Dyplomaci i Komisja Europejska przyznają, że kompromis jest coraz bliższy i jest duża szansa, że przywódcy porozumieją się w sprawie paktu fiskalnego już na szczycie 30 stycznia. Zresztą kraje strefy euro nie za bardzo mają możliwość odrzucenia paktu. Po pierwsze obawiają się reakcji rynków i zwiększenia kosztów obsługi długu (bo agencje ratingowe mogą obniżyć im oceny). Po drugie kanclerz Niemiec Angeli Merkel udało się przeforsować warunek, że w przyszłości, by skorzystać z pomocy funduszu ratunkowego (ESM) konieczna będzie ratyfikacja nowego traktatu i wdrożenie jego głównego elementu: zasady wydatkowej, według której roczny deficyt strukturalny nie przekracza 0,5 proc. nominalnego PKB.
Chodzi o nowy międzynarodowy traktat o "Stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Monetarnej", czyli tzw. pakt fiskalny. Ponieważ Londyn zablokował zmianę traktatu UE, nowe zasady wzmacniania dyscypliny finansowej, które mają zapobiec powtórce kryzysu zadłużenia w przyszłości, mają być wdrożone umową międzyrządową "17" oraz chętnych państw spoza strefy euro.
Na przyjęcie traktatu, nieco ponad dwa lata od przyjęcia Traktatu z Lizbony, który miał wystarczyć Unii na przynajmniej 10 lat, nalegają przede wszystkim Niemcy; kraj ten ponosi główne koszty ratowania państw pogrążonych w kryzysie zadłużenia, z Grecją na czele.
Najnowszy, ujawniony w czwartek projekt paktu idzie zdecydowanie po myśli Niemiec. Choć nowa reguła wydatkowa nie będzie musiała być zapisana w konstytucjach narodowych (czego Berlin domagał się początkowo, ale ustąpił Irlandii i Holandii, by nie przeprowadzać tam referendów), to wzmocniono ją dodatkowymi zapisami o sankcjach finansowych dla niesubordynowanych państw. Będzie je orzekać Trybunał Sprawiedliwości UE - w wysokości do 0,1 proc. PKB kraju. Środki z kar zasilą fundusz ratunkowy.
Skoro negocjacje trwają, kraje nie ujawniają do końca swych stanowisk. Poza Niemcami zadowolona może być też Francja - można wywnioskować z wypowiedzi dyplomatów. Najnowszy projekt paktu otwiera co prawda możliwość udziału w szczytach euro państwom spoza strefy (jak Polska), ale tylko "na zaproszenie przewodniczącego szczytów euro", "kiedy uzna to za stosowne i przynajmniej raz w roku". I pod warunkiem, że kraje nie tylko ratyfikują nową umowę, ale też zadeklaruje intencję wdrożenia jej zapisów; z góry taką możliwość wyklucza Londyn.
Polacy nie są do końca usatysfakcjonowani najnowszymi ustaleniami
Jak powiedziały PAP źródła francuskie, dla Paryża najważniejsza jest możliwość organizacji szczytów przywódców państw euro tylko we własnym gronie. "To nasz priorytet, nie będziemy tego ukrywać" - powiedział w piątek francuski dyplomata. To zgodne ze starym francuskim postulatem, by zacieśniać strefę euro metodą międzyrządową, czyli przez przywódców, z ograniczoną rolą KE.
W negocjacjach paktu Paryż zgodził się więc, że tak długo, jak jest możliwość organizacji szczytów tylko w gronie "17", można raz w roku czy nawet częściej doprosić pozostałych. Zwłaszcza że, jak przyznały inne źródła, w tej sprawie była "duża presja" na Francję - nie tylko samej Polski i wspierającej ją KE, ale także Niemiec.
Po reakcji polskich polityków można sądzić, że nie są do końca usatysfakcjonowani najnowszymi ustaleniami, choć to postęp w stosunku do poprzednich wersji paktu. "Negocjacje trwają. Myślę, że ten tekst jeszcze wymaga dużo pracy" - powiedział w piątek minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz. Sprawa zostanie poruszona na najwyższym szczeblu, czyli na szczycie 30 stycznia. Dyplomaci nie spodziewają się, by problem został rozwiązany na poziomie ministrów finansów, którzy będą rozmawiać o pakcie już w poniedziałek wieczorem w Brukseli.
