W czwartek KE przedłużyła dopuszczalną pomoc państwa dla banków w związku z nieustępującym kryzysem zadłużenia, który wywiera coraz większą presję na rynek finansowy. Z drugiej strony pod koniec października przywódcy UE zdecydowali, że dla zwiększenia stabilności rynku finansowego banki mają utrzymywać większe kapitały. Na to banki zagroziły, że zmniejszą akcję kredytową.
W latach 2008-2009 Komisja Europejska przyjęła na czas kryzysu finansowego przepisy, które pozwoliły państwom ratować swoje banki przed upadkiem; możliwe, że teraz będą im też pomagać, by osiągnęły wymogi kapitałowe przez te państwa określone.
Choć przywódcy zapewniają, że pomoc państwa w dokapitalizowaniu banków, by mogły spełnić podwyższony z 5 do 9 proc. tzw. współczynnik adekwatności kapitałowej, będzie "ostatecznością" (kolejną "ostatecznością" ma być pomoc z funduszu ratunkowego strefy euro), to w czwartek KE przedstawiła wskazówki ws. pomocy państwa w dokapitalizowywaniu unijnych banków.
"Pomoc państwa w dokapitalizowaniu banków, by spełniły nowy wymóg 9 proc. wskaźnika kapitałowego (ma on uwzględniać narażenie banku na dług publiczny państw), będzie ostatecznością. Najpierw banki będą musiały same zapewnić środki lub zebrać je z rynku" - powtórzył w czwartek komisarz UE ds. konkurencji Joaquin Almunia.
Almunia zauważył, że teraz sytuacja na rynku finansowym (i ewentualna pomoc bankom) ma inny charakter niż 3 lata temu. Teraz to banki są pod presją rynków zadłużenia państw, a ich księgi są obciążone tracącymi wartość obligacjami. W 2008 r. to kłopoty banków i ryzykowne instrumenty finansowe wpędziły państwa w zadłużenie (np. Irlandię), a np. Islandię doprowadziły do bankructwa.
Almunia zapewniał, że "maszyna podtrzymująca funkcje życiowe" zostanie odłączona od banków, gdy tylko warunki na rynku finansowym się poprawią, ale apelował, by kraje UE odpowiedziały na epicentrum problemu, jakim jest rynek zadłużenia. "Czekam na pilne rozwiązania tarć na rynku długu publicznego. Gdy zostaną one przyjęte, a rynki nabiorą do nich zaufania, znikną napięcia na rynku międzybankowym oraz zmniejszy się obciążenie ksiąg banków" - powiedział.
KE wyjaśniała w czwartek, jak "zapewnić, żeby kraje były odpowiednio wynagradzane za pomoc bankom"
Już teraz są problemy z płynnością na rynku międzybankowym. Na rynku brakuje zaufania, więc banki nie chcą udzielać pożyczek sobie nawzajem, a to odbija się na przedsiębiorcach, którzy nie mogą uzyskać kredytów na swoją działalność. To z kolei może jeszcze bardziej osłabić wzrost gospodarczy i pogłębić kryzys.
Zwiększeniu płynności rynku pomogłyby silne publiczne gwarancje pożyczek dla banków. Ale jak powiedział Almunia, kraje UE są niechętne opcji, którą KE uważa za najlepszą, a mianowicie "systemowi wspólnych gwarancji krajów UE dla banków". "Większość krajów jest przeciwko" - powiedział.
KE wyjaśniała w czwartek, jak "zapewnić, żeby kraje były odpowiednio wynagradzane za pomoc bankom". "Udzielanie zastrzyków kapitałowych przez państwo może w przyszłości coraz częściej następować w postaci udziałów (nieprzynoszących stałego dochodu)" - napisała KE. Udziały przyniosą rządom zyski, gdy banki wypracują dochody. KE radzi jednak, jak rządy mogą zadbać o ich rynkową wycenę i jak pobierać opłaty od banków za gwarancje.
Minister finansów Jacek Rostowski wyjaśnił w środę w Brukseli, że ministrowie UE zadbali o to, żeby banki nie zwiększały kapitałów do wymaganego poziomu kosztem zmniejszania akcji kredytowej. "22 października podjęto decyzję, że dokapitalizowanie na potrzeby rynku długu publicznego ma być w formie kwotowej, to znaczy ma być pewna kwota dodatkowego kapitału, którą banki zdobędą, jeśli mają takie potrzeby, na skutek wyliczeń odnoszących się do stanu (ich ksiąg - PAP) z 30 września" - powiedział. "Czyli, niezależnie od poziomu akcji kredytowej, kwoty wynikające z obliczeń będą musiały być zaciągnięte z rynku albo dostarczone przez państwa" - dodał.
Pod koniec października Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) wyliczył, że unijne banki potrzebują dokapitalizowania rzędu 106,4 mld euro. Almunia wyraził w czwartek nadzieję, że "nie będzie miał zbyt dużo klientów przy swoim okienku (z pomocą publiczną - PAP)".