Dobry rok (ponad 4-proc. wzrost) odnotowały waluty z antypodów - australijski i nowozelandzki dolar. Ich silna pozycja wynikała głównie z silnej gospodarki oraz wyższych stóp procentowych niż w krajach rozwiniętych, które gwarantują atrakcyjny wyższy zwrot z inwestycji, a co za tym idzie przyciągają zagranicznych inwestorów.
Dolar fidżijski - najpierw dewaluacja, potem wzrost
Swoją ponad 2 letnią tendencję rosnącą kontynuuje waluta z innego kraju tego regionu, dolar na Fidżi. Od 2009 roku, kiedy to tamtejszy rząd tymczasowy, zdewaluował wartość pieniądza o 20 proc., by wesprzeć eksporterów i przemysł turystyczny, zyskał on na wartość wobec amerykańskiego pieniądza 27 proc. W ostatnich 12 miesiącach umocnił się on o 3,2 proc. Na jego sytuację wpływ miała odradzająca się gospodarka, która po 0,2-proc. spadku w 2010 roku, odnotowała ok. 2,7 proc. wzrost.
„Nie bez znaczenia był również fakt, że Australia i Nowa Zelandia, czyli kraje, które kryzys dotknął w niewielkim stopniu, były najbliższymi partnerami w handlu międzynarodowym” – wyjaśnia ekspert walutowy KantorOnline.pl, Arkadiusz Kondek. Dolar fidżyjski najmocniejszy był w kwietniu, po tym, gdy ogłoszono, że pozyskano 250 mln dolarów amerykańskich z obligacji zagranicznych. Przeznaczono je na wykup wcześniejszych obligacji oraz na infrastrukturę. Zostało to dobrze odebrane przez zagranicznych inwestorów. W drugiej części roku waluta zaczęła się osłabiać, m.in. z powodu obniżenia stóp procentowych przez tamtejszy bank centralny.
Mauritius – raj nie tylko dla turystów
4,2 proc. wobec dolara zyskała mauretańska rupia. „Za tym wynikiem stoi stabilna sytuacja gospodarcza w kraju. Tamtejsza gospodarka rosła w tempie 4,1 proc., na co w głównej mierze złożył się wzrost w branży turystycznej oraz tekstylnej”– mówi Arkadiusz Kondek. Pomimo światowego kryzysu przychody z turystyki na wyspie powiększyły się z 39,45 miliardów rupii do 42,5 miliardów. Natomiast przemysł tekstylny zanotował 8,3-proc. wzrost. Dodatkowo Mauritius po raz czwarty z rzędu znalazł się na czele listy najbardziej przyjaznych dla przedsiębiorców krajów afrykańskich leżących na południe od Sahary. Tego typu informacje nie pozostają bez znaczenia dla inwestorów.
Filipiński peso poprawił swój kurs względem dolara o 2,3 proc. Wynik zawdzięcza działaniom tamtejszego banku centralnego, który trzymał inflację w ryzach, dwukrotnie w ciągu roku podnosząc stopy procentowe. „W końcówce roku na kurs peso pozytywnie wpłynęły również rozmowy liderów państw strefy euro mające pomóc w rozwiązaniu kryzysu zadłużeniowego. Inwestorzy pozytywnie odebrali ich porozumienia i decydowali się zasilić rynki wschodzące, takie jak filipiński” – tłumaczy ekspert KantorOnline.pl. Azjatycka wyspa czerpała również korzyści z siły Chin, dla których staje się coraz ważniejszym partnerem w handlu międzynarodowym.
Południowoamerykański wzrost
Około 2-proc. aprecjację względem dolara, zanotowało kolumbijskie peso. W ubiegłym roku ten południowoamerykański kraj miał bardzo dobre wyniki zarówno pod względem wzrostu gospodarczego, jak i napływu bezpośrednich inwestycji. Jak szacuje prezydent Juan Manuel Santos, kolumbijska gospodarka, oparta o ropę i sektor wydobywczy, wzrosła o 5,5 proc. i nie planuje zwalniać. Dzięki temu inwestorzy byli pozytywnie nastawieni do tamtejszego rynku i chętniej lokowali swoje środki. „Dolary nadal będą napływać do Kolumbii, a to zawsze przekładać się będzie na silne peso” – twierdzi tamtejszy ekspert walutowy, Nicolas Bernal. Według szacunków wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych osiągnęła w 2011 roku poziom 13 mld dolarów. W pierwszej połowie roku waluta była na tyle silna, że bank centralny musiał regularnie interweniować na rynku walutowym. We wrześniu peso co prawda osłabiło się o prawie 10 proc. z powodu zawirowań na światowych rynkach, ale i tak podsumowanie ostatnich 12 miesięcy wypadło na plus w stosunku do dolara.
Od 2 lat peruwiańska waluta, nowy sol, cały czas prezentuje tendencje rosnącą. W 2011 roku jej gospodarka była jedną z najszybciej rozwijających się na świecie, notując 7-proc. wzrost. Dodatkowo eksport zdecydowanie przewyższał import, budżet był zbilansowany, a bank centralny prowadził bardzo rozważną politykę monetarną, utrzymując inflację na niskim poziomie (na początku roku kilkakrotnie podniósł stopy procentowe i od maja utrzymuje je na stałym poziomie). „W takich warunkach ekonomicznych inwestorzy bardzo chętnie lokowali swój kapitał, a to przełożyło się na 3,4-proc wzrost ceny peruwiańskiej waluty” – podsumowuje Arkadiusz Kondek.
Bezpieczne przystanie
Walutą roku 2011 był japoński jen. W związku z obawami o powrót recesji w Stanach Zjednoczonych pieniądz kraju kwitnącej wiśni był dla inwestorów bezpieczną przystanią. W sierpniu ubiegłego roku osiągnął on najwyższy kurs od II wojny światowej. Podobną rolę pełnił również frank szwajcarski, który w ostatnich 12 miesiącach zanotował 2 proc. wzrost wobec dolara.
Wzmocnił się też chiński juan, jednak w tym przypadku kluczową rolę odegrał tamtejszy rząd. Chinom, jako czołowemu światowemu eksporterowi zwykle zależy na słabej walucie. Z tego powodu od 2008 roku utrzymywały one sztywny kurs. W ostatnich miesiącach rząd pozwolił jednak na wzmocnienie się juana, by zredukować ryzyko własnego portfela inwestycyjnego (Chiny posiadają prawie 3 biliony dolarów w papierach dłużnych) oraz opanować inflację. Państwo Środka jest potężnym importerem (łączny import wynosi 1,4 bln dolarów, co stanowi 40 proc. PKB) i w przypadku rewaluacji krajowej waluty o 10 proc., ograniczą w ten sposób wydatki na zakup surowców, również o 10-proc. Wzmocnienie juana wydaje się zatem lepszą bronią na inflację, niż podnoszenie stóp procentowych – relacjonuje KantorOnline.pl.