Inwestorzy zamierzający budować farmy wiatrowe na Bałtyku złożyli w Polsce już 47 wniosków na realizację projektów.

„Zainteresowanie sektorem energetycznym jest z jednej strony zrozumiałe, z drugiej nieco zaskakujące” – oświadczyła Anna Wypych-Namitko, wiceminister transportu, budownictwa I gospodarki morskiej, na którą powołuje się agencja Reuters. Wiceminister zadeklarowała, że pierwsze zezwolenie wyda w ciągu miesiąca, ale nie wymieniła nazwy żadnego z inwestorów.

Polska, która produkuje około 90 proc. energii z węgla, jest zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej zobowiązana do zwiększenia udziału energii ze źródeł odnawialnych po poziomu 15,5 proc. do roku 2020.

Obecnie w Polsce nie ma żadnej farmy wiatrowej działającej na morzu. W celu zwiększenia zainteresowania tymi projektami władze wydłużają okres zezwolenia na farmy wiatrowe rozmieszczone na szelfie z 5 do 30 lat oraz rozkładają opłaty na kilka lat.

Polski rząd zmienia także plany wsparcia dla producentów energii ze źródeł odnawialnych, koncentrując się bardziej na energii słonecznej, zakładach wytwarzania biogazu, farmach wiatrowych na morzu i małych elektrowniach wodnych kosztem biomasy, starych elektrowni wodnych i farm wiatrowych na lądzie.

Eksperci twierdzą, że Bałtyk ze stosunkowo silnymi wiatrami i równocześnie z płytkimi i spokojnymi wodami stwarza spore możliwości dla morskich farm wiatrowych. Wąskie gardło stanowi natomiast przepustowość sieci energetycznej w Polsce. Bogdan Gutowski, szef Polskiego Stowarzyszenia Farm Wiatrowych na Morzu uwaza, że zbudowanie pierwszego projektu na Bałtyku zajmie co najmniej sześć lat.

Polski koncern energetyczny PGE zamierza kontrolować instalacje o mocy 1000 megawatów w farmach wiatrowych offshore do 2020 roku i o mocy kolejnych 1000 MW w okresie następnych pięciu lat – wynika ze strategii firmy opublikowanej w tym miesiącu.

Reuters dowiedział się jeszcze w grudniu, że PGE rozważa także przejęcie projektów farm wiatrowych na Morzu Północnym.