Główne założenie ustawy antyspreadowej, która weszła w życie 26 sierpnia tego roku, było proste – konsument miał uzyskać możliwość dokonywania spłat rat bezpośrednio w walucie, w której zaciągnął kredyt. Bez dodatkowych opłat, prowizji, konieczności wcześniejszego informowania o tym banku etc. I tak jest. Ale nie oznacza to, że w każdym banku warunki spłaty kredytu bezpośrednio w walucie są identyczne. Takie są wnioski z raportu Open Finance, który przeanalizował ich ofertę. – Jest ona zaskakująco różnorodna. O ile jedni rzeczywiście ułatwili cały proces, inni stosują zapisy mogące zniechęcać klientów – mówi Halina Kochalska z Open Finance.
Różnice zaczynają się już na etapie aneksu do umowy, który należy podpisać, aby móc spłacać kredyt w walucie – w przypadku mBanku i MultiBanku wchodzi on w życie z chwilą podpisania, ale w Banku BPH na jego aktywację trzeba czekać 14 dni i może się okazać, że najbliższą ratę klienci będą musieli spłacić w złotówkach.
Przy spłatach są jeszcze większe rozbieżności. Np. w żadnej placówce MultiBanku nie można dokonywać wpłat gotówkowych, co może odstraszyć klientów chcących kupować franki bezpośrednio w kantorze. W przypadku Deutsche Banku taka możliwość istnieje tylko w 7 proc. placówek. Najlepiej wypada BPH, w którym 211 na 283 oddziały przyjmuje wpłaty we frankach. Spłatę za pośrednictwem przelewu umożliwiać muszą klientom obowiązkowo wszystkie banki.
Po podpisaniu aneksu możemy też mieć problem, jeżeli chcielibyśmy spłacić którąś ratę w złotówkach. W przypadku Deutsche Banku należy wcześniej złożyć wniosek bezpośrednio w oddziale banku – gdy o tym zapomnimy, pojedziemy na wakacje i nie będziemy mieli dostępu do franków, nie zapłacimy raty.
Ale już na przykład w przypadku MultiBanku nie ma takiej konieczności. – Gdy na konto walutowe do kredytu klient przekaże złotówki, a nie walutę, bank samoczynnie przeliczy te środki, aby kredyt został spłacony – wyjaśnia Mateusz Żelechowski, rzecznik MultiBanku. Podobnie jest w BPH, gdzie wystarczy podpisać jeden aneks, by móc spłacać kredyt dowolnie – złotówkami bądź walutą.
Zdaniem ekspertów z biegiem czasu warunki płacenia rat w walutach w poszczególnych bankach będą się zmieniały. Wszystko zależy od tego, jaki procent klientów będzie w ten sposób spłacał zobowiązania.
Złoty i frank na kotwicy
Interwencja Narodowego Banku Szwajcarii pomogła. Wczoraj frank szwajcarski utrzymywał poziom 1,21 do euro. Dzięki temu złoty też był w niewielkim paśmie wahań, między 3,47 a 3,51 zł za CHF. – Myślę, że poziom 3,45 – 3,55 uda się utrzymać przez miesiąc – mówi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.
Zgodna z oczekiwaniami rynku decyzja RPP o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie była neutralna dla wyceny złotego. Rynek jednak liczył na to, że Marek Belka, szef RPP, na konferencji po radzie dokona interwencji słownej wspierającej naszą walutę. Ale ograniczył się do stwierdzenia, że kurs złotego nie ma nic wspólnego z fundamentami polskiej gospodarki.
W tej sytuacji złoty zdany jest na decyzje inwestorów i skuteczność Banku Szwajcarii. – Na razie inwestorzy są w szoku. Zapewne część z nich na kilka tygodni wycofała się z inwestycji we franki. Trudno powiedzieć, jak długo wytrwają – mówi Rogalski.
Jednak już widać nowego faworyta inwestorów. Jest nim dolar. Wczoraj zyskiwał do wszystkich głównych walut poza euro. Co było do przewidzenia. Dolara wspiera bardzo płynny rynek obligacji. Do tego mało kto wierzy, że Fed zdecyduje się na program QE3 mający stymulować gospodarkę USA, co dodatkowo wzmacnia amerykańską walutę. Do tego, dopóki Europa nie poradzi sobie z problemami, inwestorzy nie mają wyjścia. Wszystkie inne waluty, które w ostatnich dniach są wymieniane jako alternatywa dla franka – korona szwedzka, norweska czy czeska – są bardzo mało płynne. Dlaczego obiektem pożądania nie jest złoty, analitycy nie potrafią odpowiedzieć. BT