Liderzy Unii Europejskiej pracują obecnie nad planem, który ma skłonić banki do zwiększenia kapitałów na łączną kwotę od 100 mld euro do nawet 300 mld euro – wynika z szacunków analityków. Pieniądze te albo będą pochodzić od obecnych inwestorów, czyli akcjonariuszy, albo z państwowych funduszy, czyli od podatników.
Szereg firm tej rangi co Schroders czy Swisscanto Basset Management nie chce inwestować, gdyż fiasko rozwiązania kryzysu fiskalnego w strefie euro może doprowadzić do jeszcze większego spadku notowań banków.
„Banki muszą odzyskać zaufanie inwestorów i pokazać, jak funkcjonują jeszcze przed powiększeniem kapitału” – mówi Peter Braendle, ze szwajcarskiej firmy Swisscanto, zarządzającej aktywami wartości 52 mld franków szwajcarskich, wśród których są także akcje Deutsche Banku – „Rynek czeka na dobre rozwiązania problemu zadłużenia państw”.
Banki, które otrzymają pomoc rządową albo z UE muszą się liczyć z narzuceniem ograniczeń w zakresie wypłaty premii dla pracowników oraz dywidendy dla udziałowców – przypomniał Jose Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej. Barroso dołączył w tym tygodniu do kanclerz Niemiec Angeli Merkel wzywającej banki do zwiększenia kapitału poprzez oferowanie akcji prywatnym inwestorom. Jeśli ten zabieg się nie powiedzie – podkreślił szef KE – banki muszą szukać pomocy u rządów, a jeśli te nie będzie na to stać, wówczas ze środków Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej, EFSF.
Akcje 46 banków z europejskiego indeksu Bloomberga (Europe 500 Banks and Financial Services Index) runęły w tym roku na 29 proc., na czele z francusko-belgijską Dexią, która się rozpadła pod ciężarem greckiego długu. Ale wartość rynkowa UniCredit, największego banku Włoch, wynosi na przykład dzisiaj mniej niż połowę konkretnej wartości księgowej (tangible book value ).
Wczoraj analitycy Credit Suisse wyliczyli, że największe banki w Europie potrzebują na dokapitalizowanie co najmniej 220 mld euro. Dzisiaj Mizuho Securities w Londynie oszacowało te potrzeby nawet na 338 mld euro.
Jeśli inwestorzy zbojkotują banki, wtedy za niepowodzenia tych ostatnich znowu zapłacą podatnicy.