Polskę, która od początku negocjacji nad nowym międzyrządowym paktem fiskalnym zabiega o to, by kraje spoza strefy euro mogły - jako obserwatorzy bez prawa głosu - uczestniczyć we wszystkich posiedzeniach szczytów euro i eurogrupy, wsparła KE i Parlament Europejski, argumentując, że ma to zapobiec pogłębieniu się podziałów w UE.
W piątek rzeczniczka KE oceniała najnowszy projekt jako "krok w dobrym kierunku", "by zredukować pewne napięcia między niektórymi krajami członkowskimi eurogrupy i pewnymi krajami spoza, co jest w centrum naszych wysiłków", w domyśle między Polską a Francją.
Trudno ocenić, czy Polsce uda się wywalczyć więcej. Jak przyznał sam premier Donald Tusk, Polska nie ma tu dużego poparcia wśród innych państw; także państwa spoza euro nie traktują tej sprawy jako priorytetowej. Nawet Dania, choć jej korona jest powiązana z euro, publicznie deklarowała, że nie zależy jej na udziale we wszystkich szczytach euro. Dlatego Polska stara się do szczytu 30 stycznia zbudować koalicję. Tusk rozpoczął te starania od Włoch, których premier Mario Monti słynie z przywiązania do metody wspólnotowej, a więc silnych instytucji dla wszystkich członków UE, co jest także ważne dla Polski.
Dla Włoszech najważniejsze w negocjacjach nad paktem będzie utrzymanie zapisów dotyczących redukcji nadmiernego długu (a nie deficytu), tak by nie wykraczały zbytnio ponad ustalenia "sześciopaku".
Francja też nie ma wielu sojuszników, jeżeli chodzi o ekskluzywne szczyty euro - dyplomaci wskazywali na Belgię i Estonię. "To konieczne, by na pewnych spotkaniach członkowie strefy euro mogli rozmawiać tylko we własnym gronie" - potwierdził PAP szef MSZ Belgii Didier Reynders.
Pakt fiskalny zajmie się harmonizacją podatków?
Po myśli Francji są też zapisy o tym, że pakt ma wzmocnić nie tylko dyscyplinę budżetową, ale też zarządzanie gospodarcze i koordynację polityk gospodarczych, a nawet "spójność socjalną" Unii Gospodarczej i Walutowej. W tym celu kraje mają podejmować konkretne kroki we wszystkich dziedzinach kluczowych dla euro, by wzmocnić wprost gospodarczy, konkurencyjność, promować zatrudnienie, wpływać na stabilność finansów publicznych - brzmi zapis.
"To otwiera drogę, by pakt fiskalny, który miał dotyczyć tylko dyscypliny fiskalnej, zajął się kolejnymi sprawami, np. harmonizacją podatków. To niebezpieczne" - powiedziały instytucjonalne źródła unijne.
Tego obawiają się także nowe kraje, jak Polska, ale też Irlandia, która nie chce rezygnować z niższego niż w innych państwach UE podatku od przedsiębiorstw. Ale, jak powiedziały PAP źródła irlandzkie, dla Irlandczyków najważniejsze jest, że nie będą musieli zmieniać konstytucji, by wdrożyć nową regułę wydatkową. "To bardzo dobra wiadomość; oznacza, że może uda się obyć bez referendum" - wyjaśniły źródła.
Uczestnicy paktu, jak zakłada projekt, zobowiązują się, że celem będzie wprowadzenie zapisów nowej umowy do traktatu UE "najpóźniej" w ciągu pięciu lat, na co nalega zwłaszcza PE. Umowa ma wejść w życie 1 stycznia 2013 roku, przy założeniu, że do tego czasu będzie ratyfikowana przez 12 z 17 państw strefy euro.
Państwa UE, które nie są jeszcze w euro, ale chcą być stroną umowy (jak Polska), będą obowiązane przestrzegać zasad międzynarodowej umowy wraz z wejściem do strefy, chyba że same "wyrażą intencję, że chcą wcześniej być zobligowane postanowieniami umowy lub jej poszczególnymi elementami". Minister Jacek Rostowski mówił w grudniu, że Polska nie planuje wcześniejszego, przed wejściem do strefy euro, przyjęcia tych zasad.