Grzechy przeszłości dosięgnęły wszystkie bez wyjątku kraje Unii Europejskiej, które przez lata żyły ponad stan, zaciągając coraz większe długi. Tylko dwa państwa UE nie muszą myśleć o oszczędnościach i cięciu wydatków – to Niemcy i Szwecja.
Grzechy przeszłości dosięgnęły wszystkie bez wyjątku kraje Unii Europejskiej, które przez lata żyły ponad stan, zaciągając coraz większe długi. Ich spłata będzie teraz długą drogą przez mękę. Wczoraj szefowa MFW Christine Lagarde ostrzegła przed „straconą dekadą” dla tych państw, które nie zabiorą się energicznie do uzdrawiania finansów publicznych. Nie dotyczy to wszystkich: niektóre, jak Niemcy i Szwecja, mogą sobie nawet pozwolić na cięcie podatku, bo ich budżet jest oparty na solidnych podstawach.
– W ten sposób coraz wyraźniej Europa zaczyna dzielić się na kraje, które mają relatywnie niski dług i będą mogły liczyć na szybki wzrost i niskie bezrobocie, oraz te, które będą musiały wszystko poświęcić cięciom – tłumaczy „DGP” Cinzia Alcidi, ekspertka Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS).
Do tej drugiej grupy z pewnością należą Włochy. Premier Silvio Berlusconi zapowiedział, że przed podaniem się do dymisji przeforsuje pakiet ograniczenia wydatków państwa i zwiększenia dochodów fiskalnych, który pozwoli na zmniejszenie w ciągu dwóch lat dziury w finansach publicznych o 45 mld euro. W szczególności Włosi mają pracować do 67. roku życia niezależnie od tego, kiedy weszli na rynek pracy. Zniesiona zostanie także ochrona przed konkurencją wielu dotąd zastrzeżonych profesji. Polityka zaciskania pasa ma doprowadzić do zrównoważenia budżetu już w 2013 r., o rok wcześniej niż planowano. Ale włoski rząd nie ma wyboru: jeśli inwestorzy szybko nie odzyskają zaufania do tego kraju, a rentowność jego obligacji nie spadnie z obecnego poziomu ponad 7 proc., to z 1,9 bln euro długu wejdzie on w zaklętą spiralę zadłużenia.
Plany oszczędnościowe w krajach UE / DGP
Tego chce też uniknąć Francja. Prezydent Nicolas Sarkozy ogłosił w tym tygodniu 5-letni plan redukcji dziury budżetowej – w sumie o 65 mld euro. Program przewidujący m.in. podniesienie z 5,5 do 7 proc. preferencyjnej stawki VAT na usługi gastronomiczne i remonty mieszkań oraz podniesienie o 5 pkt proc. podatku CIT dla firm o obrotach przewyższających 250 mln euro rocznie okazał się konieczny po tym, jak rząd zrewidował w dół (do 1 proc.) prognozy wzrostu na przyszły rok. To oznacza mniejsze dochody fiskalne, a Francja, jeśli chce utrzymać najwyższy rating AAA i relatywnie niskie koszty zaciągania długu, nie może pozwolić sobie na opóźnienia w planie ograniczenia poniżej 3 proc. w 2013 r. deficytu budżetowego.
W Wielkiej Brytanii rząd Davida Camerona od półtora roku wdraża ambitny plan redukcji deficytu o łącznie 80 mld funtów. Ale jego skutki społeczne są coraz surowsze. Z powodu ograniczenia dotacji tylko w tym roku realne dochody przeciętnej, czteroosobowej brytyjskiej rodziny zmniejszą się o 1,5 tys. funtów – podaje Urząd Odpowiedzialności Budżetowej (OBR). Tylko w ostatnim kwartale liczba pracowników sektora publicznego została zredukowana o 104 tys. osób. To przyczynia się do spowolnienia wzrostu gospodarczego, w tym roku osiągnie tylko 0,9 proc. Zdaniem OBR Brytyjczycy muszą się liczyć z zaciskaniem pasa jeszcze przez dwa lata, do 2013 r.
Oszczędzają nawet te kraje, których gospodarka jest w relatywnie dobrej kondycji. Holenderski rząd konsekwentnie realizuje trzyletni plan ograniczenia o 18 mld euro (4 proc. PKB) wydatków państwa, w tym niektórych subwencji socjalnych, dotacji na ochronę zdrowia i edukację.
Są jednak kraje, które nie muszą myśleć o cięciach. W tym roku deficyt budżetowy Niemiec wyniesie 25 mld euro zamiast planowanych 48,4 mld euro, bo gospodarka rozwija się szybciej, niż prognozowano. To pozwala ekipie Angeli Merkel ograniczyć przed wyborami w 2013 r. podatek CIT o łącznie 6 mld euro rocznie. I to przy utrzymaniu planu zrównoważenia finansów publicznych w nadchodzących 5 latach.
Jeszcze bardziej komfortową pozycję ma Szwecja. Konserwatywny rząd Fredrika Reinfeldta w tym roku wypracuje nadwyżkę budżetową odpowiadającą 0,3 proc. PKB. W 2012 r. ma ona urosnąć do 1,8 proc., a rok później – do 2,8 proc. To daje władzom możliwość stymulowania wzrostu gospodarczego, jeśli okaże się to konieczne. Ale na razie takiej potrzeby nie ma: w tym roku wzrost wyniesie 4 proc.