów spoza UE, które takich obostrzeń nie stosują. Spore zastrzeżenia mieli też konserwatyści.
Zdecydowanie popierający ambicje klimatyczne socjaliści jako jedyni wyraźnie wytknęli palcem Polskę jako "blokera" unijnych aspiracji, choć wskazywali, że przekonanie Polaków jest ważne.
"Potrzebujemy natychmiastowych działań, by przeciwdziałać zmianom klimatycznym (...), dlatego godne pożałowania było, że jeden kraj zablokował postęp. Zastanawiam się więc, jaka jest strategia KE, by wyciągnąć Polskę z tej psychologicznej i politycznej izolacji. Potrzebujemy Polski na pokładzie, to znaczący kraj - powiedział socjalista Jo Leinen. Zaznaczył, że w redukcję emisji CO2 powinny być zaangażowane wszystkie sektory - nie tylko przemysł, ale też np. transport.
Odpowiadając na to Hedegaard zaznaczyła, że w środę wicepremier Pawlak wyraźnie podkreślił, że gdy idzie o efektywność energetyczną, dostrzega jej ogromny potencjał w Polsce. "Myślę więc, że są drogi wyjścia. Niefortunność piątkowej dyskusji polegała prawdopodobnie na tym, że wyglądało na to, jakbyśmy rozmawiali o wiążących celach i podziale wysiłku w ich osiąganiu, ale to jest na później" - powiedziała. Wskazała, że pewne kraje będą mogły być wsparte w przejściu do niskowęglowej gospodarki z budżetu UE.